Ty mnie swiat barwnym widzieć nauczałaś W słonecznym skwarze widzieć mi kazałaś Widmo zielone, za nim czerwień bladą A później jeszcze niebieską kaskadą
Dymu, mgły gęstej,ciszy października Chciałem się okryć – to moja muzyka Rytmy znajome, smutne cudne granie Mój marsz bez końca, me Oczekiwanie
Zapomniałem… pamiętam
Kocham wstydem maku smutkiem oczu twoich w niebieskości nurzanych gdzieś u Rafaela i kolorem van Dycka jak kosmaty wieczór listopadowego zmartwychwstania cienia cienia
.byłaś ty..
Eleonorze Ty uśmiechem Giocondy miłość wyszeptałaś O zmierzchu ci ukradłem niebieskie spojrzenie W listopadowym wichrze śniłem,że kochałaś Może to prawda skryta w Niepamięci cienie?
Poszukiwanie
Tyle jesieni już minęło ile znów będzie – liczyć nie chcę na powrót serce zapragnęło znaleźć jesienią wiosny piewcę
szukaj wieczorem w mgle gęstnącej nad wodą która gra szmerliwie w uroku burzy już cichnącej i w świetle lampy chybotliwej
karmić usta spragnione ustami wołac w ciemnośc – być bez odpowiedzi i uparcie zdążać do przystani której nie ma – powiem na spowiedzi
i zapytam starca z siwą brodą czy odnalazł kamień wymarzony szczęściem miał być późnych dni osłodą gdy odszukał został okradziony.
Pomimo kilku niedociągnięć, zasługuje na miano idealnego wiersza, który podoba mi się tym bardziej, im mniej go rozumiem. Zastanawiające... Pozdrawiam :)