Menu
Gildia Pióra na Patronite

Bo czasem nic nie jest takie, jakie miało być…

sollle

Zawsze marzyłam o ciekawych studiach, na których z uwagą będę słuchać wykładu, przystojnym własnym brunecie z wyrzeźbionym ciałem i obecnym i zaraźliwym szczęściu spotykanym na każdym kroku. No ale… w końcu każdy chce to mieć, ja starałam się to znaleźć.

Moje wymarzone studia zaczęły się od kierunku, o którym właściwie nie wiedziałam nawet jak do końca się nazywa, grubo… Ale chciałam je skończyć i właściwie zupełnie tego nie rozumiem do dziś. Miałam chłopaka, na początku, przystojnego blondyna z chuderlawym ciałkiem, ale kochałam go tak jak w marzeniu.
Zostawiłam go, nigdy mnie nie kochał.
Zawsze miałam dom do którego mogłam wrócić, mame zawsze skorą do przytulenia wyrodnej córki, babcie popłakującą w kątach i tate, który zwiesiłby głowe gdybym rzuciła studia. Rodzeństwo, potrafiące zrozumieć. Miałam zawsze kolege, który potrafił nakrzyczeć, potrafił zrozumieć, który zawsze gdzieś był i którego chciałam żeby był. Zawsze wiedziałam że podkochiwał się we mnie, ale udawałam że tego nie widze, było tak łatwiej.
Czas biegł powoli, zmuszając do podejmowania decyzji.
Kilkanaście lat później…
Miałm własny dom, męża, dzieci.
Decyzje o ślubie podjęłam bez zastanawiania, skoro mój dawny kolega uklęknął przede mną i trzymał w ręce pierścionek z niebieskim oczkiem, zgodziłam się go założyć. Póżniej biała suknia, noc poślubna, pierwsze dziecko- poszło szybko. Nigdy go nie kochałam, jego miłość wystarczała. Byłam szczęśliwa, patrząc na niego jak bawi się z naszymi dziećmi. Nasz dom stał w miejscu, w którym miałam pełno wspomnień, dobrych wspomnień, złych staram się nie pamiętać, chociaż często prześladują mnie w różnych sytuacjach, jakby mój mózg przypominał mi kim jestem.
Przyszedł czas gdy musiałm pożegnać własne dziecko, któremu brakło czasu na dorosłe życie a ja mogłam tylko patrzeć, jak z dnia na dzień ma mniej siły, coraz słabiej mnie przytula. W końcu nie może podnieść własnych powiek… Mój mąż był wtedy dla mnie wszystkim, chociaż odrzucałam go, ciągle wracał, ciągle kochał.
Chciałm go zostawić i uciec tak po prostu, bez dowidzenia, nigdy go nie kochałam. Ale gdy spakowałam walizkę i zamknęłam drzwi, poczułam pustke, samotność jakby czarny kruk wyrwał mi dusze zostawił tylko, niepotrzebne, stare ciało kobiety po przejściach. Wyjęłam klucz i na nowo otwarłam drzwi, rozpakowałam walizkę i zrobiłam obiad.
To było moje marzenie, moje życie, tylko zapomniałam że szczęście ma słodko-gorzki smak, Wzięłam kieliszek szampana i postanowiłam się cieszyć tym co mam, aż tym co mam.

490 wyświetleń
11 tekstów
1 obserwujący
  • 15 January 2013, 15:27

    Taki bieg wydarzeń często mnie prześladuje, gdy tylko pomyśle o dalszym życiu, część jest prawdą, moja historią, część tylko wymyślonym dalszym ciągiem. Jakby wszystko to czego nie chce i tak mnie kiedyś dopadało a ja poprostu musze nauczyć się być wtedy szczęśliwa...

  • 13 January 2013, 21:29

    jakie to przykre.. ale daje wiele do myślenia.

  • Albert Jarus

    13 January 2013, 18:48

    coś w tym opowiadaniu przeraża...
    ogólnie ok, ale smutno mi się zrobiło