Menu
Gildia Pióra na Patronite

W cieniu kruczych piór

Gothic Sanctuary

Gothic Sanctuary

Paryż, 1364r.

ROZDZIAŁ TRZECI

Notre Dame była jak zwykle wspaniała. Wychodząc z powozu podziwiała jej każdy szczegół, każde najmniejsze zadrapanie w kamieniu. Dla niej to było najpiękniejsze miejsce w całym Paryżu, pomimo tego, że nigdy nie była zbyt religijna. Oczywiście, tylko ona o tym wiedziała. W oczach wszystkich dam dworu była wręcz o krok od świętości, tak często przebywała w murach tej ogromnej katedry. Nikt nie musiał wiedzieć, że przez całe nabożeństwa zamiast wysłuchiwać kazań po prostu podziwiała architekturę i atmosferę tego miejsca.
Rosemarie przeszła przez środkowe z trzech wrót prowadzących do wnętrza kościoła. Jeszcze raz rzuciła okiem na niesamowite płaskorzeźby po ich dwóch stronach – z jednej Piekło, z drugiej Niebo. A na środku przeciągane w różne strony dusze. Zadrżała, ale nie była pewna z jakiego powodu. Być może ze strachu, być może z powodu gorsetu, który uciskał jej żebra tak mocno, że od pięciu minut miała zawroty głowy. Ledwie oddychała, ale to była część planu. Musiała jeszcze chwilę pocierpieć.
Orszak wszedł do środka. Westchnęła z zachwytu.
Wewnątrz panował mrok, rozświetlany jedynie niezliczoną liczbą świec, które nijak nie były w stanie oświetlić tak wielkiego gmachu. Światło słoneczne prawie w ogóle nie dostawało się do środka, a jego okrojona dawka wystarczyła jedynie na wytworzenie delikatnej łuny na kolorowych witrażach. Szepty zgromadzonych na ceremonii ludzi odbijały się od ścian, wtłaczając do jej uszu tajemniczy śpiew. Spojrzała w górę, żeby przekonać się, że i tym razem sklepienie znajduje się wyżej niż oczekiwała, tak wysoko, że chyba żaden człowiek nie była w stanie umieścić tak takiej ilości kamienia. Jakim cudem ten ciężar mógł się utrzymać w powietrzu?
Drgnęła, gdy coś dotknęło jej ręki. Obróciła się w tamtą stronę, żeby ujrzeć twarz jasnowłosego mężczyzny, wyższego od niej o jakieś dwie głowy, który spokojnym ruchem , lekko pochylony, kierował jej dłoń do swoich ust.
Hrabia Baudoin z rodu Marbuell.
Wyglądał zupełnie inaczej, niż się spodziewała. Nie był chuderlawy, jak większość francuskich arystokratów, którzy całe dnie siedzą w pałacu, obsługiwani przez służbę. Był całkiem masywny, ale w przeciwieństwie do spasionych możnowładców, u niego całe ciało tworzyły mięśnie, a nie pijacki brzuch. Szerokie ramiona, kwadratowa szczęka, blond włosy związane w kitkę, z tyłu głowy. Był piękny. I to właśnie jej nie odpowiadało.
A potem spojrzała w jego oczy i się zreflektowała. W niebieskich tęczówkach kryła się jego prawdziwa natura. Patrzył na nią w ten brutalny i władczy sposób, jakby mówił, że należy do niego. Jakby podpisywał jej wyrok śmierci. Ale było w tym spojrzeniu coś jeszcze, coś co rozpoznała niemal od razu – pożądanie. Była dla niego jak jagnię dla głodującego, rarytasem na krótką chwilę.
A jednak nie wyrwała dłoni, kiedy delikatnie musnął ją ustami. Nie wyrwała się również kiedy ramię w ramię szli do ołtarza. Z każdym kolejnym krokiem gorset zdawał się jeszcze bardziej cisnąć na płuca. Mieli do przejścia jakieś siedemdziesiąt metrów, ale już w połowie przed oczami zaczęły jej krążyć czarne plamki, na początku małe, później coraz większe. W pewnym momencie nie widziała już nic, a zawroty głowy jeszcze bardziej przybrały na sile. Poczuła, że się chwieje, w czym utwierdziły ją niespokojne szepty i ciche okrzyki niektórych dam ze zgromadzonych. Po chwili poczuła, że ktoś łapie ją w ściśniętej przez gorset talii, chroniąc przed upadkiem.
- Nie mogę oddychać… - wyszeptała, po czym ciemność pochłonęła wszystko.

Kiedy się ocknęła, leżała na skromnym posłaniu w jednej z komnat dla wędrownych mnichów, którzy czasem pielgrzymowali do Katedry. Rozejrzała się i jak stwierdziła z westchnieniem ulgi, znalazła się dokładnie w tym pomieszczeniu, w którym miała nadzieję, że ją położą. Kiedy była mała schowała się tutaj i ze zdumieniem odkryła małe, ukryte przejście, prowadzące do podziemnego tunelu, który kończył się na dworze, tuż przy tylnym wyjściu z Notre Dame.
Podniosła się i przekonała, że gorset został poluźniony, ale dobrze zawiązany. Rozpoznała w tym robotę Agathe, po czym aż jęknęła, kiedy uświadomiła sobie, że najpewniej służka zostanie ukarana za ten nieprzewidziany incydent, pomimo tego, że nawet w najmniejszym stopniu nie była to jej wina. Teraz jednak nie mogła nic zrobić w tej kwestii.
Zebrała fałdy białej sukni i podeszła do wielkiej szafy na szaty liturgiczne. Otworzyła ją i z łatwością wyciągnęła dwie obluzowane deski z tylnej ściany, odkrywając wejście do tunelu. Weszła do środka, po czym zamknęła za sobą drzwi szafy i z powrotem zakryła otwór. Wokół niej panowała ciemność i od razu pożałowała, że nie wzięła ze sobą żadnej świecy. Mimo tego uniosła spódnicę, aby nie ciągnąć jej po brudnej ziemi i ruszyła przed siebie.
Pięć minut później dotarła do wyjścia. Tym razem była to otwierana drewniana klapa, zakamuflowana trawą. Lekko ją uchyliła, po czym stając na palcach rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu ewentualnych żołnierzy Baudoina. Ujrzała jednak tylko zwykły zakryty wóz, zaprzężony w dwa konie, taki sam jak te, którymi jeździli ludzie z przedmieść. Nie widziała, kto siedzi w środku, bo plandeka na przyczepce zasłaniała jej widok, ale przecież tylko jednej osobie kazała tu przyjechać.
- Fabien! – krzyknęła cicho, rozglądając się, czy nie sprowadziła tym gwardii. – Fabien!
Chłopak zszedł z wozu i zdezorientowany kręcił głową w różne strony. W tej samej chwili otworzyła całą klapę i pomachała mu ręką.
- Tutaj!
Natychmiast podbiegł do otworu i wpatrywał się w nią najpierw ze zdziwieniem, które potem ustąpiło szczerej radości.
- Jak ty…
- Nie teraz. – przerwała mu – Wyjaśnię ci wszystko później. Teraz pomóż mi stąd wyjść.
Przykucnął i wkładając ręce do wnętrza tunelu złapał ją pod pachami i uniósł, wyciągając na powierzchnię ziemi. Zaskoczona wpatrywała się w jego napinające się mięśnie rąk, kiedy ją podnosił. Nigdy nie przypuszczała, że jest taki silny. Gdy stawiał ją na ziemi przypadkowo dotknęła jego brzucha, również wyczuwając twardą muskulaturę. Poczuła, że się rumieni i nie chcąc, żeby to zauważył, schyliła się, aby zamknąć przejście. Zasypywała je trawą tak długo, dopóki uczucie ciepła nie znikło z jej policzków.
- Jedźmy, zanim zorientują się, że mnie nie ma. – rzekła wstając, po czym razem podbiegli do wozu.
- Pobrudziłaś sukienkę. – powiedział, kiedy pomagał jej wejść na zakrytą część wozu.
- Nie szkodzi. Jeżeli to jedyna cena, którą zapłacę za ucieczkę, to powinnam robić to częściej. – w środku znalazła trzy worki z ubraniami, więc od razu dobrała się do jednego z nich – Poza tym, za chwilę ją zdejmę.
- Co? – Fabien natychmiast odwrócił się ze swojego miejsca woźnicy.
- Chyba nie spodziewałeś się, że będę w tym paradować. Tylko zwracałabym uwagę. – wyjęła przygotowane wcześniej ubrania.
- Masz zamiar przebierać się tutaj? – zapytał, nadal niedowierzając.
- Tak. I przysięgam, że jeśli chociaż raz zerkniesz do tyłu to, pomimo, że cię bardzo lubię, obetnę ci uszy. Zrozumiano?
- Zrozumiano. – uniósł dłonie w geście pojednania, po czym odwrócił się i już miał popędzić konie, kiedy znów usłyszał jej głos.
- Fabien, jeszcze jedna sprawa. – odwrócił się i zobaczył, jak podciąga spódnicę, aby po chwili na jej udzie ukazał się przyczepiony paskiem sztylet. Wyciągnęła go, opuściła suknię, po czym podała mu nóż i odwróciła się tyłem. – Rozetnij mi gorset.
- Chyba żartujesz…
- Rozplątywanie tego zajmie mi za dużo czasu, więc po prostu przetnij wstążki.
Stała plecami do niego, a jednak wiedziała dokładnie w którym momencie wstał z ławeczki woźnicy i znalazł się tuż za nią. Odgarnęła włosy do przodu i poczuła jak jego oddech łaskocze jej szyję. Nastąpiło kilka delikatnych szarpnięć, po których gorset zrobił się luźny i niemal opadł na drewniane podłoże wozu, zatrzymując się na jej biodrach.
- Dziękuję. – odezwała się, ale jej głos wydał się lekko ochrypły. Poczuła, że znów się rumieni i podziękowała w duchu, że stoi do niego tyłem.
- Nie ma za co. – odparł, po czym usłyszała skrzypienie drewna, jako znak, że wrócił na swoje miejsce.
Stała bez ruchu, dopóki nie odczuła znajomego szarpnięcia, które oznajmiło jej, że w końcu ruszyli. To jakby ją otrzeźwiło i jeszcze raz sprawdzając, czy przyjaciel na pewno nie patrzy, ściągnęła cienką haftowaną koszulkę, którą miała pod gorsetem i zastąpiła ją jedną ze zwykłych, pospolitych i zszarzałych bluzek. Lekko rozdarła ciemnozieloną spódnicę, żeby w razie czego mieć łatwiejszy dostęp do sztyletu. Założyła też czarny, prosty gorset wiązany z przodu, kończący się tuż pod linią biustu. Wyglądała teraz jak mieszczanka, taką przynajmniej miała nadzieję.
Schowała suknię do pustego worka, po czym usiadła koło Fabiena. Opierając głowę o jego ramię, patrzyła w milczeniu, jak mijają ostatnie zabudowania Paryża.

83 wyświetlenia
5 tekstów
3 obserwujących
  • Canaletta

    20 January 2013, 23:42

    Bardzo mi się podoba. Idealnie opisujesz mój ukochany Paryż i całą epokę. Oby tak dalej, bo czekam niecierpliwie. : >

  • ~ Ariadna ~

    7 January 2013, 20:42

    No... To się rozkręca :) Niesamowite, bardzo mi się podobało. Takie przeniesienie w czasie. Fantastyczne ;)
    Pozdrawiam : *