lubię spotykać się wieczorami z samym sobą… uścisnąć dłonią drugą dłoń przywitać się z towarzyszem podróży przystanąć na moście, oprzeć się o stal i kilka metrów nad ziemią oddychać mroźnym powietrzem patrząc jak tańczy śnieg rzucany to tu to tam przez akordy wiatru
odwracam wzrok na wschód skąd zawsze przychodziłaś malując uśmiech na ustach niczym wschodzące słońce
podchodziłaś i jak gdyby nic przyciągałaś do siebie chłonęłaś mnie niczym te różane cukierki… od pani zza rogu
dziś już same zachody nawet słońce przez okna nie zagląda śnieg już nie chce prószyć a wieczory porozlewały się do kieliszków z winem
zimowe wieczory sklaniaja do refleksji i zamyslenia twoj wiersz... do czytania przy kominku strzelajacym skrami gdy za oknem bezmiar bieli i nie widac sladow...