Menu
Gildia Pióra na Patronite

Jego usta wrzały jak lawa we "wściekłym" wulkanie

sooner or later

sooner or later

Z rozpuszczonymi włosami położyłam się na trawie ozdobionej przez śnieżnobiałe stokrotki. Spojrzałam na chmury, które pływały po niebie i nachodziły na Słońce, dzięki któremu ziemia delikatnie ogrzewała moje zmęczone plecy. Magiczne dźwięki wydobywające się z lasu zmuszały mnie do zamknięcia oczu. Chcąc odpocząć, wyprostowałam kolana, wyciągnęłam ręce spod głowy i obróciłam się na prawy bok. Melodia, która unosiła się wokół, przypominała ćwierkanie ptaków cieszących się swoją wolnością. W pewnej chwili usłyszałam szelest gałęzi leżących obok ścieżki prowadzącej do "mojej krainy". Bez zastanowienie podniosłam się na rękach i zerknęłam za siebie, lecz dostrzegłam tylko krystaliczne kropelki wody, które zaczęły spadać na mnie i otaczające mnie rośliny. Jak najszybciej schowałam się pod najbliższe, a za razem najpotężniejsze, drzewo w całym lesie. Oparłam głowę o grubą korę i cicho westchnęłam patrząc na drobinki wody rozbryzgujące się na mokrej trawie. Nie mogłam oprzeć się ciepłemu deszczowi i powoli wróciłam na środek polany. Uniosłam głowę ku górze, by woda spadająca z błękitnego nieba, spływała po moich włosach, twarzy i zamkniętych powiekach. Kiedy dotarło do mnie, że wszystko, co miałam na sobie nasiąknęło wodą - poczułam jak ktoś odgarnia moje brązowe włosy. Przestraszona odrzuciłam energicznym ruchem dłoń leżącą na moim ramieniu i odwróciłam się, by sprawdzić, kto przeszkodził mi w bezszelestnej rozmowie z rosą, przesiadującą na otaczających mnie roślinach - wtedy nasze spojrzenia się spotkały. Wpatrywał się w moje oczy tak głęboko, jakby szukał w nich słów, które przerwałby delikatną ciszę. Nie da się zapomnieć tego magicznego koloru znajdującego się pod jego powiekami. Zdezorientowana chciałam zrobić krok w tył i spuścić głowę, lecz uświadomiłam sobie, że trzyma moją rękę w swojej - cieplejszej. Staliśmy razem, a deszcz nadal mnie zaczepiał, przez co było mi coraz zimniej. Gdy jedna z kropel zderzyła się z czubkiem jego nosa i rozbryznęła się na dziesiątki wodnych odłamków, uśmiechnęłam się delikatnie i spojrzałam na otaczające nas drzewa, po czym wróciłam wzrokiem na chłopaka stojącego przede mną. Patrzył na moją twarz i - nic nie mówiąc - pociągnął mnie w stronę wyjścia z lasu.
Szliśmy w ciszy powoli omijając kolejne krzaki pełne jeżyn. Z wyrazu jego twarzy wywnioskowałam, że prowadził wewnątrz siebie ważną rozmowę, decydującą o dalszym życiu. W jego oczach widać było szczęście, które co jakiś czas bledło i zamieniało się głęboką porażkę. Miałam ochotę przerwać melodyjny szelest gałęzi. Czułam, że coś go dręczy i nie daje spokoju, lecz zanim zdążyłam wydobyć z siebie jakiekolwiek słowo - przyspieszył kroku. Podczas zderzeń z ciepłym wiatrem zrozumiałam, jak bardzo pragnęłam spotkać się z nim bez świadków. Tyle razy chciałam dotknąć jego rąk i poczuć ciepło przelewające się na moje usta. Miałam ochotę wpleść dłonie w jego ciemne włosy i niezdarnie rozczesać je palcami. Od czasu do czasu mój oddech stawał się coraz szybszy - moja kondycja słabła, a ja powoli opadałam z sił. W końcu, kiedy dostrzegł moje zmęczenie, a za razem niecierpliwość, zatrzymał się, przyciągnął mnie do siebie i przybliżył swoje usta do moich tak, że dzieliły je milimetry.
W powietrzu unosił się zapach zroszonych róż. Niebo przestało płakać, a ptaki opuściły swe schronienia i zaczęły ponownie śpiewać. Staliśmy na ulicy zasłaniając butami białe przerywane linie oznaczające środek jedni. Zahipnotyzowana jego oczami odsunęłam się i z zainteresowaniem śledziłam wzrokiem zachowanie chłopaka trzymającego mnie za rękę. Brunet delikatnie mnie objął i zaczął powoli zmniejszać odległość pomiędzy naszymi ustami. Kiedy wreszcie poczułam ich smak, zatopiłam się w morzu słodyczy otulającej mnie swoją niesamowitością. Płynęłam, chociaż nie potrafiłam pływać. Czułam się tak, jakbym właśnie skoczyła z najwyższej wieży, przeczepiona linami do stalowej barierki. Wiatr bawił się moimi włosami. W pobliżu nie było nikogo oprócz nas - dwóch nastolatków cieszących się chwilą trwającą zaledwie kilka sekund. Przez ten czas wiedziałam, że mam wszystko, czego mogłam sobie życzyć. Byłam posiadaczką spełnionych marzeń spod wygodnej poduszki - najlepszej przyjaciółki w zimne i ciepłe poranki. Jego usta paliły mnie jak najgorętsza lawa wydobywająca się ze "wściekłego" wulkanu. Chociaż pewna część mnie podpowiadała, że należy się oderwać od słodyczy i z powrotem zatopić się w błyszczących oczach chłopaka głaszczącego mnie po szyi - nie potrafiłam zostawić jego warg w spokoju.
Kiedy poczułam chłód na plecach spowodowany mocniejszym podmuchem wiatru - pochyliłam lekko głowę, odrywając się gwałtownie od przystojnego bruneta i podniosłam zmęczone powieki. Gdy się rozejrzałam - nikogo nie było. Stałam sama na polanie, która była "moją krainą". Nie potrafiłam wyjaśnić tajemniczego zniknięcia chłopaka, który jeszcze do niedawna przytulał mnie i z uśmiechem patrzył na rysy mojej szczęśliwej twarzy. Deszcz nadal po mnie spływał i zatrzymywał się na zielonej trawie, na której niedawno leżałam i ogrzewałam swoje plecy. Czy to wydarzenie było jednym ze snów przychodzących, kiedy w mojej głowie nawet najważniejsze sprawy tracą sens i stają się błahe? Przeszłość, w którą byłam zatopiona, okazała się jedynie wyraźnym wyobrażeniem przyszłego życia?

2956 wyświetleń
31 tekstów
6 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!