Kiedy lata pustoszy przyjacielski spokój i śmierć zagląda niepostrzeżenie do okien coraz częściej wspomnienia biegną z odsieczą w bezcennej tęsknocie I wtedy jest się skorym pokochać choćby kwiaty paproci ukrywające się wśród liści ten jedyny raz w roku nocą świętojańską Polne chabry uwodzące dorodnym kolorem bławatu Bochen chleba dojrzewający w słońcu Rumieniec poziomki na miedzy Zapach igliwia w nozdrzach Wędrówki pośród strzelistych sosen W cieniu runa leśnego przycupnięte szczęście Czarne jagody barwiące kolorem fioletu w purpurze dziko dojrzewającej obok nimfy tańczącej na małej polance w czasie snu o popołudniowej drzemce
Dziękuję Grzesiu ale Ty nie polonista Na mnie nasyłają polonistów Stanisławy od Czesławy i od rehabilitacji na świętą Wiesławę aby mi dawały nieustające bury łajały zawstydzały zabraniały pisać bo w tym wieku to według nich już nie wypada zwłaszcza kiedy jest się po zawałach tylko różaniec smycz i grządki tym bardziej kiedy się jest tylko cienkim Bolkiem i nie ma się ani statusu społecznego ani majątku