Modliłem się co wieczór błagalnie składając ręce wpatrzony w niebo Z nadzieją powtarzałem pacierze,by dać szansę zwykłym potrzebą Modliłem się , za ojca który wreszcie zasnął na rozkładanym tapczanie By nazajutrz ,skacowany nie zaspał do pracy wypłatę , oddał mamie Modliłem się i za Nią by nie straciła wiary w sens takiego życia By wytrwała dla nas bolesne słowa ,razy obietnice, bez pokrycia O naiwności skrzydła z papieru uklejone ikarowe...przeloty Upadłe , zmęczone lica niespełnionych pragnień cudów tworzenia , niedosyt Modliłem się , żarliwie kierując maluczkiego słowa ...do wszechmogącego Bolały od desek kolana Drętwiały uniesione ręce gdzie były ? Anioły Jego ? Minęły lata... i padło Natrętnie cisnące się pytanie z ust spękanych mową... Gdzie jest Bóg ? gdy go nie ma... na tronie swym zasiada ? Gdzie jest Bóg ? gdy giną narody na ziemi cierpienie i zagłada...
Pytanie...wiele odpowiedzi każdy znajdzie własne Bóg istnieje..ja wiem Niezmienny...Kocha Zawsze !
Każde z nas zadaje sobie to pytanie...zwłaszcza jak sam cierpi i widzi cierpienie innych...bardzo ładny wiersz... a wiesz...właśnie właśnie przez głowę przebiegła mi taka myśl... dlaczego nie zadajemy sobie takiego pytania jak jesteśmy szczęśliwi...wtedy tak mało myślimy o Wszechmogącym...