Menu
Gildia Pióra na Patronite

Sprzeczności

mahogany

mahogany

„Udaję radość, której we mnie nie ma, ukrywam smutek, żeby nie martwić tych, którzy mnie kochają i troszczą się o mnie. Niedawno myślałam o samobójstwie. Nocą, przed zaśnięciem, odbywam ze sobą długie rozmowy, staram się odegnać złe myśli, bo byłaby to niewdzięczność wobec wszystkich, ucieczka, jeszcze jedna tragedia na tym i tak już pełnym nieszczęść świecie.” – Paulo Coelho

Każdego dnia, w każdej chwili staram się znaleźć jakikolwiek sens mojej dalszej egzystencji na tym świecie. Żyć dla innych? Po co, skoro inni nie żyją dla mnie? Jaki jest sens dalszego prowadzenia tej maskarady? Tego przedstawienia maskowego?
Noc przywodzi sen, moje wybawienie. Zamykam oczy, nie myślę. Każdego wieczoru mam nadzieję, że jutro wszystko się jakoś ułoży, że wszystko się zmieni, że zmienię się ja.
Nienawidzę poranków. Przypominają mi, że noc ma swój koniec i że znów muszę zmagać się z myślami. (J.Wiśniewski)
Nikt nie widzi tego, co się ze mną dzieję. A ja wariuję. Błagam tylko o spokój. Spokój serca. By nie kołatało jak głupie. O spokój. By łzy nie dusiły, by głos nie drgał, żebym mogła spokojnie zasnąć i obudzić się. Nie chcę się już bać, chcę mieć spokój. W sobie.

Boże, ja naprawdę desperacko Cię proszę. Pomóż mi.

A jednak nie mam odwagi, by to zakończyć. Żyję dalej. Trwam w swojej rutynie. Bo w rutynie wszystkie dni zlewają się ze sobą, przemijają niezauważalnie, czas płynie. Czas leczy rany. Może zostanie moim najlepszym przyjacielem? Bo nikt z moich prawdziwych przyjaciół nie widzi tego, co się ze mną dzieje. Ale to dobrze, to oznacza, że dalej potrafię żyć normalnie. A przynajmniej dobrze udaję.

Nie mogę uwierzyć, nie chcę, że jakiś tydzień, jakieś 7 dni temu wszystko było dobrze. A może nie było dobrze. Może to były tylko moje urojenia. A teraz świat brutalnie zrzuca mnie na ziemię. Tyle problemów. Próbuję sobie wmówić, że to drobnostki. Że inni mają o wiele gorsze problemy. Że moje problemy wynikają w większości z mojej winy. Niestety.

Jestem zdziwiona, że nikt nie chce wyciągnąć ręki do mojej osoby. Czyżbym była aż tak odstraszająca, czy po prostu wszystko jest dobrze, a ja szukam dziury w całym? Przecież ludzie pomagają innym tylko i wyłącznie po to, by poczuć się lepszymi niż są. Więc może otaczają mnie sami fenomenalni ludzie?

Żyję w świecie, a świat ten jest jedną wielką hipokryzją. Albo to ludzie go takim uczynili.
Najpierw mówimy „Nie uwierzę, póki nie zobaczę”, a potem „Oczom nie wierzę”. Gdzie tu sens? Paradoks? Idiotyzm? Czy tylko człowieczeństwo?

Chciałabym, żeby spadł śnieg. Żeby łzy zamarzały na policzkach, żeby puch moczył włosy. Może ból zmarzniętych policzków zagłuszy moje krzyczące myśli. A może uczyni je jeszcze głośniejszymi, stając się ich sprzymierzeńcem.

Śnieg spadł, a nic się nie zmieniło. Łzy dalej lecą, lecz czerwone policzki usprawiedliwiam mrozem zimowym.

Przechodząc przez ulicę zamykam oczy i proszę, modlę się, bym zginęła. Że to wszystko już nie ma sensu. Że w moim życiu skończyło się to, co najlepsze. Nie ma chłodnej dłoni, która przytrzyma mnie i odgoni złe wspomnienia, szare myśli. To ja dalej muszę pomagać. A tym razem to wcale nie czyni mnie lepszą. Kto by za mną płakał?

A może to tylko taka zabawa, może ktoś tam na górze głośno się śmieje, wystawiając mnie na taką próbę? Źle się czuję. Po raz pierwszy od tak dawna żałuję swoich czynów. Nie obchodzą mnie uczucia innych, a jedynie sytuacja, w jakiej się znalazłam. A jest ona tragiczna. Odcięta od jedynego przyjaciela, próbuję żyć, uśmiecham się najszerzej jak mogę. Bo wszystko jest dobrze.

Kiedyś, jak byłam młodsza, wierzyłam, że pieniądze są wszystkim, jednocześnie próbując sobie wmówić, że to uczucie jest przejściowe, że kiedyś na pewno poznam wartości wyższe. Dziś rozumiem, że tak jest. Pieniądze rządzą moim życiem. To wszystko jest tak smutne, jednocześnie będąc normalnym. Znów zrobiłam źle. A mówiłam, że się czegoś nauczyłam.
Już zapomniałam.

Ja się nie zmienię. Kłamczucha. Hipokrytka. Może to przez to, kim jestem tak wygląda teraz moje życie. Może, gdybym była grzeczną i prawdomówną osobą, nigdy nie byłoby tu tylu niedomówień, problemów. Może moi rodzicie byliby razem.

Nie będę się obwiniać o wszystkie winy świata, ale co jeżeli tu jest trochę racji? Że gdyby nie moja zakłamana osoba, wszystko byłoby okej?

Depresja – to słowo zawsze wywołuje u mnie salwy śmiechu. „Mam depresję!” – jak to prymitywnie brzmi. Kłamię ludzi, zdobywając ich przyjaźń. To jest dopiero głupie. Czy ja jestem aż tak dobrą aktorką, czy wy jesteście po prostu tak głupi?

Ale ja już nie płaczę. Los dał mi w kość, ale to na tym to polega, prawda? Upadki, wzloty. Tak po prostu jest.

3265 wyświetleń
42 teksty
6 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!