Menu
Gildia Pióra na Patronite

"Miłość, znaczy potęga"

shy.artist

Smród. Tłum ludzi. Plac. Werble. Na środku klęczy człowiek. Obok niego stoi kat. Nie wygląda typowo. Długa czarna suknia. Obcisły skórzany gorset. Krótkie, ciemne włosy podkreślające białą jak płatek śniegu skórę. Czarna korona. I oczy… Oczy tak bardzo niepasujące do ciężkiego miecza, który trzyma w dłoni. Błękitne i smutne. Jej wąskie usta szybko poruszają się, gdy rozmawia ze skazanym. Nikt nie jest w stanie tego usłyszeć. Nikt nie powinien. Po policzku spływa łza. Unosi miecz nad głowę. Wykonuje się to, po co wszyscy się tutaj zebrali. Obojętnie zerka w stronę loży. Tylko jeden człowiek wie, co tak naprawdę wyraża to spojrzenie.

- Nie rozumiesz, że ja już nie mogę?! Nie chcę dłużej tego robić… Głos łamie się i więźnie w gardle. Ona płacze.
A on patrzy. Jest piękna nawet w takiej chwili. Gdy wybrał ją dawno temu na Panią Mroku wiedział, że parała się magią. Była naiwna. Dała się wykorzystać. Dała mu wieczną młodość i o to chodziło. Jednak coś się zmieniło. On się zmienił. Pokochał ją. Nie chciał tego, nie podejrzewał i nie dbał o to, a mimo to nie mógł nic zrobić. Liczyła się dla niego bardziej niż ktokolwiek inny. Jak bardzo pragnął wykonać teraz jakiś gest. Czuł, że ona tego potrzebuje. Taka mała, przygnębiona, w ogromny zamku, w jednej z kamiennych komnacie Lorda Hegemona. Ale ona nie mogła się dowiedzieć, nikt nie mógł…
Odwrócił głowę i popatrzył na Wisłę płynącą spokojnie poniżej Wzgórza Tumskiego.
- Wiem, że jest ci ciężko. Mnie też, ale zrozum, że na tym właśnie opiera się władza, autorytet. Nie możemy być słabi, bo skończą się złote czasy naszych rządów. Płock jest twoim domem od zawsze. Czy chcesz żebyśmy to utracili? Ja… zastanowię się, może da się to jakoś rozwiązać, a na razie odwołam wszystkie egzekucje. Może ogłoszę jakieś święto państwowe. Co ty na to?
- Ależ dziękuję o Wielki Lordzie.
Kłaniała się z taką gracją, tylko czemu była taka oziębła? Przecież starał się jej pomóc.
- Ovi, przecież mówiłem ci, że na osobności możemy darować sobie te wszystkie zbędne ozdobniki. Mam ich po dziurki w nosie ze strony kapłanów i innych darmozjadów.
- No dobrze, Falco. Ciężko mi się przestawić i dobrze o tym wiesz. Poza tym, po takich przeżyciach miewam problemy z myśleniem. Widok tych zimnych, szklistych oczu, w chwilę zanim zgasną. Pojawia się w nich smutek tak głęboki i przejmujący, że nie sposób to opisać.
Słowa te przechodziły przez gardło z niekrytą trudnością. Każdemu towarzyszyła łza. Widok ten rozdzierał mu serce.
- Wybacz mi Ovi, ale mam jeszcze kilka ważnych spraw…
- Przepraszam, powinnam nad sobą panować. W końcu nie chciałabym cię zawieść Falco. Do zobaczenia na wieczornej uczcie.
Posłała w jego stronę słaby uśmiech, lecz był już myślami gdzie indziej. Połowa Krakowskiej prowincji wyruszyła na Płock i dotrze tutaj już niebawem. Podpisany w 2159 roku pakt o podziale terenów byłej Polski sprawdzał się przez ostatnie 200 lat. Co się mogło nagle stać? Z tymi Krakowianami to ciągle jakieś problemy… Przecież władają połową Europy. Tego, że i tak ja pociągam za sznurki nie musza wiedzieć. Tylu kazałem unicestwić, żeby pokazać im miejsce w szeregu, a ci nadal swoje. To się robi męczące. Nie mają gdzie szukać pomocy, bo jestem władam całym światem poza ich częścią Europy. Miejmy nadzieję, że znowu uda się ich szybko usadzić. Ovi nie lubi konfliktów zbrojnych. A właśnie, Ovi! Gdzież ona się podziała?
- Tork! Chodźże tu!
- Tak Lordzie?
- Dajże spokój z tym Lordem, co wam się dzisiaj stało?! Gdzie znajduje się w tej chwili Pani Mroku?
- Nie zajmuję się jasnowidztwem, ale z godziny jaka teraz jest i planów na dzisiejszy wieczór wnioskuję, iż szykuje się na ucztę.
- O Wielki Ismirze! To rzeczywiście już niedługo. Tork, każ służbie przygotować kąpiel i wyciągnij no moje odświętne fatałaszki. Będą potrzebne.
- Już się robi, a swoją drogą może byś się ogolił. O ile twoje przyprószone siwizną jasne włosy wyglądają dostojnie, o tyle dwudniowy zarost nie przystoi Lordowi Hegemonowi.
- A idź ty! Chociaż może i masz rację…

Jakże czuła się samotna. Była czarodziejką i wszyscy normalni mężczyźni się jej bali. Natomiast ci nienormalni powinni zacząć. Wyjątek stanowili Falco i stary Dimo. Dimo tak jak oni pamiętał XXI wiek. To były okropne czasy. Dobrze, że ówczesny prezydent uchronił przed zagładą świata tylko ludzi, którymi można było później łatwo manipulować, Dzięki temu cofnięto rozwój cywilizacyjny i powrócono do czasów, gdzie zabijanie Matki Ziemi i upodabnianie się do pewnej odmiany małp przestało być wartością priorytetową. Przywrócono też magię. Trudno było ukrywać w mieszkaniu w Płockim wieżowcu kurze łapki, czy smocze łuski. Pierwszy lepszy smarkach mógł to znaleźć i koniec z czarami. Teraz czary są doceniane. Można nimi pomagać i szkodzić, naprawiać i niszczyć. To cudowne i straszne jednocześnie.
- Witaj piękna! - Dimo jak zwykle pojawiał się tam, gdzie akurat był potrzebny..
- Co tam staruszku?
- Może byś mi tak pomogła?
- Nie zgrywaj już takiego niedołężnego, bo wiem, że jak ci przyjdzie zatańczyć z panną Tres na uczcie to i tak nie odmówisz.
- A coś ty dzisiaj taka złośliwa? Tak się składa, że to z tobą chciałem zatańczyć, smarkulo jedna ty.

„… i nastanie dzień, kiedy zawali się cały twój świat. Wszystko zostanie ci zabrane i sam będziesz musiał to odzyskać. Nie możesz ufać nikomu. Zdrajcy! Wszędzie zdrajcy. I będziesz sam przeciwko wszystkim. Czas zapomnienia nigdy nie nadjedzie, a to co się raz wydarzy do końca zapamiętane zostanie.”
Smok nigdy nie kłamie. Na pewno nie złotołuski smok. Węzeł krwi jest nierozerwalny i nie da się go oszukać. Nawet Gim by tego nie zrobił. W gruncie rzeczy lubił Falco. A proroctwo było straszne. Gim wiedział, że nic nie jest przesądzone i Lord może jeszcze zmienić swój los. Swój i Ovi…

Marta, najlepsza przyjaciółka, wyszukała jej przepiękną karminową suknię. Zmusiła do uczesania się i nałożenia makijażu zakrywającego worki pod oczami. I co z tego? Wszyscy mężczyźni na sali połykali ją wzrokiem, a nie o to chodziło.
Siedziała samotnie popijając wino i wtedy pojawił się Falco. Nie sposób było oderwać od niego wzroku. Zawsze wydawał jej się męski i przystojny, ale nigdy tak jak teraz. Niebieski frak i dopasowane spodnie podkreślały ruch każdego mięśnia podczas marszu salą balową. Złote włosy związane i jak zwykle odrzucone na plecy dobrze prezentowały się na tle ubioru. Był niesamowity. Zauważył ją. Ich spojrzenia spotkały się…

Jej wzrok. Potem spojrzenie powędrowało niżej. Karminowa suknia spełniła swoje zadanie. Podkreśliła to co trzeba i sprawiła, że Falco stracił dech na krótką chwilę. Ovi…
Nagle ktoś pociągnął go za ramię i zakrzyknął: „Toast za zdrowie Lorda Hegemona Falco, władcy Płocka i całego świata oraz za wszelką pomyślność dla Pani Mroku, Lady Ovilleili!” Stuknęły puchary i na sali zawrzało. Lord stracił orientację i ani się obejrzał został wciągnięty pomiędzy pijących. Nagle coś świsnęło koło jego głowy. Gdy się obejrzał zobaczył mężczyznę ze strzałą sterczącą w piersi. Wszyscy momentalnie padli. Straż rozpoczęła procedury ewakuacji Lorda, ale to nie przeciw niemu wymierzony był atak. Leżąc na ziemi i unikając strzał widział jak łapią i brutalnie wywlekają z sali Ovi. Nie widział twarzy, ale widział znaki. Smok na kaftanach. To Czarne Smoki. A konkretnie oddział specjalnych krakowskich najemników. Nie bacząc na starania strażników zerwał się z miejsca i wybiegł na dziedziniec zamku. W jednej z bram zobaczył znikający kaftan. Pomknął w stronę ulicy i zobaczył straszny widok. W trakcie, gdy na zamku ucztowano, tu toczyła się bitwa. Czarne Smoki nie miały litości. Miast wyglądało jak w 2012, gdy po regeneracji planety zniszczonej przez deszcz meteorów, dziadek zabrał go na powierzchnię. Tak samo potłuczone okna, zniszczone wieżowce, połamane słupy i latarnie, a wszędzie ogień. Przypomniał sobie, że jego dziadek pozwolił mieszkańcom wybrać rodzaj domów, a prawie wszyscy pozostali przy staromodnych szklanych wieżowcach i apartamentach. A teraz wszystko to legło w gruzach. Strażnicy znaleźli go, gdy leżąc na bruku płakał jak dziecko.

- Weisen Hereida! Weisen Hereida!
Stali jak idioci nad miską z wodą, a tam nic się nie działo. Komnata wywoływania zakurzyła się nieco, gdyż Ovi rzadko jej potrzebowała, ale nadal powinna być sprawna.
- Nie działa…
Falco nie wytrzymał, chwycił go za gardło i ani się obejrzeli Dimo wisiał już w powietrzu.
- Jak to nie działa? Masz ją znaleźć! Nie ważne jak!
- Opanuj się i puść mnie. A teraz słuchaj. Nikt nie zna Ovi tak dobrze jak ja i ty. Obaj wiemy, że była piekielnie dobrą czarodziejką i umiała zrobić taką zasłonę, żeby nikt nie mógł jej znaleźć. Mimo to ty czujesz gdzie ona jest. Wysil się. Pomyśl o niej najintensywniej jak się da. Uwolnij wszystkie uczucia jakimi ją darzysz. Przywołaj najpiękniejsze wspomnienie. Już wiesz?
Kiwnął głową.
- No to w drogę.
- Ale jak to? Jak ja…
- Kiedyś wyjaśnię ci, jaka to była magia – dodał Dimo szeptem.

Zimno. Ciemno. Coś jątrzy się w kącie. Cień. Czyj? Głos. Co mówi? Coś o cierpieniu. O bólu. O Lordzie Hegemonie. Falco! Cień się poruszył. Głos ucichł. Czyżby na coś czekał? Nożyce, pręty, śruby i wkrętarki. Pręty, pręty… Gorące pręty. Ból! Cisza. Znowu głos. I znów ból…

Krzyki. Konie. Siodła i jeźdźcy. Pochodnie. Tętent.

Poczuła coś chłodnego na nodze. Auuu!
Marta… czy to ona?
- Co ty…
- Nie mów nic. Nie powinnaś się przemęczać. Wycierpiałaś już wystarczająco. Porwali mnie razem z Tobą. Kiedy wrzucili cię tu wczoraj wieczorem myślałam, że nie żyjesz. Na szczęście myliłam się. Co oni ci robili?
- Nie pamiętam. Nie chcę pamiętać…
Uniosła głowę. Zauważyła braki w odzieży. Nie miała sukni i butów. Halka została obcięta w połowie ud. Wszystkie odkryte kawałki ciała pokryte były podłużnymi pręgami. Okłady robione przez Martę pomagały tylko chwilowo. Pomyślała o zaklęciu. Wyciszyła się. Dotknęła podłogi i mimo, że ziemia w tym miejscu przesycona była nienawiścią, wyciągnęła z niej trochę dobrej energii, którą uśmierzyła ból. Czuła się bardzo zmęczona. Zasnęła.

Las, góry, rzeka. Stukot kopyt.

Obudziła się. Była sama. Rany nadal dawały się we znaki, ale nauczyła się je ignorować. Szczęk zamka. O nie! Uff… Na szczęście to nie moje kolej. To Marta wróciła. Tłumaczyła, że bardzo ją bili i pytali o mnie, o Falco, o jakieś proroctwo. Miała tylko dwa siniaki.

Las, góry, rzeka, stukot kopyt. Bezchmurne niebo.

Teraz jej kolej. Wloką ją klasycznie – za włosy. Resztki ubrań, które jej zostały, włącznie z tymi pożyczonymi od Marty, nie bronią przed chłodem marmurowej posadzki. Kamienie na chodniku też nieco obniżają komfort podróży. Nareszcie na miejscu. Tym razem nie ma kamiennego stołu. Jest pręgierz i krzesło. Znowu głos. I Cień. Głos pyta o proroctwo, o smoka. Gim jest wielką tajemnicą Falco i nawet ona nie powinna o nim wiedzieć, ale ja musiała wiedzieć. Za często znikał. Tork tłumaczył, że chodzi do burdelu. Nie wierzyła.
Wiedziała, że Głos skanuje jej mózg podczas zadawania pytań. Ból fizyczny miał przeszkodzić w koncentracji. Ale była silna. Dla Falco. Chwile pomiędzy jedną partią chłosty, a drugą wykorzystywał Cień, który widocznie rzadko obcował z kobietami. Ovi dławiła w sobie wstyd i odrazę do samej siebie. Myślała tylko o barierach obronnych. Tylko…

Las. Ogień. Szczęk mieczy i strach.

Marta po raz kolejny zaprezentowała pokaźną kolekcję dwóch siniaków. Od jakiegoś czasu Ovi nie ufała jej. Miała rację. Zaczęła bać się o swoje życie. Zaplanowała ucieczkę. Podczas, kiedy Cień zaspokajał swoje rządze, Ovi zabrała mu jeden z jego uniwersalnych, wielozadaniowych noży, a także klucze. Postanowiła uciec w trakcie, gdy Marta będzie na ”przesłuchaniu”.

Zamek. Cisza. Napięcie. Żądza zemsty.

Cicho i spokojnie. Zbyt spokojnie. Krew na rękach. Wspomnienie przesłuchań. Nie ma już strachu. Tylko adrenalina. I żądza zemsty. Pierwszy korytarz, drugi korytarz, trzeci kor… Alarm! Żołnierze. Idą w tę stronę. Kolumna. Przesiedzieć w ukryciu. Zaraz, zaraz. Oni idą do bramy. Krzyk. Świst strzał. Otwieranie bramy i szczęk żelaza. Okrzyk. Ale to nie na zewnątrz. To w głowie.
- Ovi!
O Ismirze! To Falco! To on!
Grad strzał. Padają żołnierze. Jeden ma miecz. Marta! Muszę się dowiedzieć czego chcieli.
- Falco! Idę szukać zdrajców. Nie szukaj mnie!

Nie szukaj mnie… Co ona sobie wyobraża?! Przebyłem taki kawał drogi. Straciłem masę nerwów. Mało nie umarłem ze strachu o nią. Dobrze, że już umiem jej szukać… Najpiękniejsze wspomnienie: Ovi w białej sukience. Najpiękniejsza dziewczyna w Płocku i na całej ziemi. Ołtarz. Mój brat już czeka. Ona idzie w jego stronę. Dochodzi do sakramentalnego tak, a Ovi mówi „nie”. Wychodzi z kościoła. Jestem pewien, że nie zobaczy mnie za tym drzewem. Myliłem się. Jest czarodziejką. Zachodzi mnie od tyłu i mówi: „Wybacz, nie chciałam skrzywdzić Torka. Nie nienawidźcie mnie za to. Przepraszam.” Dwa dni później Tork przychodzi i mówi, że jestem szczęściarzem, że Ovi mnie wybrała. Jak mogłem być tak ślepy?
Jest! W komnacie na trzecim piętrze.

Szczęk metalu. Krew. Jeden strażnik. I drugi. Ciężki ten miecz. Brakuje Czarnej Furii. To dopiero jest broń. Trzeci strażnik. Drzwi. Słychać za nimi Głos. Drzwi ustępują pod kopnięciem. Tak jak się spodziewała. Marta!
- Dlaczego ja ty podła żmijo?!
Śmiech.
- Odpowiadaj dlaczego?! – ostrze ląduje na gardle Marty. Przestaje jej być do śmiechu. Miecz jest ciężki. Coraz bardziej naciska na tętnicę.
- Bo tylko ty mogłaś coś wiedzieć. Poza tym wiedziałam, że Lord przybiegnie tu za Tobą. A to o niego właśnie nam chodzi. Byłaś przynętą na grubszą rybę.
Wszystko wraca. Ból. Cień. Głos. Głos! Atak od tyłu. Nie ma czasu myśleć. Krew z tętnicy Marty odcina się czerwienią na białym marmurze. Sparowane cięcie. Finta. Uderzenie w bok. Odbił. Szybki piruet. Był szybszy. Miecz drasnął ramię. Krew. Zamach. Wydaje mu się, że to śmiertelny cios. Unik. Stracił równowagę. Koniec. Falco!

„Boże ile krwi! Ovi jest ranna. Ale to nie jej krew. Jakże ona umie zabijać. Ten facet rozpłatany na pół. I Marta. Czy Ovi ją też zabiła? Na pewno mi wyjaśni. Ona zaraz… Już ją trzymam. Spokojnie Ovi. Już nic ci się nie stanie.”

Stukot kopyt. I płacz. Łzy mężczyzny. Jest ich warta. Czy przeżyje? Te rany… Kto mógł zrobić jej coś takiego? A ubranie. Prawie go nie ma. Falco wstydzi się swoich myśli. „Już wiem za co się mściła. Dlatego Kraków spłynął krwią. I słusznie. Teraz ja się zemszczę.”

1511 wyświetleń
12 tekstów
0 obserwujących
  • 6 March 2013, 20:23

    Dziękuję za pozytywne opinie... To moja pierwsza przygoda z pisaniem czegoś poza sprawozdaniami z doświadczeń, więc to dla mnie tym ważniejsze...
    Jak złapię wenę to postaram się stworzyć coś w podobnym klimacie :)

  • Ile.Znasz.Sposobow.Zabijania.

    Tylko sama wiem, ile czasu czekałam na coś takiego. Oby więcej takich klimatów, bo to "co robisz" jest dobre.
    Podobało mi się sformułowanie o obniżonym komforcie podróży, masakra.
    Chętnie będę wyczekiwała na ciąg dalszy.
    Pozdrawiam

  • Albert Jarus

    5 March 2013, 22:50

    Podoba mi sie historia...czas i szczególnie miejsce. Bohaterowie charakterni :)
    Nawet dobrze się czytało, jak na taki długi tekst i moje juz zmęczenie.