Menu
Gildia Pióra na Patronite

Piknik na minie

Rozłożyłem koc nieopodal lasu, gdzieś hen
I tak sobie siedzę, oglądając polską jesień
Przekręcając się z boku na bok, chcę lecieć
Coś w duszy mi mówi, że muszę uciec.

Stawiam nogę, słyszę delikatny brzdęk metalu
Stoję nieruchomo, zastanawiam się, co się stało
Patrze pod stopę, widzę element dawnego arsenału
Gdybym podniósł nogę nic by ze mnie, nie zostało

Mija godzina, druga i trzecia też odeszła już
A ja tu stoję i stoję jak na ulicy stary słup
Co zrobić mam, nie mogę zostać przecież tak
Leczy gdy wykonam ruch, odlece jak ptak

Podczas analizy zysków i strat, chciałem umrzeć
Chciałem umrzeć kiedyś, teraz już tego nie chce
Pokochałem życie gdy miało zostać mi zabrane
Pokochałem je tak mocno, że aż nad nim łkałem

Spoconymi od stresu rękami, chce ją rozbroić
lecz nie wiem jak. Stary mechanizm się włączył
I nie cofnie się już, choćbym walczył i się męczył
Myśli niszczą moją głowę. I pytanie “Co zrobić?”

Czuje zmęczenie, senność mnie ogarnia już
Wiem, że choć teraz nie chce, koniec tuż tuż
Podnoszę nogę, nawracając się, wołam Boga
Licząc, że się zatnie. Nie dziś. Znika trwoga

6420 wyświetleń
88 tekstów
3 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!