Menu
Gildia Pióra na Patronite

The Human

Calipso

Calipso

Prolog..

Afganistan, to ówcześnie miejsce turystyczne, odwiedzają go Polacy, Amerykanie oraz inni ludzie z zagranicy. Często pamiątką po tamtej ziemi jest duże pudełko, a w nim cos cennego, życie. Jednym z atrybutów mieszkających tam ludzi jest broń, dzieci chętnie jej używają, pokazując starszym jakie jest jej przeznaczenie. Panuje tam atmosfera monotonności. Każdy zna miejsce gdzie przebywa, nie stara się przemieszczać, to nie w ich guście, ludzie wolą być na swoim miejscu. Mijane przez turystów okopy, to kolejny punkt każdej wycieczki, celem dużych dziur jest zapewnienie zabawy małym pociechom w ich drodze do domu. Często zalegająca chmura dymu to kamuflaż sąsiadów. Każdy ceni sobie prywatność. Niezależność każdej rodziny to szybki przemarsz w stronę miasta, jeśli wrócą w pełnym składzie, mają powód do dumy, jeśli jednak kogoś brakuje, modlitwa za członka rodziny jest nawet wskazana.

Afganistan – miejsce turystyczne.

***

- Nie zasłużyłam na to – Powiedziała głosem rozpaczy, obojętności, w której było tyle uczuć. I faktycznie nie zasłużyła na to. Teraz kiedy został sam, pośród tego chaosu, przypomniał mu się jej głos, który go tak irytował. Nienawidził jej troski, kochał ją do szaleństwa, czasem nie dbał o nią, myślał, że zapomni. Ona wracała, gotowa na następny cios, byle żył. Tak, jedynie czego chciała, czego wymagała od niego to aby żył. Nie doceniał jej, miał jej dość, ale kochał ją, bo tylko ona wiedziała, tylko ona miała tyle siły, by dać mu nadzieję .. Każda nieudana próba samobójcza kończyła się telefonem do niej. Jednak ta chwila oczekiwania na śmierć nie była zależna od niego, przynajmniej nie do końca. I właśnie teraz, pośród czterech ścian, skuty łańcuchami, pomyślał o niej.
- Wybacz mi.. – wyszeptał, krew spływała mu z napuchniętych warg. Przebłysk światła wyłonił się przez zakryte okna, ukazując sińce na twarzy. Jedna łza, która spływała mu po policzku, zmyła czarny paproch. Przymknął oczy, starając zrobić skruszoną minę w tej beznadziejnej sytuacji. Nie miał sił aby zrobić cokolwiek. Chwile później rozejrzał się, ujrzał to samo pomieszczenie, brudne, ciemne, zrobione w celu zniszczenia życia. Kolejna łza, znak desperacji, w myślach prosi Boga, żeby go uwolnił, chodź powinien prosić o wybaczenie. Tak się nie robi z ludźmi, z kimkolwiek. I on i jego oprawcy wiedzieli to bardzo dobrze, bo każde z nich zrobiło coś czego człowiek nie jest w stanie sobie wyobrazić. To nie kara, to przeznaczenie. Drzwi otwierają się, do pomieszczenia wchodzi trzech mężczyzn, jeden z nich podchodzi bliżej do przypominającego jeszcze wyglądem człowieka. Patrzy mu w oczy, chodź ten ma je zamknięte.
- Za chwile umrzesz, wyspałeś się? – spluwa mu w twarz i odchodzi, wskazując gestem w dwójkę pozostałych mężczyzn, którzy zamykają za nim masywne drzwi. Został znów sam, ile czasu jeszcze mu zostało? Zrezygnowany modli się, tym razem o to aby jego śmierć była szybka. To nie wykonalne, tu w Afganistanie, a dokładnie w jego południowej części szybka kara śmierci zarezerwowana jest dla burżuazji, jemu zafundowana jest długa i bolesna i taka będzie. Słyszy szepty, a może to omamy, nie jest w stanie określić co się dzieje. I słyszy jej głos, który rozpala go w środku, ten miękki, delikatny głos niewiasty, której tak nienawidził za to, że go zna. Chwile potem ściska swoje dłonie, są już dość napuchnięte, kajdany wrosły mu w skórę, wypływa świeża krew, ból jest małostkowy. W swoim życiu żałował wielu rzeczy, nawet tego, że żyje, teraz żałuje tyle wypowiedzianych i dwa razy tyle nie wypowiedzianych słów. Nic już nie jest ważne. Znów otwierają się drzwi, mocny blask światła oślepia go, ktoś łapie go za ręce. Czy to sam Bóg? Czy kolejny żart? Traci przytomność, chodź osobiście wolałby już umrzeć.

4088 wyświetleń
40 tekstów
1 obserwujący
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!