Menu
Gildia Pióra na Patronite

KADISZ

fyrfle

fyrfle

Po Policji coś chciałem zrobić ze swoim życiem, a jeszcze nie pisałem wtedy, więc kiedy zadzwonił do mnie znajomy poseł i zaproponował ciepłą posadkę zootechnika w pewnym gospodarstwie Agencji Rynku Rolnego, czyli dawnym PGR, gdzieś w województwie małopolskim, to się chętnie zgodziłem, zwłaszcza, że stamtąd było blisko w Beskidy i Tatry, a więc krok było do stoków narciarskich. Było to cudne leczenie ran psychicznych po 20 latach bliskich spotkań ze społeczeństwem. Do tego czasu tak było, w którym to , któryś z wiceministrów rolnictwa podpisał umowę w Tel Awiwie, że w Polsce będziemy dla nich produkować koszerne mleko. Padło na nasz zakład.

Przede wszystkim u nas nie pracowała żadna kobieta, a to dla Żydów ortodoksyjnych miało fundamentalne znaczenie. Przyjeżdżali więc rabini z całej Europy do naszej hodowli. Co dwa dni przyjeżdżali i w ich obecności pozyskiwaliśmy mleko, które to pozyskiwane w ich obecności i po stosownych - nazwę to - zaklęciach, stawało się mlekiem koszernym, czyli po mojemu zabieg przypominał proces tworzenia naszej wody święconej.

Pewnego słonecznego letniego popołudnia przyjechał rabin skądeś z Holandii. Był od początku jakiś inny od pozostałych przyjeżdżających rabinów. Około czterdziestoletni, od początku uśmiechnięty, rozmowny. No właśnie rozmowny, jedno mnie zastanawia - oni wszyscy rozumieli i rozmawiali w języku polskim. Holenderski rabin był znudzony przebywaniem w towarzystwie licznego stada holenderskich krów i kilkakrotnie popatrzył na mnie jakby pytająco, jakby też oceniając mnie, aż w końcu przełamał się, podszedł do mnie i zapytał wprost:
- Panie Fyrfel, wie pan co, wszystko jest jak ma być, więc powie mi pan czy tu jest jakiś żydowski cmentarz?
- Tutaj nie panie Laskowski, ale niedaleko jest Oświęcim.
- Nie, Nie chodzi mi o Oświęcim, pytam o zwykły żydowski cmentarz.
- No to najbliższy jest w mieście, ale to będzie ze 40 kilometrów stąd.
- A nie zechciał by pan mnie tam zawieźć?
- A co z udojem?
- Jemu nic nie będzie, a ja chciałbym się pomodlić na cmentarzu przodków.
- Dobrze, jedziemy pańskim czy moim samochodem?
- Pana panie Fyrfel, ale nim wyjedziemy pan mi powie ile mnie to będzie kosztowało?
- Nic panie Laskowski, to dla mnie przyjemność móc panu pomóc spełnić coś tak dobrego jak modlitwa za przodków. Chodźmy.

Jechaliśmy drogami krajowymi i wojewódzkimi do tego miasta, mając po prawej stronie pasmo Beskidu Żywieckiego, które dzisiaj prezentowało się naprawdę pięknie. Obaj podziwialiśmy widoki i rozmawialiśmy o współczesnej Polsce, o Unii Europejskiej, o zmianach jakie dokonują się w infrastrukturze dzięki pieniądzom wpompowanym przez Unię do Polski. Pokazywałem mu tabliczki niebieskie z gwiazdkami, świadczące o tym, że drogi przez które jedziemy zbudowane były z funduszy Unii Europejskiej. Trochę wspominałem mu o swojej służbie w Policji, trochę polecałem ośrodki narciarskie tutejsze, bo okazało się, że z chęcią rabin nauczyłby się jeździć na nartach.

Po około godzinie byliśmy już w granicach miasta z bardzo dobrze utrzymanym cmentarzem żydowskim. Był on prawie na przedmieściach miasta, a dookoła niego odbywało się normalne życie. Były tu warsztat samochodowy, sklep spożywczo - przemysłowy, jakaś przychodnia rodzinna, a obok niej zaraz stomatologiczna oraz auto komis. Gdy wysiedliśmy z samochodu, to rabin zaczął się przebierać w swój religijny strój, co zaraz wzbudziło poruszenie i głośniejsze rozmowy pośród mężczyzn. Wkrótce też przed budynki wyszli pracownicy warsztatu, komisu i pewnie pacjenci czekający do stomatologów i lekarzy. Rabin przyodziawszy się w swój rytualny strój poszedł na cmentarz, a ja oparłem się o samochód i spokojnie zapaliłem papierosa.

Zaraz zdecydowanym krokiem podszedł do mnie młody mężczyzna z butelką piwa w dłoni i podekscytowany zapytał:
- Panie co to za jeden?
- Żyd.
- To widzę, ale panie - co on tu chce? Tu Żyda nie było od sześćdziesięciu lat!
- Modli się.
- E panie panie przechlapane będzie!
I wypowiadając te słowa poszedł z powrotem do sklepu. Do niego zaraz podeszli ludzie z przychodni i komisu i znowu podniosły się rozmowy o co najmniej dwa tony. Zauważyłem, że w moim kierunku idzie staruszek i każdy krok podpiera laską,a po dłuższym w czasie spacerze drobionymi kroczkami doszedł do mnie i ze złością zapytał:
- Panie coś pana za jeden?
- No człowiek jestem, Polak.
- To ile ona panu zapłacił żeś go pan tu przywiózł?
- Nic nie zapłacił, pomodlić się chciał, to go tu przywiozłem.
- Już tam, pomodlić...
- A co?
- Panie widzi pan tamtą wierzę kościoła w środku miasta?
- No widzę.
- To panie stąd do tam wszystko było ich. Przechlapane. Wie pan co teraz będzie!? Przechlapane...
I staruszek rozpoczął drogę powrotną.

Nazajutrz, kiedy jak zwykle rano przed szóstą przyszedłem do pracy, oborowi już pośpieszyli mi z apokaliptyczną nowiną, że Żydzi wracają i całe gospodarstwo i chyba wieś, wszystkie ziemie i domy będą odbierać.

297 589 wyświetleń
4773 teksty
34 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!