Do Monique
Obrazu mi swego szczędzisz dla draki
Szaleństwa obnażam oczu przekrwienie
I spać po nocach, nie sposób jednaki
Oznak mizerności, serca bicia drżenie
Sunę wraz z wiatrem spojony niebytem
Słońce ucieczką w cień czasu zabawiam
Deszczem obmywam słowa ukryte
Których na głos, rzec mocno się obawiam
Jeśli w uliczce nagłym spotkaniem
Losu zrządzeniem na siebie wpadniemy
Zmuszone usta pocałunkiem związane
Razem na zawsze w sobie zaginiemy
Ni pęd to języków ani objęć śmigłych
Żadna to sztuczka na prędko utworzona
Powolna jak dotyk dłoni niezwykłych
Dosięgnie nas miłość, prawdą uchwycona
Lecz jeśli wydusisz, tęsknotę swego ciała
Przeszłości lęki, nowych objęć bliskość
Ugodzę się w serce, tuż obok moja wiara
Zezwoli ci odejść, spełni powinność
W tę samą ulicę zmienioną w dosłowność
Zapędzę się jutro na przekór swej woli
Papieros wypuści z żył życie na wolność
Rozpłynni mnie nagle, do lotu zezwoli...
Vort 2011.07.
Autor