Menu
Gildia Pióra na Patronite

mikroopowiadanie dziewięćdziesiate piąte

Z tą muchą, to było tak, że wleciała do domu taka wielka czarna i wkurzała swoim bzykiem bardzo, no to trzeba było z nią skończyć, a więc zawsze to robiłem plastikową packą, ale ty prosiłaś żebym to robił tą elektryczną rakietą na baterie duże paluszki, bo zostają plamy na ścianach, a że nie miałem dwóch na wymianę, to wymieniłem tylko jedną baterię i natężenie prądu nie było wystarczające, więc muchę potrzepało , ale nie zabiło i wyleciała przez drzwi balkonowe niekontrolowanym roztrzepanym lotem - oczywiście dostrzegły ją dwie jaskółki i naraz obie wystartowały, lecz lot muchy był tak nieskoordynowany, że żadna w nią nie ucelowała dziobem, ale za to zderzyły się ze sobą, na chwilę tracąc przytomność i spadły w dół - jena zawisła na kalinie, a druga po gałęziach ssunęła się na śpiącego kota imieniem Sir Mortimer, który oczom swoim nie dowierzał, ale w końcu jednak zjadł tą jaskółkę, a druga w tym czasie obudziła się i przypomniawszy sobie całe zdarzenie zaczęła się tak niekontrolowanie śmiać, że w końcu serce nie wytrzymało i umarła ze śmiechu w locie.

297 748 wyświetleń
4773 teksty
34 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!