Przyszła nie wiadomo jak i skąd. Zamieszkała na dobre w Twym umyśle. Cicha i niepozorna, tak często pożądana... Liczysz na spokój i ciszę? Jakże to pomylone myślenie. Właśnie wpadłeś w jej kościste ramiona. Wbija szpony w Twe wątłe ciało, zaczyna je rozdzierać... Na twarzy maluje się wyraźny obraz bólu i cierpienia, A na ramiona spływają jak smoła - jej cierniste kosmyki. Bezgłośnie wołasz o pomoc, Lecz los przyszył do Twojej twarzy uśmiech. I stoisz w tłumie, niezrozumiany... Po to, by ostatnim tchnieniem złożyć pocałunek na ustach swej słodkiej... Samotności.