Samotność przebija się przez te wersy, taka że "a po cóż mi inni ludzie", trochę rozżalona i pod prąd. I choć to prawda, że życie człowiekowi jest dane, by przeżył je, dokonując samodzielnych wyborów, to jednak i tak chcemy gdzieś znaleźć się razem, być częścią jakiejś wspólnoty, rodziny, grupy i być "widzialnym", usłyszanym, zrozumianym, ba nawet docenionym. Bez tego człowiekowi jest p prostu źle. Jakkolwiek mądrze by tego nie uzasadniać. A narcyz, odchodząc od konotacji narcystycznej osobowości - to kwiat- zwiastun wiosny ;)
Narcyzm, egoizm (nawet pozytywny, bo i coś takiego wymyślono) jakoś się źle kojarzą, ale jest taka stara zasada, przykazanie, jak ktoś woli: kochaj bliźniego, jak siebie samego. Złe jest zarówno przesadne poświęcanie własnego dobra osobom, które tego wcale nie potrzebują, wręcz jest to dla nich destrukcyjne ( zachcianki egoistycznego małżonka, czy rozpieszczonego bachora. :P ), jak i przesadna miłość własna, kosztem bliskich, kosztem innych ludzi wokół. Dzięki. Pozdrawiam. :))
Interesujący komentarz. W moim rozumieniu narcyzm nie musi oznaczać egoizm, tylko większą potrzebę wyróżniania się niż u innych. A na resztę pytań nie mam odpowiedzi
Rozumiem, też często płynę pod prąd. Czy narcyz? Hmm... Nie da się kochać kogoś innego, jeśli siebie się nienawidzi. Gdzie leży granica pomiędzy szacunkiem dla samego siebie, a egoizmem, narcyzmem? Czasami zostajemy zupełnie sami, bez rodziców, bez rodziny, bez przyjaciół, bez autorytetów, bez świadków, bez środków, bez żadnej pomocy, nawet bez wrogów... bez Boga... Dlaczego? Taki przypadek? Tacy jesteśmy beznadziejni, świat taki zepsuty, że nie ma już nikogo wartościowego? A może właśnie tego potrzeba, byśmy mogli sami wybrać, sami podjąć decyzje, szukać i znaleźć drogę? Takie przedpołudniowe wyn(at)urzenia smoka. :D Miłego dnia. :))