Menu
Gildia Pióra na Patronite

Zamknięta w ciszy

Tooskafka_

Tooskafka_

,,Zanim wykonasz ruch - zastanów się dobrze nad nim,
bo każdy łyk powietrza może być Twoim ostatnim.''

-Ajj.. - wydobyłam z siebie jęk, a jękowi towarzyszył głośny huk uderzenia i rozbitego szkła. Po chwili do pokoju wbiegł wystraszony tata:
-co Ty robisz?! Cholera jasna! - zaczął gwałtownie rozwiązywać supeł skakanki, która nie wytrzymała w ostatniej chwili. Łapczywie wciągnęłam do płuc dużą ilość powietrza i zaczęłam się krztusić. Tata jeszcze ciągle na mnie krzyczał i złapał się za głowę... Butelka, na którą upadłam, rozbiła się, a jej kawałki powbijały mi się w brzuch. Natychmiast poczułam ból, a na mojej białej koszulce pojawiły się plamy krwi. Zwinęłam ciało w kłębek, aby ojciec tego nie zobaczył, i zaczęłam cicho płakać.
W sumie nie robiło mi dużej różnicy to, że tata widział mnie w takim stanie. Było mi już wszystko jedno. Leżałam i przeklinałam w myślach los. Pieprzona ironia. Kiedy wreszcie miałam tyle odwagi, żeby to zrobić, nie udało się przez głupotę. Nie rozumiałam co jeszcze chciało mnie tu zatrzymać. Przecież nie pasuję tutaj, nie ma tu dla mnie miejsca. Może gdybym miała inną rodzinę... Ale nie. W sumie oni są w porządku. Nie mogę ich o nic obwiniać. No bo skąd oni mogli wiedzieć, że jest tak źle? To, że rodzice myślą, że znają swoje dziecko to największa bujda jaką słyszałam. Oni naiwnie wierzą, że znają, bo chcą, żeby tak było. Ja nigdy nie dałam im się poznać. Nigdy nie otworzyłam się przed mamą... Po prostu nie potrafiłam z nią rozmawiać. No i teraz widać efekty...
Kiedy tak leżałam, tata zaczął jakoś trzeźwo myśleć i wezwał karetkę. "Jeszcze tego mi było trzeba" - pomyślałam. Wiedziałam co mnie czeka, gdy trafię do szpitala. Znowu te same pytania, które znam już na pamięć i te same znużone spojrzenia psychologów. Ale co mogłam zrobić? Nie miałam sił, by się przeciwstawiać.
Gdy do domu weszli funkcjonariusze, było cicho. Ratownik medyczny zamienił z tatą kilka słów i przy pomocy jeszcze jednego mężczyzny ułożył mnie na noszach. Nikt się do mnie nie odzywał. Zostałam zawinięta złotym, iskrzącym kocem i wyniesiona z mieszkania. Gdy przenosili mnie obok kuchni, widziałam zrozpaczoną mamę, która przez ten cały czas, ani na chwilę nie weszła do pokoju. Przez chwilę zastanawiałam się jakie myśli kłębią się w jej głowie, a później najwyraźniej zasnęłam, bo gdy otworzyłam oczy, byłam już w szpitalnym łóżku.
Nie wiem jak długo spałam, ale ciemność za oknem uświadomiła mi, że musi być wieczór. Bolała mnie głowa i czułam się jakaś zesztywniała. Na brzuchu miałam opatrunki, które od razu przypomniały mi moją porażkę. To takie niesprawiedliwe uczucie, gdy nie udaje się coś tak pięknego! Moja psychika sięgała dna. Chociaż... 'dna' to za mało powiedziane. Ona leżała jeszcze niżej i pukała w dno od spodu.
Wokół mnie było jakoś dziwnie cicho. Za cicho. Wstałam i wykonałam kilka kroków w kierunku drzwi. Chodzenie sprawiało mi trudność, ale podświadomość kazała mi uciekać jak najdalej od szpitalnej sali, jak się później okazało, numer 13. Na korytarzu było pusto i jasno, i pierwsze co rzuciło mi się w oczy to drzwi z napisem 'wejście na dach.' To był strzał w dziesiątkę. Nawet wysiliłam się na entuzjazm.
Za drzwiami był długi korytarz. Mijałam mnóstwo drzwi z napisami typu 'tylko dla personelu', aż doszłam do metalowych, stromych schodów, które swoim wyglądem bardziej przypominały drabinę. Wejście na końcu tych schodów było zablokowane tylko jakimś długim prętem. "Nic prostrzego..." Aż się dziwiłam i zastanawiałam, czy to nie sen, skoro wszystko idzie tak łatwo. Wyciągnęłam pręt i klapa z lewej strony sama odskoczyła. Uderzył mnie powiew zimnego powietrza, ale to mnie bardziej ożywiło, niż odciągnęło od pomysłu, aby pójść dalej.
Gdy byłam już za drzwiami, pewnym krokiem poszłam do krawędzi dachu. Spojrzałam w dół i stwierdziłam, że nie jest aż tak wysoko, ale wystarczająco, aby dokończyć to, co zaczęłam kilka godzin wcześniej. Weszłam na barierkę chroniącą, a później stanęłam na skrawek betonu znajdujący się za nią. Mimo że byłam pewna siebie, robiłam to powoli, jakbym chciała się nasycić tą ostatnią chwilą.
Kolejny raz spojrzałam w dół i aż zakręciło mi się w głowie., a po moich plecach ciarki zaczęły biegać jak szalone. Nagle pojawiło się tysiąc różnych myśli i poczułam niepewność. Taki jakby impuls, że nie mogę tego zrobić teraz, że muszę z tym jeszcze poczekać - zamknąć wszystkie sprawy. Odwróciłam się i pośpiesznie zarzuciłam nogę na przeszkodę. Już byłam prawie po bezpiecznej stronie, gdy poczułam, że tracę równowagę, noga się obsuwa, a zmarznięte palce nie są w stanie utrzymać zimnej barierki. Z gardła wyrwało mi się "NIEE", które szybko przytłumił powiew powietrza. Mignęło mi przed oczami kilka momentów, kilka świateł, a potem nie było już nic. Potem mój kruchy świat rozpadł się na cząsteczki jeszcze mniejsze niż dotychczas.

4650 wyświetleń
56 tekstów
2 obserwujących
  • Tooskafka_

    13 November 2012, 21:06

    dziekuję bardzo. pozdrawiam cieplutko! :)

  • Albert Jarus

    3 November 2012, 09:31

    smutnie i pięknie oddane