Nie poddam się dziś lękom Wiec przestań kłapać gębą. Zawsze ci wszystko jedno. Podnosisz mi ciągle tętno. Prośby są nadaremną, To dla mnie jest udręką. Wszystko dziele na dwoje, Te chore paranoje. W ciszy pulsują skronie, Łeb w cierniowej koronie. Pot i krew z czoła ronię, A my jak łyse konie. Boga nie będą błagał, Dla Boga to jest banał, Było nas kiedyś troje, A dziś przy grobie stoję. Zostało dwóch naiwnych, Dwóch przedziwnych, Dwóch przeciwnych. Materialnie biedni, A zarazem bogaci. Bo co by się nie działo Wiem ze braci się nie traci.