nie płacz nie złorzecz kamieniom które ktoś ci na drodze rozsypał może kiedyś most z nich zbudujesz nad przepaścią rozpaczy tam gdzie miłość rozkwita zawsze są jakieś ciernie nie mów że Bóg cię opuścił On ukrył cię w swoich ramionach ci których kochasz zostają nawet jeśli ich nie możesz zobaczyć
Ukrył cię w swoich ramionach Szeptał nuty Smetany aż słuch wypełnił błogością Dłonią obtarł łzy i pozostawił ją Widoków pełną z panoram Beskidów Aż perspektywy znowu miłością Utulił tak że z powrotem dnie i noce Ciszą spokojem i dobra szczodrością Jeszcze przywrócił ust twoim modlitwę Tak byś cieszył się z Nim łącznością I ogień i wodę i wiatr twojemu Losowi Tak drugiego człowieka tobie dał Dał na dalszą drogę i poszedłeś I wiesz że idąc teraz wszystko możesz Wszystko co ma sens jest A nie tylko niepewnością że być może
Kiedy ocieramy paciorki łez naszych dzieci, myślę, że wtedy nawet w niebie pada deszcz... Na szczęście po deszczu zawsze przychodzi słońce, ale czasem wcześniej przychodzi tęcza uśmiechu Przyjaciela. Dziękuje Ci za te rozszczepione kawałki światła, które zostawiasz przychodząc.
Dziś w moich stronach deszczowo, buro i ponuro, ale za każdym razem, gdy zjawiasz się, czy to z nowym wierszem, czy odpowiedzą na wiersz mój, wychodzi słońce. Myślę, że przyjaciele już tak mają, że opromieniają nasze życie, nawet jeśli czynią to z góry, światłem gwiazd. Bo przecież nawet nieobecni bliscy, zawsze są blisko. Piękny błękitny wiersz.