Menu
Gildia Pióra na Patronite

1. "Nienawidzę poniedziałków"

scarletegoism

scarletegoism

Zgryźliwy jazgot- budzik i trzask, a potem pomruk niezadowolenia.
Nienawidzę poniedziałków. Oh, jak ja ich nienawidzę.
Samą siłą woli zmusiłem się do przyjęcia pozycji siedzącej. Urządzenie, które jeszcze przed chwilą wydawało z siebie ten okropny dźwięk, teraz leżało na podłodze i migało na czerwono wskazując godzinę siódmą cztery.
Dość gwałtownie zrzuciłem z siebie pościel i opuściłem nogi na podłogę. Zimne panele. Moim ciałem odzianym jedynie w granatowe bokserki wstrząsnął dreszcz. Przekląłem. Wdech i wydech. Wstałem i od razu skierowałem swe kroki do łazienki, bezpośrednio przylegającej do mojego pokoju.
Przepełniony kosz na pranie, ręczniki na podłodze i pozwijany dywanik pobrudzony, o ile się nie mylę pastą do zębów- istne pobojowisko.
Zresztą jak na całej powierzchni kwadratowej domu należącej do mnie. Nie lubię gdy ktokolwiek krząta się po moim królestwie.
Mama zagląda tu niebywale rzadko, ojciec.. Ojciec ciągle w pracy- czasami wręcz zapominam o jego istnieniu, a pokojówka najzwyczajniej w świecie na moją prośbę została zwolniona ze sprzątania tej części domu.
Obiecałem, że sam zadbam o porządek.
Mimowolnie zlustrowałem zaniedbaną przestrzeń wyłożonego turkusowymi kafelkami pomieszczenia.
A zresztą. Kogo to obchodzi?
Nogą odsunąłem na bok wszystko co mi zawadzało, by utorować sobie drogę do lustra.
Szklana wypolerowana powierzchnia, a w niej straszny widok. Czarne zmierzwione włosy sterczały we wszystkie strony. Po ich ułożeniu łatwo można było wywnioskować iż spałem na lewym boku.
Oczy przekrwione od nocnego przesiadywania przed komputerem. Usta suche i popękane. Cera blada. Zbyt blada nawet jak na mnie.
Za czasów gdy byłem mały, moja świętej pamięci babcia miała głupi zwyczaj faszerowania mnie różnego rodzaju tabletkami, kapsułkami i tranem w płynie. Zawsze powtarzała, że wyglądam marnie. Nigdy nie byłem papuśnym dzieciakiem z pyzatą buzią i malinowymi policzkami. I nawet największe starania tej poczciwej starszej pani nie były w stanie nadać mojej cerze choć cienia rumieńców.
Do tej pory zostałem tym samym, nazbyt szczupłym strachem na wróble.
Poczochrałem palcami niesforną czuprynę, nadając jej minimalnie schludniejszego wyglądu, umyłem zęby i to by było na tyle.
Pozostało się ubrać.
Leniwym krokiem przeniosłem się z powrotem do pokoju. Duża szafa, wykonana z dębowego drewna stała otwarta na oścież w rogu pomieszczenia.
Nie trudno domyślić się, że panowała w niej przysłowiowa sodoma i gomora. Wszystko wymięte i pogniecione. Czyste rzeczy przeplatały się z tymi, których miejsce już dawno powinno być w praniu. Wyciągnąłem rękę po pierwszą z brzegu ko0szulkę, która sprawiała wrażenie świeżej. Czerwona z jakimiś czarnymi wzorami. Może być. Zarzuciłem ją na siebie.
Spodnie. Są. Czarne. Lubię je. Jeszcze skarpetki. Mam. To wszystko, jestem gotowy do wyjścia.
Omiotłem spojrzeniem cały rozgardiasz. Plecak leżał przy biurku. Hyc. Już na plecach.
Klamka, trzask, szęk klucza w zamku- cenię sobie swoją prywatność.
Schody, salon, mama lawirująca w satynowym szlafroku (swoją drogą pewnie nawet mnie nie zauważyła), przedpokój, trampki, podwórko, bramka, krótki odcinek drogi do szkoły- dwie przecznice i skręt w lewo.
Budynek, w którym mieściło się moje liceum stał przy skrzyżowaniu dwóch ruchliwszych ulic w tej małej mieścinie i kształtem do złudzenia przypominał bliźniacze prostokąty, ułożone w stosunku do siebie prostopadle.
Szybko przemierzyłem dziedziniec, a potem cztery stopnie dzielące mnie od drzwi szkoły.
Ledwie przekroczyłem jej próg, a w moje uszy niczym gwoździe wbił się okrutny zgrzyt dzwonka, oznajmiającego początek zajęć.
Brawo. Prawie punktualnie.
Teraz bieg. Długi przestrzenny korytarz, schody i zakręt.
Do klasy wbiegłem zdyszany niczym chart po wyścigu i zanim jeszcze zdążyłem ocenić panującą w niej sytuację poczułem jak szczupłe, dziewczęce ręce oplatają mój kark.
-Matt!- Emi radosna jak zwykle przywitała mnie z naturalnym dla siebie entuzjazmem.

cdn.

4458 wyświetleń
51 tekstów
25 obserwujących
  • Sheldonia

    26 March 2012, 17:48

    Bardzo przyjemny tekst;)

  • uduchowiona

    18 March 2012, 13:53

    Fajnie się czyta :). Czekam na dalszy ciąg.

  • Lacrimas

    16 March 2012, 17:49

    Urządzenie, które jeszcze przed chwilą wydawało z siebie ten okropny dźwięk, teraz leżało na podłodze i migało na czerwono wskazując godzinę siódmą cztery.

    Leżało teraz, po prostu - niepotrzebna inwersja
    Zabrakło przecinka pomiędzy : CZERWONO - WSKAZUJĄC + przed jednym GDY.

    Poza tym - niemalże identycznie wygląda mój dzień. Zabrakło tylko porannych rytuałów w stylu : orzeźwiającego prysznica, śniadanka, sprawdzenia komputera i spakowania się. :D

    No i ciekaw jestem, co będzie dalej, bo bardzo przyjemnie się to czytało.

  • Albert Jarus

    15 March 2012, 18:59

    dobrze sie czyta

  • Shadow_lady

    15 March 2012, 15:54

    Fajne;-)