Szła tak leśną ścieżką w poświacie srebra księżycowego. Ubrana w nagość i falujące na jej ciele, niczym łódka we mgle, szatynowe włosy. Przysiadła na łące nieopodal lasu i rozwarła swe długie, zgrabne nogi łonem brązowym przyozdobione. Czekała do północy. Wtem przyszedł. Szafir z szarością zmieszany, sierścią pokryty. Brutalny, ona w tej brutalności namiętna.
...Beznadziejne powiadam wam! W żaden sposób nie dotrę by sklecić więcej niż sześć (liczyłam) zdań?! W końcu chyba zacznę zbierać wszystkie i układać niczym puzzle... Poważnie to nie mam do czegoś się przyczepić, ale ciągle lizanie to nic miłe... Napisałbyś coś dla mnie (dłuższego) ;p?