Menu
Gildia Pióra na Patronite

Wszystko, co ma

Spero

Spero

- Wróciłam! - pospiesznie zdjęła buty, odwiesiła ciemny płaszcz na wieszak w przedpokoju i weszła do salonu. – Kupiłam po drodze nasze ulubione ciasto z tej cukierni na rogu, mam nadzieję, że wciąż masz na nie…

Zamilkła w połowie wypowiedzi. Wciągnęła po cichu powietrze, pospiesznie próbując zorientować się w sytuacji. W salonie znajdowały się aż trzy osoby, zamiast zwyczajowo jednej. Jej współlokator siedział na brzegu kanapy, jak zwykle uśmiechnięty, tłumacząc coś jej rodzicom. Zdawał się zupełnie nie zauważać wyrazu ich twarz. Jej matka jak zwykle uśmiechała się grzecznie, chociaż tym razem mogłoby się wydawać, że kąciki jej ust są nieznacznie nierówno wykrzywione, zaś jej ojciec… Nigdy nie widziała go w takim stanie: był czerwony na twarzy, a jego zazwyczaj spokojny i ciepły wzrok, którym ją obdarzał, był pełen wściekłości.
"- Czyżbym znów o czymś zapomniała? – myśli pospiesznie przebiegały jej w głowie, analizując ostatnie dni." Mieszkanie było posprzątane, opłaciła rachunki za ten miesiąc i załatwiła tę sprawę z monterem, o którą ją prosili… Wszystko powinno być w porządku.
Westchnęła cicho sama do siebie, stawiając na stole ciasto.
- Cześć mamo, cześć tato. Nie spodziewaliśmy się was dzisiaj – uśmiechnęła się promiennie, starając się zapanować nad sytuacją i zignorować narastający w niej niepokój. – Ktoś chce kawy lub herbaty? Paweł? Tato? Ja potrzebuję kofeiny!
Skierowała się w stronę czajnika, niecierpliwie czekając na rozwój wypadków. Za chwilę się zapewne dowie, że znów o czymś zapomniała, na chwilę rozgorzeje zwyczajowa wymiana zdań, która po raz kolejny skończy się żartem jej ojca i wszyscy będą mogli szczęśliwie zasiąść do stołu.
- Nie stać go nawet, żeby zabrać cię na kawę? – głos jej ojca był przerażająco zimny.
Zamarła w pół kroku w drodze do zlewu. Poczuła, jak cała krew odpływa jej z twarzy.
- Słucham? Kogo nie stać?
- Właśnie! Akurat przed twoim przyjściem opowiadałem twoim rodzicom o twoim nowym chłopaku! Zdaje się, że nic o nim nie wiedzieli, więc musiałem im wszystko wytłumaczyć – Paweł, jej współlokator uśmiechał się radośnie, wyraźnie z siebie zadowolony. Patrzył to na nią, to na jej rodziców, jakby oczekiwał pochwały.
Czajnik niespodziewanie wypadł jej z ręki i z brzdękiem uderzył o podłogę.
- Sonia? Wszystko w porządku? Daj, ja ci pomogę, a ty możesz sama im wszystko opowiedzieć. Pewnie będą chcieli go poznać, w końcu, jest naprawdę w porządku.
Bała się odwrócić wzrok od podłogi. Wszystko było źle. To nie miało być tak. Nie tak mieli się dowiedzieć, najlepiej, gdyby w ogóle się nie dowiedzieli… Albo przynajmniej przed najbliższych kilka miesięcy, może lat. Najlepiej, gdyby nigdy go nie spotkali. Nie spotkali ponownie.
- Więc to prawda? Spotykasz się z nim? – o ile to możliwe, ton głosu jej ojca stał się jeszcze chłodniejszy. – Znów się z nim spotykasz?! To chyba musi być jakiś żart…
Poczuła, że trzęsą się jej ręce, a na plecach gromadzą się chłodne strużki potu.
"- Spokojnie. Proszę cię, tylko spokojnie. Wszystko będzie dobrze – miała problem zebrać myśli."
- Znów? Sonia? – Paweł klęczał obok niej na podłodze, podnosząc czajnik. – Przecież spotykacie się dopiero od jakiś trzech miesięcy, prawda?
"- Nie – pomyślała - Nie pytaj, proszę. Już starczy. Nie musisz wiedzieć. Nie możesz wiedzieć. Proszę. Błagam. Ja nie chcę, żebyś wiedział."
- Trzy miesiące? Spotykasz się z nim trzy miesiące i nie powiedziałaś nam nawet słowa?! – ojciec był już na skraju wytrzymałości. – Nikomu zapewne nic nie powiedziałaś? Ile to teraz ma potrwać? Ile razy ma się jeszcze zdarzyć, żeby w końcu cokolwiek do ciebie dotarło! Przecież po to wyjechałaś do tego cholernego Poznania, żeby nigdy więcej się nim nie spotkać! – ostatnie słowa wykrzyczał, tracąc nad sobą panowanie. – I teraz co, ta sama historia tylko inne miasto? Nie będę się temu znów przyglądał! Mam dość. Myślisz, że tylko tobie było trudno? Że dla nas, dla twoich rodziców, oglądanie własnego dziecka w takim stanie było łatwe?! Kto znalazł cię wtedy w tej łazience, całą we krwi?! Kto patrzył, jak spędzasz dni wpatrzona w ścianę?! No kto, pytam się! Powiem ci kto: my! A potem przyglądaliśmy się, jak do niego lecisz, jak na wezwanie, niczym wierny piesek! Jak nie wracasz do domu przez trzy dni, bo akurat sobie o tobie przypomniał, bo znów się tobą zainteresował! Starliśmy się to wszystko zrozumieć… Wytrzymać. Powtarzaliśmy sobie, że młodość ma swoje prawa, że każdy musi się uczyć na własnych błędach i nieważne jak mocno chcielibyśmy cię przed nimi uchronić, czasami zwyczajnie nie jest to możliwe. Naprawdę staraliśmy się to wszystko sobie tłumaczyć! Bo przecież wciąż na nowo nam powtarzałaś, jak to on cię strasznie kocha!
Płakała. Nawet nie wiedziała, kiedy jej ojciec wstał, a ona sama upadla na podłogę. Łzy po prostu zaczęły płynąć jej po twarz, jakby wszystkie te okrutne słowa otworzyły stare rany. Paweł klęczał obok niej, wyraźnie nie wiedząc, co ze sobą zrobić.
Jej ojciec miał rację. We wszystkim, co mówił, w każdym zdaniu. Każdy najmniejszy fragment jego wypowiedzi był prawdziwy. Pamiętała nieprzespane noce, podczas którym uczyła się na pamięć struktury sufitu w swoim pokoju. Pamiętała czerwień swojej krwi, która kontrastowała z białym kolorem kafelek w jej łazience. Pamiętała łzy, zagryzanie warg i obgryzanie paznokci. Nawet szorstkość materiału, którym obity był fotel w jej pokoju, w którym spędzała te dni, kiedy on się nie odzywał. Pięć lat, cztery tygodnie i jeden dzień. Tyle dokładnie trwała ich relacja, zanim przestała się do niego odzywać. Zanim wyjechała i zerwała wszelki kontakt. Musiała. Chciała wierzyć, że w nowym miejscu, z nowymi ludźmi, czeka na nią coś lepszego. Ona też była zmęczona! Zmęczona swoją uległością, słabością i uzależnieniem! Zmęczona czekaniem i wiecznymi wytłumaczeniami. Była tak bardzo mocno zmęczona samą sobą…
Wstała z podłogi, ocierając łzy wierzchem dłoni. Jej ojciec wciąż stał, czerwony na twarz, patrząc na nią gniewnie. Matka nawet nie spojrzała w jej stronę.
- To nie tak – zaczęła, czując, że drżą jej dłonie. – To wszystko nie tak. Teraz jej inaczej. On jest inny. Nie spotykamy się tak często. Staram się trzymać dystans, zrobić to wszystko powoli… On wie, że ma tylko tą jedną, jedyną szansę. Żadnej więcej. Mówi, że nie chce jej zmarnować, że teraz będzie inaczej…
- Ile razy już ci to powtarzał w przeszłości?! Jesteś chociaż w stanie zliczyć, ile razy się rozchodziliście i schodziliście? Ile razy słyszałaś te same obietnice? On znów się tobą bawi! Po raz kolejny tobą manipuluje i znów cię zostawi, zupełnie samą, ze złamanym sercem! Zrozum w końcu: on cię nie kocha! Nigdy cię nie kochał! Pewnie nawet nigdy cię nie chciał. Dla niego jesteś tylko zabawką, która umila mu czas – wygodą zabawką, do której zawsze może wrócić! Nie zależy mu na tobie, za to z pewnością świetnie się bawi i śmieje z kolegami, jaką jesteś naiwną idiotką. Idiotką, którą może zdradzić, zostawić bez słowa i która za jedno, piękne „przepraszam” rzuci wszystko i przybiegnie do nie…
- Ja go kocham!! Może dla ciebie to takie proste, ale dla mnie nie! Myślisz, że ja nie mam tego dość?! Że nie wiem, tego wszystkiego, o czym mówisz?! Nienawidzę samej siebie za ciągłe powroty do niego, ale bez niego… Bez niego poranne wstawanie z łóżka nie ma sensu. Nigdy nie miało. Nawet przez te lata, gdy nie utrzymywałam z nim kontaktu. Ani wtedy, gdy spotykałam się z innymi i śmiałam całymi dniami! Wszystko, co robiłam, robiła dla niego – żeby mnie zauważył, żeby o mnie myślał, żeby nie mógł zapomnieć i był zazdrosny. Nie potrafię bez niego żyć, tato. Oddychanie jest trudne. Wszystko jest po prostu tak niesamowicie, niewyobrażalnie trudne bez niego… Wszystko. Bycie jest po prostu zbyt trudne! Więc tak, kiedy w końcu wrócił, gdy zobaczyłam go znów po trzy trzech latach, nie posiadałam się ze szczęścia! Rozumiesz?! Nie była tak szczęśliwa od lata, niemalże zdążyłam już zapomnieć, jak to jest! A potem zaprosił mnie na kawę, raz, drugi, trzeci… Potrzebował szesnastu prób, żebym w końcu zgodziła się z nim spotkać. Nie odpuścił. Wytrzymał moich piętnaście „nie”, „zapomnij” i „nie chcę cię znać”. Wytrzymał! Cierpliwie, przez cztery miesiące. Każde z tych „nie” rozrywało mi serce, bo niczego nie chciałam bardziej, niż się z nim zobaczyć. Ale obiecałam sobie i wam, że to już skończone, że nigdy nie wrócę do tego punktu w swoim życiu… Umierałam po trochu przy każdym z tych „zapomnij”, ale nikomu nie mogłam o tym powiedzieć. Aż w końcu się poddałam. Nie miałam już siły. Poprosił mnie o wybaczenie. Przepraszał i prosił o wybaczenie. Płakał – po raz pierwszy przy mnie płakał, przepraszając. Może nazwać to kolejną sztuczką, ale ja chciałam mu uwierzyć. Chcę mu wierzyć, bo go kocham. Przez ostatnie lata odkryłam prawdę, która przeraża mnie najbardziej na świecie: nie potrafię być bez niego szczęśliwa. Tak więc, tak, może mnie nazywać idiotką, możesz mówić, że jestem naiwna, ale jeśli nie uwierzę, że on może się zmienić, że może być lepszy, to ja… To ja nie wiem, co ze mną będzie, tato. Przestałam być pewna, czy potrafię bez niego żyć.
Po twarzy jej matki powoli płynęły bolesne łzy. Ojciec oddychał ciężko.
- Wychodzimy. Mam dość – mężczyzna chwycił żonę za rękę i skierował się w stronę wyjścia. – Myślałem, że stać cię na więcej, Sonia.
Odgłos zatrzaśniętych drzwi odbił się od ścian mieszkania.
Nie przestała płakać. Nierównym krokiem podeszła do ściany naprzeciwko, oparła się o nią plecami i sunęła. Podwinęła kolana pod brodę, obejmując je rękoma. Dłonie wciąż się jej trzęsły.
Paweł klęknął naprzeciwko niej. Był wyraźnie wstrząśnięty i zdezorientowany, nie potrafiąc odnaleźć sensu w dyskusji, która właśnie miała miejsce.
- Sonia. Hej, Sonia, spójrz na mnie. Wszystko będzie dobrze. Nie płacz. Będzie w porządku, zobaczysz. Pogodzisz się z tatą. On na pewno tylko się o ciebie martwi, uspokoi się i wszystko się ułoży. Sonia… Sonia, proszę.
To już nie był płacz. Całym jej ciałem wstrząsał bezgłośny szloch. Dziewczyna wydała mu się nagle o wiele mniejsza, zdawało się, że cała zapadła się w sobie. Dosłownie trzęsła się na jego oczach, panicznie próbując pochwycić oddech, jakby się dusiła.
- Sonia. Sonia! Uspokój się! Spójrz na mnie i się uspokój – wyciągnął ręce, próbując ją objąć, gdy uderzyła go z całej siły, odpychając od siebie.
Szloch niespodziewanie ustał, chociaż jej twarz nadal pozostała blada.
- Nie dotykaj mnie. Nigdy mnie nie dotykaj. Naprawdę na to nie zasługuję. Po tym wszystkim… Po tym wszystkim zasługuję na niego. Czy mnie zostawi po raz kolejny czy nie. Już dawno zrozumiałam, że jesteśmy siebie warci – oboje żałośni i budzący litość. Nie chcę cię tym skazić. Po prostu mnie zostaw, będę sobie po cichu umierała. Nie zbliżaj się do mnie, nie chcę, żebyś mnie taką widział i znał. Nie chcę, żebyś się temu przyglądał. Jestem taka sama jak on, więc jak ktokolwiek inny mógłby mnie chcieć?
Po tych słowach wstała, odstawiła wciąż leżący na ziemi czajnik na miejsce i zwyczajnie udała się w stronę swojego pokoju. Zamknęła po cichu drzwi, włączyła muzykę i skuliła się na łóżku.
Nie mogła wiedzieć, że chłopak, którego zostawiła na podłodze, wciąż zaciska pięści, że dolną wargę przygryzł do krwi i z całych sił stara się nad sobą panować. Nie mogła wiedzieć, że on niczego nie pragnie bardziej, niż powiedzieć jej, że przecież on zawsze ją chciał.
Nie mogła, bo sama nie pozwalała sobie tego wszystkiego wiedzieć.

15 733 wyświetlenia
178 tekstów
20 obserwujących
  • 27 May 2016, 20:51

    Dobre. Chociaż trudno mi uwierzyć w realność tego opowiadania.
    Myślisz, że jakiś tam współlokator opowiadałby o nowym chłopaku współlokatorki jej rodzicom? Albo nie uprzedziłby jej smsem, że wpadli jej rodzice, i żeby wracała szybko?

    Jakoś ciężko mi uwierzyć, że ta rozmowa odbywała się przy świadkach. I że tak szybko doszło do tej wymiany zdań.

    Brakuje tu realizmu - bo to że piszesz dobrze, chyba nie muszę powtarzać.