Menu
Gildia Pióra na Patronite

Rysunek

Irish

Irish

Siedziała nad brzegiem rzeki i spoglądała na taflę wody, w której topiło się słońce. Woda, jak lustro, przejrzysta, pokazywała piękno tej pory dnia. Na rzece tańczyło delikatnego walca tysiące kolorów. Od głębokiego pomarańczowego, który wydawał się niemal bajkowy, aż do ciemnego różu, w miejscu gdzie słońce zanikało, w tafli wody, zachwycając dziewczynę z ołówkiem w ręce, swoją niewinnością.

Dziewczyna, o skórze chorobliwie bladej, niemal przezroczystej siedziała z ołówkiem miękkim i szkicownikiem na kolanach, spoglądając na piękny zachód, próbowała przełożyć na kartkę tak piękne, choć codzienne zjawisko. To wodziła ołówkiem po papierze, by za chwilę zmarszczyć brwi i zmazać niepotrzebną kreskę, to przyglądała się swojemu dziełu krytycznym okiem, to wzdychała uważając, że rysunek ma za dużo ciemnych cieni, to uśmiechała się lekko patrząc na dzieło z lekkim zachwytem, a później i tak wracała do pracy.
Gdy słońce było w połowie drogi, to całkowitego zniknięcia, dziewczyna odłożyła kartkę papieru, z niedokończonym arcydziełem, na zielony kocyk tuż obok niej. Wzięła do swojej drobnej ręki ciężki kamień i rzuciła nim w wodę, która zakłóciła spokój na tafli, nie patrząc na to ile ten ruch, niby dla innych normalny, kosztował ją wysiłku. Niewidocznym wzrokiem spojrzała przed siebie.
- Cześć – Niemal podskoczyła, gdy usłyszała przyjemny, dobrze jej znany głos przy uchu. Zamknęła oczy powstrzymując łzy bezradności napływające do jej zielonych oczu.
- Cześć – wyszeptała cicho, głosem osoby zmęczonej i wyczerpanej życiem. W jej umyśle toczyła się walka. Chciała jak najszybciej uciec z miejsca, w którym przebywała sam na sam z chłopakiem. Jeszcze parę minut temu miała nadzieję, że już nie zdąży zobaczyć go, niestety, los lubi płatać figle.
- Coś się stało? – zapytał zaniepokojony podnosząc jej niedokończony rysunek z zielonego kocyka i usiadł tuż przy niej, na miejscu, które jeszcze przed sekundą zajmowała kartka.
Alicja, o szopie rudych loków, które niejedna dziewczyna mogłaby jej pozazdrościć i wielkich, zielonych, kocich oczach, w których zawsze czaiła się radość, pokręciła słabo głową, którą po chwili opuściła i wbiła wzrok na swoje buty, jakby one mogły pomóc jej w problemach, jakby były rozwiązaniem.
- Mizernie wyglądasz – Chociaż Alicja nie widziała jego przystojnej twarzy, wiedziała, że się uśmiecha. Tama, za którą powstrzymywała wodospad łez pękła, a rudowłosa schowała swoją bladą twarz w dłoniach, które wydawały się zaraz się połamać.
- Ej, ej … - wyszeptał Radek biorąc jej dłonie w swoje i zwracając ją ku sobie – Nie płacz. Co się stało? – Patrzyła na kamień, dłonie, wodę, kocyk, rysunek, byle tylko nie patrzeć w jego duże i brązowe oczy, które teraz chowały w sobie niepokój i troskę. Po chwili poczuła dotyk na podbródku, który zmusił ją do spojrzenia mu w oczy.
Radek był o głowę wyższy od niej. Miał ciemną karnację, która idealnie komponowała się z jego czekoladowymi oczami otoczonymi gęstym lasem długich rzęs, które rzucały cień na jego policzki. Włosy były hebanowe z grzywką, która opadała luźno na jego czoło. Był umięśniony, jednak nie za bardzo.
- Wiesz, że mi możesz powiedzieć? – zapytał chociaż doskonale znał odpowiedź.
Dziewczyna, jego zdaniem była śliczna, miała naturalną urodę, której prawie nigdy nie podkreślała kosmetykami. Jej oczy i bez kredki były wielkie w kolorze wiosennej trawy, a rzęsy nie potrzebowały tuszu, by być długie. Nosek miała mały, lekko zadarty, a usta nie za duże, nie za małe jednak bardzo ponętne. Włosy były rude i sięgały do połowy pleców.
- Nie mogę! – krzyknęła i zerwała się na równe nogi, nie mając pojęcia skąd wzięła wystarczającą ilość siły na tak gwałtowny ruch. Już niedługo poczuła skutek. Nogi zaczęły się pod nią uginać, gdyby Radek nie podtrzymał ją swoim silnym ramieniem, z pewnością upadłaby.
Alicja nie widząc drogi ucieczki wtuliła się w jego klatkę piersiową i zaczęła płakać jak małe bezsilne dziecko. Brunet zamarł na chwile, a później objął ją swoimi ramionami.
- Cicho, cicho – mówił uspokajająco –Wszystko będzie dobrze – wmawiał jej, głaskając po aksamitnych, rudych włosach. Mówił coś niemożliwego, co nie ma prawa się nigdy spełnić. Jej ból psychiczny był tak ogromny, że aż bolesny fizycznie. Miała ochotę krzyczeć ze zirytowania, agonii i bezsilności. Chciała upaść na kolana, schować się w sobie. Chciała zacząć wyrywać włosy i kaleczyć ciało. Chciała znaleźć się jak najdalej jakiejkolwiek istoty żyjącej, ale nie mogła. Stała teraz szlochając spazmatycznie, w ramionach chłopaka, który nie rozumiał jej bólu i cierpienia.
- Nic nie będzie dobrze! – krzyknęła i gdy już chciała powiedzieć coś więcej chłopak pocałował ją. Czas jakby się zatrzymał. Nie słyszała delikatnego szumu wiatru, ani opon samochodów przejeżdżających na gładkiej powierzchni asfaltu, na moście. Nie słyszała kompletnie nic, a ból ucichł. Czuła jakby wirowała w powietrzu, a po je skórze przeszły delikatne dreszcze podczas gdy ona zaczęła oddawać pocałunek, delikatny i subtelny. Niepewnie dotknęła karku chłopaka, a on przejechał dłońmi po jej plecach.
Odsunął swoje usta od jej ust, aby zaczerpnąć powietrza, a po chwili uśmiechnął się łobuzersko. Dziewczynie w oczach znów zaszkliły się łzy. Podejrzewała, że ostatni raz widzi ten zniewalający uśmiech i oczy przepełnione radością.
- Wszystko będzie dobrze – wyszeptał obietnicę, której miał nie spełnić. Alicja wiedziała, że nie umie jej spełnić.
- Nic nie będzie dobrze – krzyknęła słabym głosem i niemal od razu poczuła jak po jej policzkach spływają gorzkie łzy rozpaczy – Ja umieram, nie rozumiesz? UMIERAM! – Wtedy rozpłakała się jeszcze głośniej, chcąc by chłopak zniknął zostawiając ją sam na sam z myślami.
- Słucham? – wyszeptał blado, jakby bał się, że ktoś go usłyszy, niedowierzając jej słowom. Chciał zacząć się śmiać, ale widząc jej rozgoryczoną twarz nie miał odwagi. – Nie żartuj tak, nigdy! – potrząsnął nią
- Nie musisz wierzyć – westchnęła powstrzymując łzy – W każdym razie żegnaj – pocałowała go w policzek i odeszła. Nie szybko, dziś nie miała w sobie tej gracji jak co dzień. Była słaba, szła stawiając ostrożnie kroki.
Radek stał osłupiały patrząc jak razem z nią znika słońce, a po chwili nie było widać ani słońca ani Alicji. W około panował mrok, a rysunek, który narysowała zwiał wiatr, a ten utonął w wodzie, która zdawała się być taka piękna. Nierealnie piękna…

8219 wyświetleń
99 tekstów
2 obserwujących
  • Albert Jarus

    15 December 2011, 22:25

    Nie wiem, ale musisz mieć 17 do 21 może 22 lat. Styl da się przebrnąć, ale treść... Nie rozumiem, a może właśnie rozumiem dlatego piszę... Dlaczego temat "jestem śmiertelnie chora" itp. jest tak fascynujący. To jest na prawdę wielka tragedia, której słowa nie oddadzą. I trzeba się nieźle namachać żeby stworzyć coś co wyciśnie łzy przy takiej tematyce. Mi jakoś tak nie bardzo.. Nie wiem...