Menu
Gildia Pióra na Patronite

Zielone

Sheldonia

Sheldonia

Teraz.
Czy to możliwe, ze tęskni za mężczyzną, którego nie widziała od kilku lat, którego miała nienawidzić, który ją skrzywdził? Myśli o ich pierwszym pocałunku, który kiedyś tam się wydarzył. W lesie, przy ognisku, po kilku piwach, które jednak nie miały wpływu na to, co się wydarzyło. Wszystkie procenty momentalnie z niej uleciały, gdy jego usta znalazły się parę milimetrów od jej ust... gdy poczuła ciepło jego oddechu i mocny uścisk ramion w pasie… Czy tęskniła za nim, czy po prostu za tą chwilą, za magią tej chwili i za uczuciami, które kłębiły się wtedy w jej sercu? Może jednak za samą chwilą. Ale czy ona byłaby taka magiczna, gdyby nie on? Na pewno były dla niej ważne te zielone oczy, które wpatrywały się w nią, lekko zamroczone gonitwą myśli. Było też ważne to, co czuła do tego człowieka. Skłamałaby, mówiąc, że go nie kochała. Kochała go w zły sposób. Nie tak powinna wyglądać miłość. Zniszczyły ją kłamstwa, dwuznaczności i zdania przerwane w połowie…

Kiedyś.
Poznali się w pracy. Nie zauważał jej na początku, bo i nie była nikim wyjątkowym, zwykły szary pracownik, tak jak i on. Zainteresował się nią dopiero, gdy znalazła sobie faceta. Zrozumiała, że powiedzenie „klin klinem” zawiera w sobie sporo prawdy. Gdy zakochała się w kimś innym, przestała wzdychać do W. Może jej słabnące zainteresowanie jego osobą sprawiło, że się obudził. Nagle zapragnął jej, utonął. Zrobili to, co robi kobieta i mężczyzna, gdy nie mogą być razem – zaprzyjaźnili się. W pracy spędzali razem dużo czasu, wieczorami pisali sms’y. Czasami całymi nocami rozmawiali o swoich problemach, a potem przy biurkach ślęczeli nad kawą…
Pewnego dnia zorganizowano ognisko integracyjne w ich pracy. Miało się odbyć w sobotni wieczór w lasku obok domu jednego z pracowników. Wszystko było już przygotowane, wystarczyło się tylko wstawić. Zanim ognisko się rozkręciło, wyłączyła telefon. Nie chciała, żeby jej facet ciągle do niej wydzwaniał. Piekli kiełbasy, chleb, cebule. Siedzieli pod niebem pełnym gwiazd i popijali piwo z plastykowych kubków. Ilona i W. odizolowali się od grupy znajomych i usiedli na starym złamanym konarze. Nie wie, jak to się stało, ale po chwili już ją obejmował, a ona wtulała swoją głowę w przestrzeń między jego głową a ramieniem. Pachniał tak… tak… Nigdy nie zapomni tego zapachu, jakim nasiąkła jej skóra po kilku godzinach w jego ramionach. Gdy tak trwali, poczuła, że się delikatnie pochyla, a jego usta namierzają jej usta. Chwila zawahania i obraz swojego faceta w głowie. Wymazała go jednak szybko z pamięci, przynajmniej na ten jeden krótki moment. Otworzyła oczy. Był tam. W. patrzał na nią tymi wielkimi zielonymi oczami. Do dziś, gdy o nich myśli i przywołuje ich obraz, ma ciarki na całym ciele. Przysunęła się do niego i ich usta się zetknęły. Nie trwało to długo, nie było natarczywe, nie było zbyt krótkie. Sprawił, że ta chwila była tak cholernie idealna. Ale wyczuła w nim jakiś smutek. Wiedział, że robią źle, że krzywdzą innego człowieka. Człowieka, który na to nie zasługuje. Jednak często pozwalała sobie na nie myślenie o tym, brnąc w kłamstwa. Mogli się zatrzymać. Mogli zachować idealne wspomnienie tej chwili i tego, co mogłoby trwać. Nie powinni zaczynać miłosnej historii od kłamstw, ukrywania się i zdrady. To pasuje tylko do tanich romansów. Nie chcieli brudzić swojej wyjątkowej miłości i zniżać ją do takiego poziomu. Jednak ich uczucie było na tyle silne, że w ich przyjacielskich sms’ach zaczęły pojawiać się nutki romantyzmu i uczuć, które coraz trudniej było im ukryć. Wiedzieli, że nie ma już powrotu do starej sytuacji, ale nie wypowiadali tych słów na głos. Mogli tylko brnąć w to dalej, albo zakończyć na zawsze. Nie było im dobrze ze świadomością, że oszukują, że robią coś za czyimś plecami, jednak byli zaślepieni. Ona miotała się między ramionami swojego faceta, a ramionami W. Tak bardzo nie chciała zmywać z siebie jego zapachu, ale musiała, by jej zdrada nie wyszła na jaw. Bała się go zostawić, był dobrym człowiekiem, była pewna jego uczuć. Bała się jednak zmiany i tego, że jej wyobrażenia o związku z W. przerosną rzeczywistość i okradną ich ze złudzeń… W. zaczął nalegać, chciał swoich praw do niej, chciał ją kochać, mieć, być z nią. Ale Ilona wahała się, czy powinna, czy się im uda… Nie potrafiła zamienić stałości na milion znaków zapytania. Zaczęli się kłócić o głupstwa. Próbowali wracać do koleżeńskich stosunków, ale nie udawało im się to zbyt długo. Za każdym razem, gdy ona była już gotowa skoczyć na głęboką wodę, wprost w ramiona W., on wycofywał się z powodu wyrzutów sumienia, że rani człowieka i rozpieprza związek. A potem znów chciał, ona się bała… Nigdy nie było ich czasu i miejsca. Może czasami momenty, które wykradli losowi. Lubili wtedy czytać wiersze A. Lange, popijając czerwone wino. Nigdy nie wiedziała na ile będą musiały wystarczyć jej wspomnienia…
Po pewnym czasie miała już dość ich kłótni, które spowodowane były w dużej mierze tym, że jego cierpliwość się skończyła. Nie chciał być wypełniaczem, ani tym drugim, a ona nie mogła dać mu nic więcej. Strasznie cierpiała, kiedy kolejny raz na siebie wrzeszczeli. Czuła, że musi zakończyć tę znajomość, by mógł być szczęśliwy, z kimś innym. Wiele razy jej się zwierzał, że nie układa mu się z żadną dziewczyną, bo ciągle myśli o tym, że nie dorastają jej do pięt. Jej z kolei pękało serce za każdym razem, gdy prosił ją o rady, jak ma postępować z nowymi koleżankami. Nie mogła jednak mieć do niego żadnych pretensji, skoro sama była w stałym związku… Niszczyło ich to od środka, zalewała ich gorycz, przestali zauważać cel. Powiedziała mu, że to koniec, że tak będzie lepiej. Nie wiedziała tak naprawdę dla kogo, miała nadzieję, że dla niego. Nie chciała go już krzywdzić. Zabroniła mu się z nią kontaktować. Zapytał, czy nie mogą być przyjaciółmi.
Słowa: „ Nie chcę być twoją przyjaciółką”, zawisły w powietrzu. Cisza. Odszedł w innym kierunku, nie odwrócił się. Łzy spływały jej po policzku, czuła jak serce drze się na strzępy. Ona przynajmniej miała do kogo wracać, a on był zupełnie sam…

Zrezygnował z pracy tydzień później, gdy oboje zauważyli, że ten układ się nie sprawdzi. Gdy tylko szła do toalety, i chcąc nie chcąc, przechodziła obok jego stanowiska pracy, czuła na sobie jego wzrok. A jej głupie serce znowu zaczynało bić.
Nie widziała go już nigdy więcej. Nie wiedziała, co się u niego dzieje. Dopiero pewnego dnia, gdy wracała do domu z zakupami, na słupie zauważyła klepsydrę, na której widniało jego imię i nazwisko. Zakupy wypadły jej z rąk, rozsypały się po chodniku. Jego imię po chwili nie było już czytelne, gdy zalała się łzami. Zostawiając towar, pobiegła do kwiaciarni po bukiecik białych kwiatów. Sprawdziła godzinę na zegarku. Miała 30 minut, by dotrzeć na cmentarz i móc go pożegnać. Biegła co sił, mimo wysokich obcasów i rozpuszczonych włosów, przysłaniających jej twarz. Gdy w końcu dotarła na jego pogrzeb, trumnę wkładano już do głębokiego dołu. Nie wiedziała, czy wypada jej podejść bliżej, nie wiedziała, czy jego rodzice wiedzą. Odczekała, aż wszyscy odeszli i powoli podeszła do jego grobu pokrytego górą kwiatów. Jej bukiecik wyglądał przy nich marnie, położyła go na samej górze. Nie potrafiła opanować płaczu, uklęknęła brudząc całe ubranie wilgotną ziemią, na głos powtarzała jak mantrę „przepraszam, przepraszam, przepraszam…”
Nagle ktoś położył dłoń na jej ramieniu. Wystraszona, popatrzyła do tyłu. Stała tam przygarbiona mała kobieta w czarnym ubraniu, w dłoni trzymała jakąś książkę.
Usłyszała cichy głos:
- To pewnie pani… Chciałabym panią winić, ale… nie potrafię.
Podała jej książkę, odwróciła się i odeszła. Patrzała za nią, dopiero, gdy zniknęła z horyzontu, przypomniała sobie o prezencie. Gdy zauważyła, że jest to tomik wierszy A. Lange znów zalała się łazami. Otworzyła ją na pierwszej stronie. Od razu rozpoznała jego pismo:
„Str.26
Ty wiesz, że…
Zawsze będę Cię kochał.”
Drżącymi rękoma doszła na stronę dwudziestą szóstą i na głos zaczęła czytać zaznaczony fragment. Ich ulubiony fragment…

„Jeżeli ludzie mogą się z oddali
Porozumiewać - a wierzę, że mogą
I że do ciebie powietrznianą drogą
Dochodzi głos mój, co się niemo żali:

To ty mnie słyszysz... Słyszysz moje skargi
Przeczuwasz boleść, co mą duszę tłoczy -
I wiesz, jak głodne twych oczu me oczy,
I wiesz, jak głodne twoich warg me wargi…”*

*A. Lange „Możem Cię nigdy nie kochał tak szczerze…”

4845 wyświetleń
120 tekstów
43 obserwujących
  • Sheldonia

    20 November 2011, 16:00

    Dziękuję. Ja też się wzruszam, gdy widzę, że jednak się podoba to, co tworzę gdzieś tam w ukryciu. :)

  • Canaletta

    20 November 2011, 15:35

    Piękne... I przepraszam, ale tylko na tyle mnie stać, gdyż łzy lecą naprawdę mocno...

  • Sheldonia

    16 November 2011, 20:42

    Bądźmy dobrej myśli, że nie każda musi być tragiczna, by być prawdziwą:)

  • WilceeQ`

    15 November 2011, 19:58

    Ponownie powiem, że jestem zadowolona. Szkoda tylko że każda prawdziwa miłość ma w sobie tragedię...

  • Sheldonia

    14 November 2011, 20:45

    Dziękuję, dziękuję, dziękuję. Rosnę od tych pochwał:)

  • Sheldonia

    14 November 2011, 20:29

    Dziękuję, Alexi. Napisz, a ja na pewno to przeczytam:)

  • LilaKtusia

    14 November 2011, 20:25

    Twoje opowiadanie porusza do głębi... Kiedy czytałam, czułam wszystko tak jakbym przeżyła to sama... Też próbuję coś klecić ale nie będę tak dobra... :)

  • Sheldonia

    14 November 2011, 12:12

    To najważniejsze:)

  • Albert Jarus

    14 November 2011, 12:01

    Jako tako, nawet bardzo, choć nie uważam się za osobę, która ma pojęcie ;p ale jako czytelnikowi bardzo mi się podoba :)

  • Sheldonia

    14 November 2011, 10:39

    Albercie, powtórzę się, ale to prawda: rozpieszczasz mnie:)
    Dziękuję.
    Tak sobie myślę, że skoro ktoś mnie chwali, to chyba jednak jako tako potrafię pisać:)