Nocą woda zamieniła się w lustra lodu Zima przyszła oglądać swoje oblicze Piękna pani o lodowatych oczach Rzuciła zimne tchnienie
Śnieg spowił ogród Patrzyłaś przez okno Bezchmurne niebo patrolował dumny Luna Nie mając za nic wstyd oglądał ciebie w całej krasie
Zazdrość spłynęła na mnie nagle Okryłem twoje nagie ciało bielą koszuli Usta zabrałem tylko dla siebie Ramionami zasłonić chciałem przed wzrokiem Luny
Śmiałaś się z tego głośno Pchnęłaś mnie na łóżko Kazałaś przykrywając palcem usta W ciszy być cierpliwie
Koszula opadła niczym kurtyna w teatrze Twoje dłonie zadały mi piękna rozkosz A Luna nadal wszystko miał jak na dłoni Zamknąłem oczy poddając się już całkowicie