Podążamy między miastami Podążamy miedzy wioskami Przemierzamy drogi i ścieżki Życia swojego w pośpiechu Zapominamy nawet o sobie Dążymy do celów w tym całym Magazynie problemów i zamętu Zejdźmy czasem na bok Spójrzmy na niebo Pójdźmy do parku Do parku z samego rana O poranku jesienią wczesną By dojrzeć otóż takie obrazy Gdy tak już wejdziemy Do parku takiego Pojawiamy się w nowym świecie Zapominamy o tym naszym zamęcie Ciemniej o świcie w parku Pełno w nim zakamarków Mgły w kątach swych Lewitują zamrożone A pod nimi zielone mchy Mchy pełne rosy Każdy pień i kamień Te zielone dywany obrosły Czas zatrzymany Ludzi park pozbawiony Słychać nawet jak korzenie Wbijają się, co raz głębiej W życiodajną cenną glebie Dookoła kolory ładne Lecz może z powodu Półmroku trochę przybladłe Takie niczym pastelowe Niczym szare, ale jednak kolorowe Wilgoci dużo, odczucie chłodu Takiego w sam raz orzeźwienia Takiego wręcz duchowego i cielesnego Nowego i powtórnego odrodzenia Więc wybierz się czasem do parku z samego ranka Bez zmartwień, bez pośpiechu, bez komórki i zegarka