Menu
Gildia Pióra na Patronite

w porządku

Leike

Leike

Siedzę w poczekalni na twardej ławce i czuję niepokój. Ten sam lęk, kiedy siedzi się w poczekalni u dentysty. Nawet jeśli umówiłeś się tylko na przegląd i wiesz, że masz zdrowe i piękne zęby, to i tak się boisz. A ten chory, charakterystyczny zapach jeszcze bardziej potęguje strach. Tutaj na szczęście tak nie śmierdzi. Ale i tak się boję. Boję się pytań, na które będę się bał odpowiedzieć. Tutaj zadaje się tylko takie pytania. Nie chcę tu być. Nie wiem, dlaczego tu przychodzę. Może to jakaś wewnętrzna wiara, że on mi pomoże. To jak mały aniołek, który siedzi na twoim prawym barku i mówi, że muszę to zrobić. Że tak będzie dla mnie lepiej. Że to mi pomoże. Na lewym barku siedzi diabełek, który cały czas powtarza mi, że jestem głupi. Najgorsze jest to, że chyba oboje mają rację. Zaraz zwariuję.

Usłyszałem głośny śmiech i po chwili drzwi do gabinetu się otworzyły. Wyszedł z nich jakiś gruby chłopak, mniej więcej w moim wieku. Miał tłuste włosy, pępek wystający między dwoma guzikami koszuli i szerokie jeansowe spodnie.
- Do widzenia! - krzyknął radośnie do wychodzącego za nim doktora. Czy jemu pomógł? Doktor uśmiechnął się do mnie i powiedział: - Witaj, Tomku. Wejdź.
Witaj, Tomku. Wejdź. Właśnie zgłodniałem. Porozmawiamy chwilę, a potem cię zamorduję i ugotuję sobie rosół z twojej nogi. - pomyślałem, bo na myśl przyszła mi scena z Hannibala, tego amerykańskiego serialu. Mads Mikkelsen zawsze witał się tak ze swoimi pacjentami. To znaczy, nie mówił im takich rzeczy, ale zawsze dżentelmeńsko zapraszał do gabinetu. Zabijał tylko wtedy, gdy sprawy się komplikowały. Jadł ludzi tylko wtedy, gdy miał na to ochotę. Zresztą, zawsze miał.
Wszedłem do małego gabinetu, który w ogóle nie przypominał tego z serialu. Pokój był wielkości szafki na miotły. Urządzony tak, by choć w małym stopniu przypominał ten z seriali. Wielkie biurko na środku, za nim skórzany fotel, a za fotelem regał z książkami o psychologii, medycynie, seksie i wędkarstwie. W rogu pokoju stał mały tapczan, gdzie pacjenci mogli się położyć. Ja wolałem siedzieć na krześle przed biurkiem. Wydawał mi się wygodniejszy.
- Co słychać? - spytał, uśmiechając się do mnie. Dlaczego się uśmiecha? To ma sprawiać wrażenie, że wszystko jest w porządku?
- W porządku. - kiwnąłem głową i spuściłem wzrok. Nastała cisza. Popatrzyłem na niego i już nie uśmiechał się od ucha do ucha. Uśmiechał się lekko.
- Co? - spytałem.
- Tylko tyle?
Boję się pytań, na które boję się odpowiedzieć. Ale są też pytania, przez które gotuje mi się krew w żyłach. To było jedno z tych pytań. Jak ktoś mi je zadaje, mam ochotę uderzyć tę osobę. Teraz mam ochotę złapać za lampkę stojącą na biurku i cisnąć nim w psychiatrę od siedmiu boleści. Ale nie mogę tego zrobić. Bo jeśli to zrobię, to on mnie zabije, a potem zje.
- Nie wiem, co mam powiedzieć. Nic się nie zmieniło od naszej ostatniej rozmowy. Poza tym, że straciłem kolejną znajomość, na której mi zależało.
- Monikę?
- Tak.
- Co się stało?
- Nic... Znalazła kogoś innego. Kogoś lepszego.
- Dlaczego uważasz, że jest lepszy od ciebie?
- Nie uważam. Tak jest. Na pewno nie jest tak skomplikowanym człowiekiem, jak ja.
- Dlaczego uważasz, że jesteś skomplikowany?
- Między innymi dlatego tutaj przychodzę.
Nastała kolejna cisza. Boże, chcę stąd wyjść. To do niczego dobrego nie prowadzi. Czuję się jak na spowiedzi. Tyle, że po spowiedzi czuję pewną lekkość. A w tym przypadku tak nie jest. A powinno tak być.
- Powiedz mi, jak się czujesz?
Jak się czuję? Chcesz wiedzieć, jak się czuję? Czuję się pusty w środku. Czuję, jakby we mnie unosił się jedynie jakiś trujący gaz. Który niszczy mój organizm. Który wypala mnie od środka. I każdego wieczora mam wrażenie, że gdy będę chciał spojrzeć następnego poranka do lustra, to nic nie zobaczę, bo nie będę miał twarzy. Ale przyzwyczaiłem się. Oswoiłem się z tą myślą. Boli mnie jak cholera. Ale żyję dalej. Ostatnio piję więcej i więcej palę, ale działa to jak placebo. Mam wrażenie, że wypicie dwóch piw wieczorem mi pomaga. I choć bardzo nie chcę, choć nie widzę żadnego powodu, to jutro wstanę z łóżka. Bo może właśnie jutro kogoś poznam. I ta osoba będzie mogła mnie wyleczyć. Będzie mogła mnie wypełnić. Lubię zasypiać z tą myślą. Praktycznie w to nie wierzę. Ale tli się we mnie nadzieja. Wiara. To jest jedyne, co mi pozostało. Bo płakać już nie umiem.
- W porządku. Nieźle. - odpowiedziałem, kiwając głową i patrząc mu prosto w oczy.
Nie pamiętam, o czym rozmawialiśmy przez następne 55 minut. Gapiłem się cały czas w długopis leżący na biurku.Byłem nieobecny. Odpowiadałem lakonicznie na jego pytania. Kretyn, nawet nie zauważył. Gdy wychodziłem, nie śmiał się ani on, ani ja. Nie czułem się lekko. Poczułem jednak ukłucie, gdy spojrzałem na dziewczynę wstającą z ławki. Była piękna. Miała duże, zielone oczy, malinowe usta, warkocz, ogromny wełniany sweter z wizerunkiem dziewczyny Myszki Miki. W poczekalni pachniało już inaczej. Pachniało nią. Złapała mój wzrok i uśmiechnęła się lekko, po czym weszła do gabinetu. Cholera, będę musiał tu wrócić.

17 575 wyświetleń
166 tekstów
54 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!