Masz rację :) Ten wiersz, to opis tego najgorszego cyklu, chociaż są momenty, w których nadzieja już nie wraca i ludzie, którzy już na nic nie czekają i żadnej nadziei nie mają w sobie. Można go różnie interpretować, bez zakończenia, łatwiej trafi w to, co komu w sercu siedzi :)
Nadzieja to dość ciekawe zjawisko, zdecydowanie można ją zaliczać do 'cnót boskich', właśnie dlatego, że jej śmierć nie oznacza jej unicestwienia. Umieranie to jakby naturalna część jej cyklu. Taka, dajmy na to, miłość, jak dobrze trafić, umiera zdecydowanie rzadziej. Wiara jest chyba najbardziej śmiertelna, bo z każdym upadkiem wstaje słabsza, choć bywają od tego wyjątki. Nadzieja jest jak chwast, który raz zasiany nie daje się wyplewić. Ale nie wszystkie chwasty są tego warte.. Taka nadzieja rozprzestrzenia się niby niezapominajka.
Zauważając to, Twój wiersz od razu ma wydźwięk mniej tragiczny, choć wciąż pozostaje szaro-smutny, prawda? c; Dobrze było dopisać ten kawałek. W ten sposób od razu odczytałam ten utwór, wypadało się podzielić c;