Menu
Gildia Pióra na Patronite

Po słoneczneej stronie belfra

fyrfle

fyrfle

Pisałem wczoraj o pewnej linii kolejowej. Byłem tam wczoraj i ku swojemu zdziwieniu, wręcz zdumieniu i wielkiej radości zobaczyłem, że operator koparki wykopuje wielkie kępy kwitnących kaczeńców i są one ponownie wsadzane do nowo ukształtowanego rowu.

Gorący temat nauczycielskiego strajku, no to może tym razem przytoczę z pamięci jakieś momenty pozytywne z nauczycielami związane. Pierwsze co mi do głowy przychodzi to pani polonistka, która do nas przyszła na zastępstwo kiedy byłem uczniem szkoły zawodowej. Był rok 1984. Nikt przy niej nie śmiał się odezwać, bo mieliśmy dla niej ogromy szacunek, a ona właśnie zachęcała nas do rozmów, do wyrażania swoich opinii, co było dla nas szokiem. Zarekomendowano nam ją jako emerytowaną nauczycielkę z wieloletnim stażem zawodowym w niedalekiej szkole podstawowej, a po cichu jako członkinie Armii Krajowej. A ona przyszła i nie bojąc się niczego opowiadała nam swoje akowskie historie z dzieciństwa gdzieś na Lubelszczyźnie. Dzisiaj pamiętam jak opowiadała, że mając dziesięć lat we wózku ze swoją roczną bodajże, czy pół roczną siostrą przewoziła granaty z wioski do wioski obok posterunków niemieckich. Serce podchodziło jej do gardła, a jednocześnie wdzięcznie uśmiechała się do gestapowców, wermachtu i esesmanów. Mówiła, że wojna to coś bardzo strasznego i, że obowiązkiem wtedy rządzących jest jej uniknąć za wszelką cenę. Robiła sprawdziany, dyktanda, kazała pisać większe prace, ale zawsze podpowiadała trudniejsze wyrazy. Mówiła, że przyszła nas nauczyć nie skrzywdzić, bo pytaliśmy - czemu nam pomaga? Jej dzieciństwo było trudne i dlatego jako nauczycielka robiła wszystko, aby cokolwiek ulżyć dolę wiejskich dzieci. Ja korzystałem z wolności dawanej przez nią, zadawałem trudne pytania, aż musiała mnie prosić, żebym pewne tematy aktualne i historyczne przemilczał na jej lekcjach. Potem do końca swojego życia, jeśli spotkała kogoś z klasy, czy z moich znajomych, to pytała o mnie i pozdrawiała mnie i moją rodzinę.

Ta sama szkoła zawodowa i pani od produkcji roślinnej. Najbardziej ujęła mnie tymi dwugodzinnymi wycieczkami w czasie podwójnych lekcji nad rzekę Widawę i pokazywaniem nam każdej trawy, każdego zioła. Pokazywała, wymagała nazwy rośliny, nazwy kwiatostanu. Kazała robić zielniki. Dzisiaj po ponad trzydziestu latach, jeszcze wiele z tych nazw pamiętam i spacerując wędrując nad górskimi potokami, na łąkach i halach, to wiele jeszcze rozpoznaję i umiem nazwać, w tym właśnie kwiatostany. Cierpliwie i z pasją opowiadała o wykorzystaniu tych roślin w hodowli i zielarstwie. A potem szliśmy na zajęcia praktyczne i znowu opowiadała, znowu pokazywała i znowu zachęcała do herbatek, do ziołolecznictwa, czy nalewek. Myślę, że to raczej ona wszczepiła we mnie miłość do natury, flory, łąk, ogrodów, sadów i przede wszystkim kwiatów.

Szkoła podstawowa. Pani bibliotekarka i pani, która prowadziła naszą klasę do końca trzeciej klasy. Nie interesowały mnie książki typu "Kajtkowe przygody", czy "Na jagody". Moje życie dziecka było nazwijmy to dorosłe. Kierowano mnie do poradni wszelkich i nikt nie mógł dojść - czemu nie czytam, czemu nie chcę się uczyć? W końcu wiedziony swoim rozumem i opowieściami starszego rodzeństwa poszedłem do biblioteki i poprosiłem o "Dzieci Kaapitana Granta" i resztę książek Juliusza Verna. Bibliotekarka zrobiła aj waj i zawołała wychowawczynię i odbyły ze mną rozmowę, w której wyłuszczyłem, że kompletnie nie trafiają do mnie lektury dla mojego wieku, a o dziwo ówczesna moja wychowawczyni zgodziła się na wszystkie lektury klas starszych i książki około szkolne. Zacząłem się zbierać w sobie i godzić z koniecznością nauki w szkole, ale zawsze uważałem ją za zło konieczne.

W szkole średniej jeszcze szanowałem wychowawców w zawodówce i technikum za danie mi wolnej ręki, albowiem nigdy nie zapałałem miłością do nauki, więc organizowałem życie kulturalne mojej klasie, a więc piątkowe wyjazdy do kina, opery czy teatru, a wychowawcy i grupa ich zaprzyjaźnionych nauczycieli z chęcią z nami jeździła jako opiekunowie. Rozumieli mnie. W przypływie szczerości mówiłem im, że uczę się na prośbę ojca i brata, a sam chcę pracować fizycznie i mieć pieniądze. Rozumieli to.

297 589 wyświetleń
4773 teksty
34 obserwujących
  • fyrfle

    8 May 2019, 13:52

    Dziękuję za opinie, pozdrawiam Was serdecznie.

  • 23 April 2019, 00:07

    Chyba jest to rzeczywiście najczystsza, najwyższa forma miłości