Menu
Gildia Pióra na Patronite

ODRA

fyrfle

fyrfle

Timofiej Pankratycz około godziny siedemnastej powziął był swoją małżonkę Makarię Fiodorowną za dłoń prawą swoją dłonią lewą i poczęli się udawać pieszo do o dwa i pół kilometra oddalonego i położonego na wzniesieniu kościoła, w którym to miała się odbyć niedzielna msza święta, chociaż była dopiero popołudniowa godzina sobotnia, a przed mszą świętą miało być odprawione jeszcze nabożeństwo związane z tygodniem Miłosierdzia Bożego, które to pochodzi od mistycznych przeżyć siostry Faustyny Kowalskiej, na cześć której to fascynującej postaci powstał już drugi fabularny film i obecnie wyświetlany jest w kinach parających się kinem ambitnym.

Szli weseli i szczęśliwi,kłaniając się mijanym mieszkańcom kilkutysięcznej wsi górskiej, podziwiając jeszcze po drodze kwitnące forsycje, złotliny, mahonie, czy magnolie, a wszystkie one oczywiście kwitły w przydomowych ogrodach, które były też i sadami, a więc również dane im było piękno, aż do cudności kwiatów jabłoni, gruszy, węgierek oraz wiśni. Czas zmartwychwstanie Chrystusa, czasem niesamowitego przebudzenia w przyrodzie, a zarazem euforycznej momentami radości z życia małżonków - Makarii Fiodorownej i Timofieja Pankratycza.

Wysokość temperatury powietrza i duszność zwiastująca deszcz, sprawiły, że Makaria Fiodorowna zatrzymała się, wprawnie sięgnęła dłonią do torebki i wyciągnęła z niej butelkę wody mineralnej, której jednak tutaj nie będziemy reklamować, podpowiadając jedynie, że wiązała się ona niegdyś wolejbalem kobiecym.
- Pij! - powiedziała do męża zdecydowanie.
- Własnie myślałem o ty, żeby cię powstrzymać w marszu ku potrzebie serca i duszy, i za dość uczynić pragnieniu naszemu najdroższa.
- Przeto łykaj żwawo i nie zakręcaj, albowiem i ja zaczerpnę ze zdroju dla dobrego życia.

Ciągnął zadzierżyście, będąc spragnionym mocno, ale wyhamował i odjął od ust i podał małżonce mówiąc:

- Proszę i ty ulżyj nieuchronnym procesom odwodnienia, wynikającym z prawie upałów w kwietniu, dni gorących, jak gorąca jest miłość nasza...

Nie dokończył, bo parsknęła śmiechem ksztusząc się i pomiędzy odkaszlnięciami odpowiadając mu:

- Przestań, bo umrę ze śmiechu i dopiero księża będą mieli kłopot, bo jak umiera ktoś ze śmiechu, to wypadałoby śmieszne kazanie nad trumną powiedzieć lub choć nad grób zaprosić stendapera.
- Tak dobry byłby to pogrzeb, z bałkańską orkiestrą weselno-pogrzebową, z kieliszkiem wódki dla żałobników i do grobu oraz z jajcarską pożegnalną mową na przykład Korolczuka. Ale tymczasem chodźmy, daj no jeszcze cuksa na drapanie w gardle, powalczymy trochę ze skutkami smogu, może się nawet uda coś zaśpiewać bez skrzeczenia i chrypienia.

Dała mu cukierka i sama ssała cukierka, i poszli po schodach do kościoła, a potem weszli w jego przedsionek i przeżegnali się. Dalej postąpili parę kroków nawą główną i rozejrzawszy się stwierdzili, że puki co jest w świątyni kilkunastu wiernych oraz dwóch kapłanów, z których pierwszy wikary odprawiał modlitwy przy ołtarzu do Miłosierdzia Bożego, a drugie siedział w konfesjonale, dając możliwość wyspowiadania się, a zarazem mając baczenie na całość i jakby co to reagując.

Przyklękli przy czwartej ławce po lewej stronie nawy i zmówiwszy modlitwę z intencją podstawową usiedli w ławce pod ścianą, aby ewentualnie wierni, którzy przyjdą, nie przeciskali się przez nich do komunii, bo oni nie chodzili do spowiedzi. Uważali, że ich prace wymagają od nich tylu powtarzalnych i z premedytacją grzechów, że na poprawę nie ma szans, więc postanowili nie robić szopek z sakramentu, który ich zresztą zdaniem Papież, jako następca Chrystusa powinien znieść i zastąpić spowiedzią powszechną, która zresztą jest wedle początku każdej mszy i to powinno być finito w drażliwej kwestii spowiedzi i tego, że nic ona nie zmienia zła ludzkiego i nie powoduje, że się nie powtarza. Oni czasem zło złem zwyciężać muszą dla dobra człowieka i rezerwatu przyrody na przykład, bo taki jest ludzki świat, prawo jest nie skuteczne, a ludzie tym bardziej nie są ani prawi, ani sprawiedliwi. Benc.

Klękli i modlili się, przyłączając się do toku modlitwy księdza wikarego, a potem była Koronka Do Miłosierdzia Bożego, a jeszcze potem jeszcze jakaś modlitwa, może dwie i nastąpiła cisza. Domyślali się, że organisty nie będzie, więc będzie msza na sucho. I w tym momencie wpadł do części ołtarzowej świątyni on! Rozejrzał się i widząc co zobaczył, to gromy mu się samiuśkie,czyli niezależnie od jego woli poczęły ciskać, ale ciskać w całokształt systemu, któren raził nieuporządkowaniem, a czego on Odra Młodszy zdzierżyć nie mógł. Jego ego prefekta służby liturgicznej zostało podrażnione, wrócił do zakrystii, i nim oczy zmrużyli wierni, wrócił z powrotem z zapalarką i rozpalił zdecydowanie i błyskawicznie ogień w świecach ołtarzowych. A kościelnego dzisiaj nie było, a organisty też. Nie było księdza proboszcza i nie było księdza kanonika, albowiem wiernych poprowadzili w te dni ku miejscom naprawdę świętym i tak zwanym miejscom mocy Ducha. Wczoraj były jedne z najpopularniejszych imienin w tym kraju, a więc przyczyna nieobecności organisty i wikarego oraz tak późnego, awaryjnego wezwania jego - przełożonego służby liturgicznej, wydawała się oczywistą.

Chwilę i wyszli. Wikary sam zaintonował pieśń, a ksiądz kanonik senior wtórował mu skrzypiąc niemiłosiernie, ale mieć w parafii pięciu, a w sumie sześciu księży, to jest naprawdę coś, choć nowych powołań było brak. Timofiej Pankratycz po cichu liczył właśnie na młodego Odrę, o którym powiadał, ze gdyby Wisła była jak Odra, to sama by się uregulowała i popłynęła do morza omijając Warszawę, a odpowiedni wcześnie skręciłaby do ich wioski. Tymczasem jednak nastąpił czas czytań i śpiewania psalmów i Odra Młodszy zbliżał się do mównicy, ale jakie to było zbliżanie - dostojne, powolne, majestatyczne i dlatego Timofiej Pankratycz upatrywał w nim biskupa w przyszłości, choć rozumiał, że może być trudno, bo kościół zmienia się i żal mu było, że Odra Młodszy nie urodził się we wcześniejszych czasach, czasach, w których Kościołowi przewodził obecny święty Jan Paweł II. Jego prezencja, duma i powaga oraz godność i majestat, wręcz o ciężarze księcia kościoła, dzisiaj i w przyszłości mogą niestety być już tylko przeszkodą w osiągnięciu godności kardynalskiej chociaż i niestety nie pomoże mu pracowitość, uporządkowanie, cnotliwość i wielka mądrość.

Postępował więc lektor nad lektory do mównicy, czy tam kazalnicy, a czuć było, że czuje się dotknięty niesprawiedliwością straszliwą, albowiem on wiedział, a myśmy go rozumieli, że czytań powinien tak wielki i tak zapowiadający się dokonać z ambony. Niemniej odrzucił w sobie dumę i przywdział włosienicę pokory i stanął w gniewie i dumie oraz chwale pokorny przed mównicą. Podniósł brwi, obrzucił nawy spojrzeniem srogim i wymagającym, zgromił wiernych pretensją - dlaczego was tak małe audytorium, dla takiej osobowości!? Rzeczywiście było około pięćdziesięciu do sześćdziesięciu wiernych. Patrzał w nich długo, jakby ważąc w sobie myśl, czy nie zaprotestować i nie zejść w proteście, nie czytając czytań wobec rażącej frekwencji wiernych, na którą na pewno sobie nie zasłużył. Pokora jednak sprawiła, że został i czytał,jak to tylko on umiał czytać - Wsiewołod Odra.

Potem rozpływał się w innych obowiązkach usługując kapłanom, że wikary przy nim tego dnia wydawał się być tylko jakimś świętym pustelniczym, z tendencjami do skrajnej mistycznej wręcz ascezy, a on płyną w swoich poczynaniach jak przyszły władca dusz, w stylu arcybiskupów i kardynałów powołanych przez Jana Pawła II i sprawujących dziś jeszcze tu i tam posługę książąt kościoła w Polsce.

Potem wziął koszyk i dumnie kroczył od ławki do ławki, aż Makaria i Pankratycz - starzy dyrektorzy - bali się wrzucić mu jałmużnę groszową i poważnie zastanawiali się - czy nie sięgnąć po banknoty stuzłotowe! A kiedy rozwiązał się rzemień u obuwia jego na nodze prawej, to sam sobie musiał go zawiązać, albowieem prawdę mówiąc nie była to niegrzeczność ze strony wiernych, tylko nikt z nich godnym zawiązać rzemienia buta Odry Młodszego.

Msza zbliżała się do końca, a on chodził dyrygował młodszą szarżą służby liturgicznej, wreszcie podchodził do ołtarza i szeptał do ucha wikaremu. Rodzi się człowiek wielki. Daj Boże, żeby Książę Kościoła Rzymskiego - już czas na owoc ponowny z tej ziemi.

297 598 wyświetleń
4773 teksty
34 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!