Menu
Gildia Pióra na Patronite

Witamy u Rileyów (film)

Dean Ray Koontz powiedział kiedyś: „Śmierć dziecka - nieważne w jakim wieku - jest czymś tak nienaturalnym i niewłaściwym, że po takiej tragedii trudno na nowo odszukać sens życia. Nawet, gdy zaakceptuje się ten fakt i osiągnie w jakimś stopniu równowagę, radość na zawsze pozostaje niedostępna, jak wspomnienie wody w wyschniętej studni, niegdyś pełnej po brzegi, ale teraz skrywającej jedynie głęboki, wilgotny zapach dawnej obfitości...” Film „Witamy u Rileyów” to portret małżeństwa po śmierci dziecka. Opowiada o oddaleniu… O tym, jak ciężko jest się pogodzić z losem. Jak ciężko jest iść dalej. Państwo Rileyowie zapomnieli na czym polega małżeństwo. Po tragedii, jaka ich spotkała… Każde poszło w swoją stronę. Życie zamiast iść na przód… Cofało się do tego jednego dnia… Do tej jednej nocy.
Muszę przyznać, że dawno nie oglądałam dramatów i ten z pewnością utkwi we mnie na dłużej. Nie spotkałam się jeszcze z taką historią i z zaciekawieniem czekałam na zakończenie, bo tak do końca nie wiedziałam jak to się potoczy. Faktycznie te ostatnie rozgrywające się minuty trochę mnie rozczarowały. Miałam jednak nadzieję, że reżyser odejdzie od ckliwości. I czegoś mi w tym zakończeniu zabrakło. Natomiast patrząc na cały film, uważam to mimo wszystko, za dobrą produkcję. Sens całego filmu jest stopniowo wyjawiany. Jest pewien rodzaj dramaturgii, jest pewien rodzaj niezrozumienia. Myślę, że to wszystko jest dobrze wyważony. Ostrzegam, że są w filmie sceny, gdzie lepiej młodą widownie odsunąć na bok. Może nie są one gorszące, ale ja dziwnie czułabym się oglądając szesnastoletnią prostytutkę razem ze swoimi dziećmi.
Film polecam, bo pokazuje nam drogę, jaką trzeba przejść, by w końcu do siebie dotrzeć. By zrozumieć… że życie to coś więcej niż 4 ściany. Chociaż czasami w tych czterech ścianach czujemy się jak złodzieje czasu, który już dawno powinien nam zostać odebrany.

146 971 wyświetleń
1738 tekstów
256 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!