dogonił mnie sen zielony choć to grudzień szalony nie dawał się zbudzić dopadł mnie nad ranem objął mocno i czule aż oddech zatrzymał w piersi nagłym bólem pot mnie oblał ze strachu że umieram właśnie szarpałem się w tych wnykach jak schwytana sarna i otworzyłem oczy prysły senne mary spojrzałem a dokoła zwykła szarość marna i cały spocony pojąłem żem stary
Wybitny sarkazm , napełniony autoironią , poczuciem humoru , dystansem do samego siebie , wartościowy , zdecydowanie , rozluźnia płaty tarczycowe , napięte do granic wytrzymałości niezwariowaniem przez burdy