Idąc twoim brzegiem Biały Potoku Lubię usiąść na w mchach zielonym brzegu Czekającym jak ja na zieleń traw I kolorowość kwiecia ziół Spoglądam wtedy w zagłębienia twojego nurtu Te nie wysychające nawet W długie upalne tygodnie letnie W których wtedy chronią się ryby I są im oazami przetrwania Manną życia Patrzę w tą głębinę cienistą chłodną I chłonę jej niewyrażone Ludzkim słowem piękno Czerpie jak krwioobieg z pokarmu Pokarmem są mi wiązki korzeni Olch i wierzb które zdobią twój brzeg I wnętrza tych zielonych Bądź błękitnych toni W zależności od światła Pory dnia i urodziwości liści Ale nie przepadam w oczarowaniu Jak kamień w dnie mulistym Zawsze pamiętam Że za plecami zostawiłem inną prawdę Zbudowaną na kłamstwie Choćby tych których Teraz zwalają z pomników I wykreślają z nazw placów Ulic i pociągów pośpiesznych Krzycząc że byli oprawcami Bo teraz będą stawiać na cokoły Nazywać ronda i osiedla Tym którzy zachowali się jak trzeba Bo byli przeciw I nic że przeciw znaczyło Zwyrodnialcami
Zachwycony jestem tobą Biały Potoku Rudością i pomarańczem uskoku Którym nurt przyjemnym pluskiem Moim uszom Wpadł do ciemnej zielonej głębi By wypłynąć zeń już Zupełnie innymi odcieniami Tego naturalnego wyciszenia W którym przecie nie ma Zapomnienia dla spraw najistotniejszych I choćbym nie wiadomo jak W pióra poklasku się stroszył I w pysze imię poety przybierał To zawsze muszę być głosem Gawroszy
Tam gdzieś głęboko pod korzeniami drzew Są czeluście i zasoby wody twojej Biały Potoku najgłębsze najspokojniejsze W których kryją się ryby Gdy czują najsuchszą z susz Są tajemnicą jak tajemnicą jest Zawsze prawda o człowieku Którą przykrył fałsz tolerancji Przyzwyczajenia do tego Że wypaczenie stało się faktem Choć przecież czujemy Że nie ma nic wspólnego z prawdą I tak czy nie pięknym by było Gdyby wrócić do Victora Hugo W Nędznikach Gdzie genialnie stwierdził Że bogaty ksiądz to Sprzeczność sama w sobie
Biały Potoku druchu mój Przychodzę do ciebie Jak modlitwą przychodzi się Do swojego Anioła Stróża Po nadzieję i wiary umocnienie Po pięknem dobrem miłością Dni moich wypełnienie O sen co nie jest koszmarem Przychodzę do ciebie Po tych chwil parę W których cieszę się dialogiem Twojego nurtu ze słońcem Wsłuchuję się w słowa Które mi szepczesz kiedy Strunami głosowymi twoimi Są kamienie o które Ociera się twój nurt Zielony niebieski i szary Uwielbiam twoje brzegi W każdej porze roku Kwitnące omszone I trawami bure i zielone Bieg twój długi I wierzę że nasza twórcza znajomość Jeszcze długą i owocną
Biały Potoku tak bardzo lubię Pobyć przy tobie A pod parasolem gąszczu Gałęzi mocno ulistnionych Głaszczących łysość mojej czupryny Pijących ze smakiem twój nurt I wiesz zanurzam się wtedy W głębokie medytacje W których nie ma miejsca Jak w snach moich Na katowanie mnie przez przeszłość Jest tylko chwila dzisiejsza Miłość twórcza szczęście radosne Życie kształtowane w dobro Twoje Aniu moje nasze i tych naszych kochanych I przechodzę do modlitwy W której proszę żeby jeszcze ktoś Zechciał brać i nie być Pasażerem na gapę A co gorsza autostopowiczem Którego wykreował Rutger Hauer
Przystaję nad twoim nurtem Biały Potoku Żeby zaczerpnąć z ciebie Niebiańskie błękitne barwy Do codzienności mojego życia Które przemienię myślą słowem Uczynkiem z nich płynącym Dopracowanym i zadbanym W niebieską lazurową treść Mojego pięknego życia Które tak bardzo kocham Błękit tej treści jak niebo w maju Nad Beskidami i tobą Usłane jeszcze skowronków I słowików anielskim trelem Boże mój a przecież Biały Potoku Jest w tobie jeszcze tyle barw Tak wiele pokarmu w twoim nurcie Tak wiele czerpie z ciebie możliwości I wszelkiego natchnienia Przenoszę je w moje spełnienia Tworząc nasz Kochana Aniu świat szczęśliwym Nas radosnymi uśmiechniętymi Wesołością będącymi Promieniującymi A promieniami tymi zarażającymi Ten smutny ludzki ludek dookolny
Huby na starym drzewie wierzby Już drugi wiek zieleniejącej na tobą Biały Potoku bracie mój To jakimiż naturalnymi alegoriami są Przenośniami i porównaniami poezji Jaką ty jesteś jaką z ciebie I przez ciebie jest pisana I będzie jeszcze napisana Są historią Polski i jej teraźniejszością Są murszejącą sakramentalną miłością Są rozdzierającą życie samotnością Są żrącą zarazą postępującą starością Są i najprwdziwszą natury kształtnością Kształtnością zapraszającą kolorowością Nadzieją walczącą z losu beznadziejnością Świadectwem że wszystko przemijalnością Że najcudowniejszość też nietrwałością Zastanowieniem że i piękne wrogością
Biały Potoku odchodzę od ciebie Dzisiaj szczęśliwy i pouczony Idę do życia pozytywnie nastrojony Pełen nadziei na to co jeszcze Wiarą mocny w to co jest Jakoś tak lekko mi Unosi mnie euforia Idę więc radośnie żyć Tworzyć działać pomagać Pewny że do ciebie wrócę I że cię nie zasmucę Tylko pośmiejemy się Ciesząc się z danych nam Nocy i dni
Bardzo pięknie jest w Twoich stronach i równie piękny jest ten zachwyt, nad wszystkim, co Cię otacza. Ciut przydłudie, ale może następnym razem stworzysz cykl wierszy poświęcony ów tematowi. Byłoby fajniej na cytatach :)) Pozdrawiam raz jeszcze :)