Czasami wolę nic nie mówić Tylko starczy mi patrzeć W Twoje oczy uśmiechnięte Błękitami mórz południowych Lub nieba letniego Przeglądającego się bezchmurnie W lustrze jeziora żywieckiego Albo w tamtych na pojezierzu drawskim I uwielbiam te momenty Kiedy do tych Twoich oczu Podfruwają po kolory motyle I malują nimi w łanach zbóż Letnią cudność Beskidów Niewypowiedziane piękno Chabry
Bieszczady mi się rymują Mirosławie tak mi przykro
czy pamiętasz '' zielone wzgórza nad Soliną '' i ten wiraż po zaporze ze stołeczkiem wypożyczonym kupiłeś mi wtedy Ryszardzie dwa przeterminowane pomarańcze przy kasie fiskalnej pod kreską procentu a na marginesie ściany nośnej w procedurze dzieliliśmy izolatką nasze łoże wieczorami tańczyliśmy białe tango sam na sam ze sobą na sam przy dźwiękach takiej takiej ale ładnej na ful podkręconej Aleksandy a mnie biegającą według rozkazu na skrzydłach wyobraźni pod przystań Polańczyka za tabliczką gorzkiej czekolady
w niedosłodzonym [procencie aż dziewięćdziesiątką prosto na Wawel pamiętasz inspirujący wierszyk pozytywnie odziały wuje na wspomnienia z podróży podprogowym przekazem masz Mirosławie drugi zjazd zaklepany ewentualnie w domniemaniu ;) ze wspomnianej wyżej Opaczy