Menu
Gildia Pióra na Patronite

OPOWIADANIE DLA TERAPEUTKI CZ.4

fyrfle

fyrfle

Po czym objęła ustami jego żołądź i mocno, a apetycznie zassała. Witek, nie wiedzieć czemu, zawsze w tej akurat sekwencji życia, śpiewał piosenkę zespołu Queen i tym razem znowu głośno spazmastycznie, w zasadzie wyszlochał ją.

- Dont touch me now...
Nie zdążył dośpiewać hiszpańskojęzycznego refrenu - "Las palabras di amor, despacito da amor" - gdy zrobiło mu się ciemno w oczach i zdało mu się, ze cała ta gawiedź ptasia na gałęziach buka, zebrała się w rzędy chórów i śpiewała - " Aaaleluja, aleluja, aleluja , ale dobrze mu!". A Ania tymczasem wykrzyknęła z ekscytacją profesjonalnej małżonki:
- A teraz salwa na cześć wiosny! Salve Matko Kochanków! - i jego kremowy ejakulat wybrzmiał około metra , tnąc powietrze jak szrapnel rozkoszy, by uchwycić się gałązki młodziutkiej jarzębiny. Był tak lepki i sprawny jak akrobata sportowy, więc zrobił kilka obrotów dookoła osi gałązki, po czym pozostał na nim ja spadź miodu opoka będąca. Poslie toho widowiska Ania delikatnie ujęła mosznę Witii i masując ją, powodowała kolejne pulsacje żywej i żwawej ekstazy, objawiającej się leśnej rodzinie jako kolejne krótszoodległościowe gejzerki, tego zdroju męskości. Witek doznawał też kolejnych fal przypływu rozkoszy. Mech pokrywał się kolejnym plamami kremowej barwy pędzla tego niesamowitego malarza jakim jest dwoje ludzi kochających się. Ostatnie sztychy lądowały już pod drżącymi nogami Wniebowzietego Witka. Jego fallus z kolubryny stawał się powoli kawałkiem zmurszałej skóry, ale jakże bezcennej dla Ani.
- Nic to! - wyrzekła buńczucznie ta, która teraz dopiero zamierzała udowodnić możliwości chcącego człowieka i znowu wzięła w usta pozostałości wielkiego wybuchu - kolubryny namiętności. Z serca masowała językiem i wargami oraz zaciągała niczym sam odkurzacz doskonały marki " Rainbow", a jeszcze prawa dłonią czarowała delikatne zmarszczki i bruzdy Witkowej moszny. W myślach radowała się z nich obojga, a jej duch rósł, bo po dwóch minutach co wisiało zaczęło pęcznieć, a to oznaczało, ze wciąż oboje są zdrowi, witalni, szczęśliwi i odstresowani. Kiedy ponownie armata ledwo mieściła się w ustach, a oddychanie wymagało specjalnej techniki, to podniecona powiedziała:
- A teraz na koń! - I Witek szybko ściągnął z niej spodnie i stringi, po czym ona idealnie wskoczyła i wślizła się na penisa. Była tak mokra z podniety, że nawet trafiając udem i tak musiałaby się ześliznąć na tam gdzie zamierzała. Zaraz poczuła, ze traci jaźń z rozkoszy. Witek chwycił ją dłońmi za biodra, a ona odchyliła się gwałtownie do tyłu, ze piękne ciemne włosy ścieliły się, tytłając się w jeszcze pewnie żywych plemnikach, które zaległy na szaro - zielonym mchu Pojezierza Drawskiego. Po chwili znowu powróciła do pozycji siedzącej i mocno ścisnęła Witka udami. Dalej pochwycili się ustami i walczyli nimi w zażartym pocałunku, az jak zwykle zaczęła mu wbijać paznokcie w kark i drapać nimi skórę do stróżek krwi. Witek czuł jak wypływają z niej kolejne lawiny płynu i drążą mu kratery moszny, by zaraz ciepłem spłynąć po udach. Tak bardzo pragnęła miłości wynikającej z tej normalności bliskości. Jego penis wędrował daleko w nią, a dodatkowo zaczął masować jej łechtaczkę palcem. Oparł ja wreszcie o buka i powoli wchodził w nią, pieszcząc jednocześnie dłońmi, którymi najpierw zsunął bluzkę i stanik do góry, i językiem jej piersi i z trudem powstrzymując się od gryzienia ich, a zwłaszcza sutków. Tak radowali się swoimi ciałami jeszcze kilka chwil, po czym Aniaa spytała:
- To już, a ty?
- Jeszcze nie.
- Ja ci dam nie! - i mocno zwarła mięśnie krocza, że Witek aż krzyknął z rozkoszy. Tego nauczyła się chodząc na kursy medytacji i wschodnich technik miłosnych. Jeszcze kilka pchnięć i Witek zaczął znamiennie drżeć, po czym oboje wyjąc i wydając niesamowicie nieartykułowane dźwięki osunęli się na mech i jagodziwie. Ania leżała na Witku kolejne kilka minut, aż pulsacja jego penisa ustała w niej, a i przez nią przestały przechodzić tsunami kolejnych rozkoszy, które wyrywały ją ze stanu świadomości, gdzieś do miejsc, że faktycznie zdawało jej się, że zetknęła się ze samym sercem Boga i czuła pełną harmonie z Wszechrzeczą.
Nie mieli ochoty się odrywać od siebie, więc znowu zaczęli się całować i wtulać w siebie. Po jeszcze chwili Ania powiedziała:
- W zasadzie już nie muszę iść nad to jezioro i mogę tak być z tobą tutaj do wieczora.
- Ja też, lecz w zasadzie nie widzę przeszkód by za kilometr powtórzyć to zdarzenie.
- Kocham cię. Cieszę się, że jesteś taki normalny i pełny życia.
- Ja też cię kocham i dla ciebie jestem w sanie eksplorować wciąż radość życia do hedonizmu ostatecznego.
- My chyba jesteśmy tymi kosmicznymi połówkami przeznaczenia, których tak szukał Coelho w Bridzie?.
- Raczej tak. I dobrze.

297 734 wyświetlenia
4773 teksty
34 obserwujących
  • fyrfle

    16 September 2015, 17:46

    Nie umiem chyba jeszcze, kaleka dusza...

  • 16 September 2015, 13:29

    No to wybierz jedną parę, resztę schowaj do szafy albo od razu wyrzuć.

  • fyrfle

    16 September 2015, 13:26

    mam fakt i tyle ich , ze wiele par skrzydeł mnie unosi i nie są zgodne w którą stronę więc szarpany to lot, nieustające turbulencje.

  • 11 September 2015, 21:39

    Nie strój się w cudze piórka. Masz swoje.

  • fyrfle

    11 September 2015, 21:35

    No, mów mi Jostein Gaarder

  • 3 September 2015, 14:09

    To jest głęboka myśl filozoficzna.

  • fyrfle

    3 September 2015, 13:54

    No własnie, sam nie wiem kim jestem.

  • 3 September 2015, 13:49

    Fajnie, że jest fajnie. Pogadać można, szczególnie gdy nie ma się kontaktu wizualnego i właściwie nie wie z kim rozmawia. Rewelacja.

  • fyrfle

    3 September 2015, 13:43

    Bo jestesmy tego głodni i nie monogamiczni, pomyślcie i przyznajcie się, ale nie namawiam do kolejnego tworzenia portalu zdrad małżeńskich, lubie tak pogadać, fajnie tak jest z Wami.

  • 3 September 2015, 13:36

    Wszędzie podteksty. "Głodnemu chleb na myśli'.