Lata mój duch wśród różowych chmur, A wokół niego –gwiazdek złotych sznur. Spowity mgłą porannych lazurowych snów, Nie bolą go już ostrza żadnych słów. W promieniach słońca rozpoczyna dzień, W nocy – trwa obok niego księżycowy cień. Na twarzy uśmiech jego olśniewający lśni, A wokół niego – płyną srebrne mgły. Nad szczyty górskie swój kieruje lot, Gdy słońce wezwie go na dzienny zlot, I górski go owieje ciepły halny wiatr, Spod mgieł wyłoni się bajkowy świat. Powita tam poranny słońca świt, I w wozie chmur uniesie się na szczyt. I wzrok zanurzy w Morskim Oku, Usiądzie sobie on na górskim stoku. A potem sobie się przeniesie do Syrenki, I przyjrzy się jej dziewczęcym wdziękom, A może raczy spojrzeć na Zygmunta Wazę, Bo jego też szacunkiem sobie darzy. Zatopi wzrok w okrytej blaskiem łące, Co stoi sobie cicho w złotym słońcu, I sfrunie sobie na łodzi białego obłoku Prosto w ramiona Gdańskiej Zatoki. Przyjrzy się statkom, co płyną w dal, I wróci tam, skąd wiatr go zwiał.
Dziękuję Ewo i Krysiu! Jak zwykle, wy dziewczyny mnie chwalicie, dodajecie ducha. A przecież ja nie muszę dorównywać do "wysokiego" poziomu Fyrfle-a, który moje wiersze kiczami nazywa! Żal mi go! Jest godny pożałowania! Pozdrawiam- Ewo i Krysiu! I jeszcze raz dzięki!