Menu
Gildia Pióra na Patronite

Poszukiwanie Szatańskiego Baranka (czyli przygody Michasia i moje część pierwsza)

Panna w Groszki

Panna w Groszki

Słońce chyliło się ku zachodowi, a ja wciąż szukałam tego pieprzonego Michasiowego baranka.
Baranek mierzący nie więcej niż dwadzieścia centymetrów, a ważący poniżej pół kilograma, był moją i Michasiową kością niezgody od samego rana.
Dla jasności pragnę wytłumaczyć, że to nie baranek nazywa się Michaś. ( bo na imię ma po prostu Baranek)
O Michasiu nie potrzeba wiedzieć za wiele. Może tylko tyle, że tak samo jak wyżej wymieniony baranek nie jest człowiekiem.

Stworzenia takie jak Michaś dużo jedzą, dużo mówią, dużo stękają, że im się nie chce... i w ogóle wszystkiego robią dużo. Ich ulubionym zajęciem jest kolekcjonowanie, albo kupowanie. Kiedy jestem z Michasiem w sklepie, zawsze naciąga mnie na wiele niepotrzebnych rzeczy. Bo (nie oszukujmy się) komu potrzebny jest nóż ceramiczny do krojenia cegieł albo nie odchudzający pas do odchudzania? Takie „bardzo pożyteczne” sprzęty czekają tylko, aż ujrzą je Michasiowe oczy i od razu zaczynają zaklinać mojego biednego przyjaciela.
Mimo, że staram się wobec niego być asertywna, zawsze z moim wrodzonym poczuciem rozsądku i argumentami na temat małej objętości portfela, którego Michasiowi rekwiruję na zakupy, przegrywa „CHĘĆ KUPIENIA KOLEJNEJ FAJNEJ RZECZY”
Tak więc jestem już szczęśliwą posiadaczką: odkurzacza na korbkę, perfum o zapachu samca bobra, łyżki do lodów na parę wodną, ubrań nadrukiem tosterów w rozmiarze XXXS, futrzanych kapci w kształcie głowy Władysława Jagiełły i Baranka - uciekiniera. (a wymieniłam jedynie moje i Michasia zakupy z dzisiaj)

- Kup mi go! – krzyczał Michaś, wystając do połowy z mojej torby – Chcę go, ja go chcę!
Przechodziliśmy właśnie obok wystawy sklepu z zabawkami, gdy mój przyjaciel ujrzał najcudowniejszą rzecz na świecie, bez której nie mógł normalnie funkcjonować w swoim dalszym życiu.
Był to oczywiście owy szatański baran, którego teraz bez rezultatu szukałam w widzewskim parku...

- Michasiu, czy jesteś pewien, że zgubiłeś go właśnie tutaj? – mruknęłam do przyjaciela, przepraszając kolejną wiewiórkę za wtargnięcie do jej mieszkanka.
- Jestem pewien, – odpowiadało stworzonko z nietęgą miną – pewien, pewien, pewien! Daj mi mojego Baranka!
Westchnęłam głośno, po czym sięgnęłam do torby po portfel. Jak przy każdym wypadzie do sklepu, nie było tam już za wiele gotówki. Trochę pieniędzy uratowało się przez bezsensownym spożytkowaniem. Rzekłam więc wspaniałomyślnie:
- Wobec tego kupimy ci nowego baranka – spróbowałam się uśmiechnąć.
- Ten był ostatni – żachnął się Michaś i powrócił do ganiania gołębi, zażywających kąpieli w dość płytkich kałużach.
Dałam za wygraną i usiadłam na pobliskiej ławce. Nie miałam już siły, czasu i ochoty, by zajmować się Barankiem ani nawet Michasiem, który majstrował coś przy wózku śpiącego nieopodal pijaczka.
Szatański Baran wygrał ze mną i moją anielską wręcz cierpliwością! – pomyślałam gorzko, gdy nagle...
- Michaś? – zawołałam mojego przyjaciela – Czy twój Baranek potrafi rzeczy zupełnie do baranków niepodobne?
- A nie?! – Michaś nawet na mnie nie spojrzał – To jest przecież baranek z przeceny! Potrafi wszystko, co tylko baranki z przeceny potrafią.
Uśmiechnęłam się głupio. Szatański Baranek z przeceny hasał sobie właśnie po boisku do piłki nożnej.
Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że ów baran wyglądał jak chłopiec z białymi loczkami, w puszystym wełnianym szaliku tego samego koloru. Oczywiście jak przystało na prawdziwego Szatańskiego Baranka – posiadał barankowe różki, kopytka i w ogóle był jakiś taki szatański.
- Michasiu! – jeszcze raz zawołałam stworzonko, które w tym momencie próbowało schować nieporęczną butelkę po „Lechu” do swojej małej czerwonej torby.
- Ciii! – szepnął na tyle głośno, bym usłyszała – Obudzisz Pana Żula, a tego nie chcemy!
Z jakże wybitną cierpliwością podeszłam do przyjaciela i, chwytając go za kołnierz, pobiegłam w kierunku hasającego Baranka, który stał się chłopcem.
- Mój Baranek! – wykrzyknął Michaś, po czym rzucił się na biednego parzystokopytnego.
Temu chyba niezbyt się to spodobało, ponieważ kwiknął z przerażenia i pognał w głąb parku.
- Ależ Baranku! – załkał Michaś i poleciał za nim.
- Ależ Michasiu! – zawołałam, ale było już za późno, by zatrzymać mojego przyjaciela.

Gonitwa za Michasiem, który gonił za Barankiem była niezbyt owocna. Zziajałam się tylko i potknęłam o jamnika mojej sąsiadki, która wygrażała mi potem swoją laską. Na szczęście Michaś z Barankiem nie uciekli daleko, co było plusem. Jednak na nieszczęście okazało się, że Szatański Baranek umiał doskonale wspinać się na drzewa. Jak się później dowiedziałam, ciężej było ze schodzeniem, ale nie to było najgorsze.
Michaś (jako przykładny barankowy właściciel) postanowił za wszelką cenę złapać swojego nowego przyjaciela. W tym celu również wszedł na drzewo... no, a przynajmniej próbował wejść, ponieważ za chwilę z owego drzewa spadł i rozwalił sobie kolano.

W ten sposób miałam płaczącego Michasia pod dość okazałą sosenką i płaczącego Baranka na jednej z jej gałęzi.
Skapitulowałam po raz drugi i postanowiłam zadzwonić po pomoc.

- Przybywa twój rycerz na białym koniu, yeah... – mruknął Dante, kiedy spostrzegł mnie, pocieszającą płaczącego Michasia – Co żeście zmajstrowali tym razem hmm?
- My nic... – broniłam się – To nasz nowy przyjaciel Baranek. – wskazałam na płaczącego właściciela puchatego szalika- W dodatku szatański z niego typ!
Dante wywrócił oczami i wziął na ręce rozpaczającego Michasia. Spojrzał w górę na Szatańskiego Baranka i szczerze się roześmiał.
- Kościół katolicki utrzymuje, że to kozy są pomiotami szatana. Podobnie jak jednorożce... ale żeby baranki? – otarł łzę z policzka niepocieszonego stworzonka – Przecież to ucieleśnienie Boga i tak dalej!
- Jako, że ty – zignorowałam to, co powiedział i kontynuowałam wyjaśnienia – jesteś za pan brat z Panem Szatanem i tymi sprawami – uśmiechnęłam się, kiedy napotkałam jego nienawistne spojrzenie – poradzisz sobie również z Szatańskim Baranem!
- Ja poradzę sobie ze wszystkim, kobieto! – mruknął ponuro i zestawił na ziemię Michasia, który przestał już płakać – Chodź tu głupi baranie! – ryknął nagle, a parzystokopytny zaczął kwilić jeszcze głośniej – Wydaję ci rozkaz jako syn syna pana podziemi, który notabene jest gejem, ale to nic nie zmienia, bo masz tu zejść na dół!
Baranek ani myślał słuchać. Uczepił się jeszcze mocniej gałęzi sosny i płakał... a właściwie to beczał. Sytuacja robiła się co raz bardziej beznadziejna.
- Zadzwońmy po strażaków – powiedział Michaś
Popatrzyłam na Dantego z przerażeniem w oczach. On tylko podwinął rękawy i mruknął coś do siebie.

***

- Nigdy więcej nie będę właził na drzewa.
Dante oglądał nowo powstałe dziury w swoich spodniach i zadrapania na ciele. Ja na próżno próbowałam nawiązać kontakt werbalny z Barankiem, a Michaś przyglądał mu się z satysfakcją. Powtarzał tylko co chwilę: „Mój Baranku!” i śmiał się jak mały chłopiec.
- Mogłaś zadzwonić po Jacka. – mówił ciemnowłosy – Dzisiaj to on pełnił dyżur nad wyciąganiem was z tarapatów.
- Jacek prędzej spadłby z tej sosny, niż zdjął na ziemię tego osobnika – wskazałam na Baranka.
Baranek siedział skulony i przyglądał się z przestrachem Michasiowi, za to Michaś był wniebowzięty.
- Jakoś to będzie... – mruknęłam patrząc na tą dwójkę.
- Nie przyprowadzaj więcej znajd do domu, bo ich nie wykarmimy – zreflektował się Dante. Poklepał Michasia po głowie i wyszedł z pokoju.
- Jakoś to będzie... – powtórzyłam.

Tak oto, prócz kapci, spodni do szycia i hipsterskiej koszulki z tosterem, stałam się posiadaczką Baranka, którego mógłby mi pozazdrościć nawet Mały Książę... Czy się cieszyłam? Pewnie! Będę miała o kim napisać kolejne opowiadanie.

- Michasiu? – spojrzałam na mojego małego przyjaciela, z którym przeżyłam już niezliczoną ilość dziwnych przygód – Jesteś może głodny?
Michaś popatrzył na mnie z pełną wdzięczności miną i uśmiechnął się.
- Zjemy z Barankiem jajecznicę! – krzyknął wesoło.
- Nie wiem, czy baranki jadają jajecznicę.
Westchnęłam i poszłam do kuchni. Wszystkiego się mogłam spodziewać po nowym Michasiowym przyjacielu. Był to przecież Szatański Baranek z przeceny, który umiał chodzić po drzewach. Mogło się również okazać, ze jada jajecznicę.
Dziwnych miałam przyjaciół... Ale było mi z nimi o niebo weselej niż samej. Z resztą! Wyobraźnia jest kluczem do najpiękniejszego ze światów – jak to mawia Michaś.

1114 wyświetleń
12 tekstów
2 obserwujących
  • M44G

    17 May 2014, 21:08

    Zgodzę się z Dorotką Bardzo zabawne opowiadanie.

  • 16 May 2014, 20:52

    Gdy byłam mała czytałam jakąś książkę o przygodach koziołka i kogoś/czegoś tam jeszcze- nie pamiętam bo to było tuż po chrzcie Polski, więc mam prawo nie pamiętać ;)...było to takie podobne ( w klimacie) do tego co napisałaś...uśmiecham się do wspomnień...