Menu
Gildia Pióra na Patronite
piórem2

piórem2

Ten dzień był wyjątkowy dla nas wszystkich. Napięcie wisiało w powietrzu. Niebu nie przeszkadzały żadne chmury. Palmy, cyprysy i inne drzewa zastygły do zdjęcia. Ptaki ćwiergoliy ciszej i z umiarem, wyjątkowo nie brudziły balkonu Losta na czwartym pietrze w hotelowym pokoju nr 31. Na pierwszym planie była Ufnen - jego nadzieja, która teraz odchodziła w nieznane. Mimo swojej wielkiej kreatywności i szaleństwa nie była wyniosła i na miejsce uroczystości wybrała mały XIII wieczny kościół niedaleko Via Romantica. Ubrana była nader skromnie, bo przy jej dziewczęcej fizjonomii w niczym lepiej by nie wygladała. Muślinowa sukienka lekko falowała miała starodawny krój ale całkiem nowatorską fakture, gdyż była mocno prześwitująca. Lost przełknął slinę i udawał że tego nie widzi. Jak na holendra przystało Melon zamówił mały bukiet pomarańczowych róż.

Z Desires spotkali się w kościele tak jak się umawiali. Reszta gości zdążyła na czas.
Bez zbędnego patetyzmu kapłan przystapił do obrzędu. Lost się zamyślał, nie wsłuchiwał się w słowa ale wodził teraz wzrokiem po starych murach kościoła. Czasami spoglądał na Des, która dzisiaj nie płakała. Miała na sobie piękny kostium w kolorze kości słoniowej. Była opanowana i radosna ukradkiem zobaczył że na twarzy ma liczne zmarszczki, których wczesniej nie widział. Słońce wpadające przez okna było bezlitośnie szczere.
Wrócił więc do podziwiania architektury sakralnej, która nie jedno już przeżyła, czego dowodem był dziwny wystrój nie wiadomo w jakim stylu. Gdy tak wodził wzrokiem dopatrzył się napisu na jednym z portyków.
Nie mógł przeczytać bo napis był zbyt mały a był napisany chyba w języku arameńskim. Zaciekawiło go to tak bardzo że zapomnał gdzie jest i że właśnie była pora na podanie dłoni. Des pytajacym wzrokiem zmierzyła Losta.
Po komuni Lost nie wrócił do ławki tylko podszedł do owego napisu i udając że się modli zaczął odczytywać tekst, a było tam napisane:

ا‌گر‌شما بکشید ز‌ما‌نی مقد‌ا‌ر‌ی عشق ا‌و هر‌گز‌به‌شما بر نخو‌ا‌هید‌گشت‌

"Jeśli zabijesz kiedykolwiek jakąkolwiek miłość, ona do ciebie nigdy nie wróci"

Kilku słów nie był pewien, bo napisane było nie w jezyku aramenskim a perskim.
Wrócił do ławki i do końca uroczystości patrzał już tylko na Ufnen.

Potem były życzenia, tańce, śpiewy wszystko na raz, trochę jadła i trochę picia. Wszystko w wysublimowanym umiarze. Moda na wykwintną oszczędość i nie marnowanie jedzenia to jedyna moda którą Lost popierał.
Mimo zmęczenia wytrwał do końca. Po północy Ufnen podeszła ucałowała ojca jak dawniej kiedy w długaśnej koszuli szła spać. I tym razem ucałowala go dłużej, na policzku miała łzę, otarł ją i szepnął
- no, bądż szczęśliwa , podał ręke Melonowi bo właśnie opuszczali to miejsce.
Lost poprosił Desires do tańca. Mimo szybkiego rytmu chwycił ją w ramiona jak żolnierz wracający z wojny. Trzymał swoją ostatnią deskę ratunku.

Nazajutrz wracał do domu. Swojego domu. Zanim to zrobił pojechał nad morze, przez Via Attica którą niegdyś kroczył Cezar i inni wojownicy. Dotarł do Asti i tam na plaży położył się na piasku, ciepłym i jasnym jak święte łono Desires. Myślał o niej lecz zasnął. Miał sen:
"Widzi postać jest to Ufnen jego słodka nadzieja ale na szyi ma szal. Zna ten szal, kiedyś go widział a było to dawno, miał pomarańczowy kolor, ale Ufnen nie jest jego córką ma tylko jej młodziutką twarz, jest kobietą która go pragnie i wabi ku sobie tak jak to kiedyś robiła Des. On wyciaga rękę bo kobieta podaje mu szal, chwyta za jego koniec by się zbliżyć. '
W tym momencie się obudził bo właśnie jakaś kobieta trzymała go za rękę i tym samym uratowała przed przegrzaniem
To był dziwny sen, z tych radosnych. Lost obudził się zły zamknął oczy i kontynuował, myślał:
Jakie by to piękne było mieć taką kobietę, która wabiła by go jak Desires ale była szalona i zdecydowana jak kiedyś Mementoris, to u niej widział ten pomarańczowy szal. Zatęsknił do czegoś niemożliwego.
Wstał, bo samolot miał odecieć za dwie godziny, musiał się pospieszyć. Był szczęśliwy bo wracał do domu i mimo zmęczenia miał swój plan B" który miał zamiar zrealizować.

KONIEC
https://www.youtube.com/watch?v=R4yQWIWQq8A

* Dla pamięci pewnego człowieka, którego, pamięć nie zaginie a będzie jak płomień świecy.
Gdyby żył miał by dzisiaj 50 lat, szkoda że nie poświęcił mi ani sekundy swojego życia, ale miłość nie jest przymusem jest otwartą bramą nie prowadzacą do więzienia ale ku wolności* 27.01.2017

by Rosa Thomson, "Posłańcy bogów"

129 327 wyświetleń
1425 tekstów
12 obserwujących
  • silvershadow

    30 January 2017, 11:46

    Więc czekam na następne.
    Chyba jeszcze muszę nadrobić oceny (i ewentualnie przeczytanie zaległości), gdyż często bywam tutaj "fantomowo", bez "zameldowania" :)
    Miłego dnia i życzę afektu/weny ;)

  • piórem2

    30 January 2017, 11:41

    jesteś kochany
    bardzo dziekuję, narazie król umarł,
    jak mnie wena najdzie to może coś wymyslę /ale musi byc afekt bez tego nie ma bodźca/
    uciekam hej

  • silvershadow

    30 January 2017, 11:38

    Chyba kilka jeszcze muszę nadrobić ale zawsze jak wchodziłem na cytaty czytałem aktualną część.
    Już wcześniej chciałem Ci napisać, że czytam ...

  • piórem2

    30 January 2017, 11:36

    czytałeś wszystkie?

  • silvershadow

    30 January 2017, 11:35

    Wiesz, wciągnęło mnie to opowiadanie.
    Szkoda, że już koniec. Dzięki za miłą lekturę.