Menu
Gildia Pióra na Patronite

Wieczór dwóch panów i Laury B.

Sara B.

Sara B.

Dla radiowego teatru absurdu (76 min.)

- Otwarte! Proszę wejść.

- Dzień dobry, Lauro! Zmokła Pani. Proszę dać płaszcz i parasol. Widać pada mocno.
- Nawet leje.
- Pogoda uciążliwa dziś. Dobrze usłyszałem pani imię? Laura?
- Laura Breston. Znajomi zwracają się do mnie Laura B.
- Ja nazywam się Kosma Pogorelić. Usiądźmy, przed nami mała rozmowa.
- Ależ, ależ zapomniałem. Wypije Pani ze mną herbatę? Zaraz przyrządzę. To zajmie 3 minuty. Z konfiturą, czy gorzką? Tak myślałem, z konfiturą. Na taki dzień jak dziś, bardzo wskazane. Szła Pani pieszo?
- Jechałam autobusem, ale od przystanku trzeba było iść.
- Nie wypada pytać, ale to formalność. Ile ma Pani lat?
- Czterdzieści cztery.…Mmm… czterdzieści osiem.
- Nagła zmiana zdania. Charakterystyczne dla kobiety. Przyjmijmy, więc, że jest to, pięćdziesiąt, pięćdziesiąt dwa.
- Nie sądzę.
- Dlaczego? Proszę się zgodzić. Przez kilka lat nie dołożymy ani roku. Jakie to żywe! Przyzna Pani Lauro B. Pracowała Pani, jako…ochmistrzyni domu? Tu wybór nie jest tak duży. Pierwsza odpowiedź się liczy.
- Oczywiście!
- Oczywiście, tak? Oczywiście, nie? Doskonale!
- Doskonale?
- Nie może być lepiej! Proszę pomyśleć! Prowadzi Pani duży dom po raz pierwszy. Doświadczenia, potknięcia, sukcesy! Wszystko w zasięgu ręki.

- Proszę rozpocząć picie herbaty. Rozmowa ma szansę się skończyć. Mamy dwie cenne informacje. Ma Pani trochę lat i prowadzi dom zawodowo. Właśnie! Wiemy, czego Pani nie umie. A co umiemy Lauro? Proszę śmiało. Takie wyznanie oczyszcza. Człowiek czuje się jak nowonarodzony. W Pani przypadku, to byłaby przesada, ale wie Pani, co mam na myśli.
- Umiem pisać na maszynie…
- Może się przydać! Co jeszcze?
- Umiem gotować i szybko prasuję.
-Nie wiem, czy nadążę z pamięcią. Gotować, prasować…Nie jesteśmy bez szans. One rosną! Lauro nie poddaj się. Dodaj coś jeszcze! Pieczenie, mycie, szorowanie,…
- Poker. Gram w pokera.
- Lauro! Mam chore serce. Żartowałaś.
- Nie! Gram w pokera.
- Ale mam nadzieję…nie zawodowo?
- Nie. Gram czasem dla przyjemności.
- Czyli, nic poważnego. Niebezpieczeństwo minęło. To ważna umiejętność
u ochmistrzyni.
Powiedzmy, … urządzamy przyjęcie, a ty wygrywasz cały serwis usług wraz z zastawą.
To ekscytujące!
- Wiem, że Pan żartuje.
- Z zastawą? To nie są żarty!
- Nie wiem, czy przyjąłby mnie Pan do tej pracy. Sądzę, że nie. Potrzebuje Pan kogoś…kogoś innego.
- Właśnie podejmowałem decyzje, jak odmówić tym paniom, które się zgłoszą. Wygrałaś Lauro! Jesteś bezkonkurencyjna. Przedstawię obowiązki i zaproponuję wynagrodzenie. Wiem, że musi być należyte.

- Rano, ja i moja żona, Aurora, zjadamy w łóżku śniadanie. Płatki owsiane, rogaliki z dżemem.

- Lauro! Masz tu zeszyt i zapisz sobie od razu. Powtórzę. Więc: płatki, do rogalików twarożek na słodko. Lady Aurora, życzy sobie lane kluski z dynią. Bez paniki! Bardzo rzadko. Ale może Cię zaskoczyć,… z nagła, z dnia na dzień. Na wszelki wypadek, trzymaj kawałki dyni w spiżarni. Musisz mieć przygotowaną wodę w dzbanku. Zawsze! Noc i dzień.
- Piszesz Lauro? Jajka po wiedeńsku. Nie myśl tylko o sklerozie! To nie dotyczy mojej żony. Ona nie ma sklerozy i nic jej u niej nie powoduje. Jajka pierwszej świeżości, to oczywiste.

- Po śniadaniu, wietrzenie pokoi. Ale dopiero wtedy, gdy lady Aurora wyjdzie z nich. Po toalecie, a czasem po przeczytaniu paru rozdziałów książki, których pod żadnym pozorem nie można przekładać z miejsca na miejsce.

- Cóż się stało Lauro? Przestać dyktować? To dopiero ranek. Skrócimy trochę drogę, napisz: obiad. Oczywiście, posiłek spożywamy w jadalni… Serwety, obrusy są w komodzie, zastawa również.

- Mam teraz niespodziankę. Nie jemy kolacji. Wyobrażasz sobie?! Ale jest podwieczorek. Tu kładziemy nacisk na desery. Mało, a dobre. Znasz tę zasadę. To, jeśli chodzi o kuchnię, ale poświęcimy na to inny czas. Widzę, że zmartwiłaś się trochę. Niepotrzebnie! Poradzisz sobie.
- Chyba nie.
- Wiem już, że łatwo zmieniasz zdanie. Pomyśl chwilę.

- Przepraszam! Nosisz ze sobą karty?
- Karty? Owszem. Noszę w torebce. Mąż powiedział, że pomylę kiedyś talię z książeczką do nabożeństwa.
- To ryzykowne stwierdzenie!....Miałaś męża Lauro? Przepraszam, że pytam.
-Tak. Mam jeszcze.
-Więc pomyśl, zanim dasz odpowiedź. Mogę prosić, byś pokazała mi karty? Lauro, jeśli mogę prosić.
- Oczywiście! Karty! Już pokazuję.
- Piękna talia! Dziełko! To dość drogie karty…satyna z kredą. Mistrzowscy Austriacy. Dobre karty! Laura imponujesz mi. To twój dzień! Ale porozmawiajmy o najważniejszym. Tysiąc miesięcznie. Niedziela wolna. Ubezpieczenie. Żadnych kłopotów. Wszystko legalnie.
- Tylko niedziele?
- Tylko!
- Nie wiem, co odpowiedzieć.
- Laura! Wiesz. Nie chcesz jeszcze tego powiedzieć, ale wiesz.
- Raczej nie. Nie poradzę sobie. Jeszcze pańska żona, Lady Aurora…Właśnie, nie wiem jak będę…jak będzie na mnie patrzyła. Czy będę jej odpowiadała z gotowaniem i śniadaniem do łóżka.
- Lady Aurora będzie oczarowana! Już ją widzę. Będziecie nieomal przyjaciółkami. Tylko, na początku nie zdradzaj się z pokerem. Lady Aurora, moja żona, teraz jest poza domem. Przebywa nad jeziorem Bodeńskim. Siedzi tam całe lata. Tak długo odpoczywa. Teraz już nic ją w domu nie trzyma. Poza moją tęsknotą, która pojawia się, już przed jej wyjazdem. Cierpię Lauro. Ale cóż zrobić?
- Nie mogłabym na tak długo wyjechać. Żyjemy raczej skromnie.
- Dobrze, że o tym wspomniałaś. Tysiąc. Powtarzam, gdybyś zapomniała.
- Pamiętam! Tysiąc i …. Ubezpieczenie.

-Więc nie będę, od razu musiała serwować śniadania dla Madame?.
- Lady! Lady Aurora!

- Tylko dla mnie skromniutka jajecznica z pomidorem i kawa z mlekiem.
- A drugiego dnia?
- Jajecznica z pomidorem, kawa z mlekiem.
- Codziennie? Znudzi się.
- To zmienisz.
- Muszę odmówić, Panie Kosma. To duży dom. Mogę sobie nie poradzić. Chociaż wiem, że byłoby mi tu dobrze, ale nie chcę zawieść.
- Już zawiodłaś! Ale rozumiem. I dziękuję za szczerość. W interesach tak trzeba. Zimna krew. Bez emocji. Mam jednak prośbę. Dość… śmiałą. Wyciągnijmy kartę.
- Kartę? Z przyjemnością. Ale, o co?
- O pracę. Większa wygrywa. Jeśli wyciągnę większą, zostajesz. Uczciwe?
- Tak! Nie! O pracę? Dobre sobie. To może nawet……dobre.
-Więc?
-, Kto tasuje?
- Ty, oczywiście! Sprawna ręka, Lauro. Proszę!
- Dziewiątka….
- AS! Wygrałaś pracę. Zostajesz!
- Pan wygrał.
- …i zdecydowałem, że zostajesz. Mówiłaś, że to uczciwe.

- Tysiąc i ubezpieczenie. Dodam jeszcze dwa wolne poniedziałki.
- Dobrze! Będą mi potrzebne wolne dni.!
- Zaczynasz od jutra?
- Od jutra! O której śniadanie do łóżka?
- O dziesiątej.
- Dobrze! Będę. Przyjdę wcześniej. Trzeba kupić bułki, ser i jajka.
- Są. Ale przyjdź wcześniej. Rozejrzysz się.
-,Kiedy wraca Pana żona? Chcę przygotować się na jej przyjazd.
- Będzie mile zaskoczona.
-Więc, kiedy?
- To jeszcze potrwa. Tam jest teraz najlepsza pogoda. Aurora jest zakochana w słońcu. Jest jeszcze ktoś, o kim nie powiedziałem dotychczas. Felix!
-Kim jest, sir Felix?
- Słusznie! Skąd wiedziałaś? Felix ma tytuł, ale prosi, żeby go nie wymieniać. To skromność wrodzona. Pochodzi z doskonałej rodziny.
- Pan Felix mieszka w tym domu?
- Nie mieszka, ale bywa często. Zwłaszcza, kiedy nie ma mojej żony.
- Lady Aurory?
- Właśnie! Jesteśmy starymi przyjaciółmi. Mamy wspólne zainteresowania. Łączy nas wiele przeżyć i prawie jeden punkt widzenia świata. „Jeden prawdziwy przyjaciel, lepszy od całej rodziny” – tak mawiał mój ojciec, gdy żył jeszcze. Święte słowa, Lauro! Po herbacie sprzątnę dziś jeszcze, ale jutro pan Kosma będzie już wolny od obowiązków domowych. Laura zajmie się wszystkim.
- Spróbuje. Wygrał Pan dzisiaj.
- Dobry los sprawił.
- Jest Pan wierzący?
- W dobry los? Tak!
- Nie to miałam na myśli. Więc, do jutra!
- Do jutra! Odprowadzę cię do drzwi. Parasol suchy. Może przestało padać.
- Do zobaczenia Panie Kosmo!

- Musimy kiedyś zagrać. W długie, zimowe wieczory. Nauczysz mnie?
- To nic trudnego. W jeden wieczór nauczy się Pan. I to dobrze.
- Trzymam za słowo, Lauro!

* * * * *

- Śniadanie nie musi być na porcelanie. Kiedy jestem sam, wystarczą zwykłe talerzyki. To bardzo praktyczne. Pomyśl, co byś czuła, gdyby zbił się talerzyk od dwunastoosobowego serwisu. Lady Aurora, przerwałaby pobyt nad wodami w Locarno, gdyby się dowiedziała.
- Nie powiedzielibyśmy lady. Ja bym nie powiedziała.
- A ja musiałbym. Wiesz, ile wart jest jeden talerzyk z kompletu? A tak, jeśli się stłucze zwykły talerz, nikt się tym nie martwi. Zmiata szkło i nawet nie ma co pamiętać.
- Żona przerwałaby pobyt?
- A jakże? Nie znasz żon, które są posiadaczkami porcelanowych serwisów. Kiedyś, Timothy, nasz syn Timmy, stłukł cukierniczkę. Żałoba trwała kilka dni, a przy posiłkach mówiono o cukierniczce, jak o nieboszczce. W rodzaju, „ona była taka ładna, …zawsze stroiła stół,…. bukiecik przy jej wieczku był majstersztykiem…” itd. Prawie płakaliśmy, gdy ktokolwiek zaintonował „ dlaczego jej nie ma z nami?”
- Dziwne.
- Musiałabyś to widzieć. Dlatego upraszczamy wszystko. Dość pogrzebów cukierniczek.
- Może sama pękła? Tak się zdarza. Sama z siebie. Kiedyś pękła u nas w domu waza z zupą. Nikt, jej nawet nie dotknął.
- Porcelana nie robi takich niespodzianek. Nie chcę cię urazić Lauro, ale to musiało być zwykłe szkło.
- Nie mówił Pan wcześniej o synu. O Timothym!
- Nie mówiłem? Widocznie uznałem to za zupełnie oczywiste. No! Ale, jak mogłabyś się dowiedzieć. Nie pomyślałem Lauro.
- Wyjechał?
- Do szkół. Już kilka lat jest poza domem.
- Przyjeżdża na święta?
- A jakże. Zjeżdżają się wszyscy. Gwar! Dom żyje! Pachną prezenty. Zapraszamy też muzyka, który szarpie swoją harmonię. Lauro! Jeszcze chwila i wzruszę się zupełnie.
– Niech zjadą się wszyscy. Bez nich dom jest smutny dość. Ładny, ale smutny.

- Pan Felix przyjdzie dziś? Przygotować przekąskę? Mówił Pan, że będzie dzisiaj.
- Telefonował rankiem. Dziś, niestety nie będzie mógł przyjść. Jego brat Bernard składa mu wizytę, zapowiedzianą w ostatniej chwili. Odłożyliśmy spotkanie na inny dzień.

- Będziesz mogła mi pokazać jakąś karcianą grę?
- Znam tylko grę w pokera i w tysiąc.
- Niech będzie. Od czegoś musimy zacząć. Dobrze Lauro! Ale ze stawką. Nie będę grał dla zabawy. Po godzinie wprowadzamy stawki. Żadnych forów dla mnie. Będziemy grać, jak przystało na graczy. Zgoda? To, co widzę w twoich oczach, to błysk?

- Nie patrz w moje! Umówieni?
- Jeśli Pan sobie życzy, Panie Kosma.
- Idź do domu. I przychodź szybko.
- Mam jeszcze trochę prac w kuchni. Zostanę. Trzeba wyłożyć szuflady kolorowym papierem. Ten nie był zmieniany dość długo.
- Ostatnio, kiedy Aurora była w domu. Zajmowała się tym. Ale to dość dawno.
- Bardzo dawno. Widać po papierze.
- Zdradza czas papier. Czy to nie ironiczne? Można go zmieścić w jednej dłoni, a wypowiada się w tak ważnej sprawie. Szuflady otwiera się często. Stąd zużycie zdawałoby się nieproporcjonalne do czasu, który minął. Dobrze, że mi przypomniałaś! Zatelefonuje do Aurory. To dzień telefonów. Piątek, wieczór. Dzisiaj jest piątek. Byłbym zapomniał. Idę do salonu. Wymieniaj zdrajcę na nowego.

- Dzień dobry, jedyna!...ja też….doczekać się nie mogłem….pada deszcz?....o nie mów tego!...od rana?...jest wiatr? ….przyjeżdżaj do domu, jedyna!...nie przerażam się, lecz chciałbym, żebyś tu była….Laura, nasza…nowa ochmistrzyni…zmienia właśnie papier
w szufladach…wszystko jest utrzymane w zadawalającej czystości…będzie pogoda jutro? ….zbawienie jedyna…Timothy? Dzwoni często. Do ciebie też? …kochanego mamy syna. Mówiłem ci, to niezwykły chłopiec…mój i twój Auroro. Nowy trener?....to może dobrze, jazda na koniu nie jest aż tak prosta. To wymaga opanowania i koncentracji. Trener musi być doświadczony……..masz ją jedyna!
…..bardzo wiele….myślałem o trenerze. On był do zmiany…..Jadam regularnie. Stół zawsze nakryty jak na święto….Laura gotuje dość dobrze. Oczywiście, że nie tak, jak ty. Ale stara się……..Jest już w dojrzałym wieku….ma męża….to kwestia gustu......Nie! Jeśli o mnie chodzi….Ależ Auroro, zawsze mam zaufanie do ciebie. Do końca życia…ty też?… Bien moi Cheri! …Ja też mocno całuję. Każdy paluszek…..Do usłyszenia jedyna.

- Słyszałaś Lauro? U nich pada deszcz. A zapewniano, że tam deszcze się nie pojawiają. Co prawda, to tylko jeden dzień.
- Jeździ na koniu. Ten trener nie był profesjonalistą. Pozwalał sobie na zbyt wiele. Lady Aurora zwolniła go. Jest wymagająca i stanowcza, jak nikt.
- Pozdrowiła ciebie.
- Proszę podziękować!
-Troszczy się o mnie. Jest ciekawa, czy nie zostawiam niedojedzonych posiłków. Gdyby tu była, karmiłaby mnie nie omal. Jest bardzo troskliwa.
-Timothy telefonuje do niej często, do mnie mniej. Synowie zawsze bardzie kochają matki, a ojców tylko sprawdzają, czy to ktoś udany i co może mu zaoferować. Nie sądzisz Lauro, że jest w tym coś seksualnego, że chłopcy podążają do matek? Ale gdy założą własne rodziny, raczej litują się nad matką. Odstręczające uczucie. To może dobrze, że dzwoni do mnie mniej. Po co nam litość na starość. Prawda, Lauro? To bardzo dobry przejaw, że nie dzwoni. Nie martwmy się tym. Całe tygodnie może być bez telefonu od niego. To dobra wieść. Stawia pytanie takie oto: „ jak leci staruszku?” Przyznasz, że to wielkopańskie. Niech nie dzwoni! I tak wiem, co powie. Ja odpowiadam:” w porządku, synu” Potem chwila milczenia. Mówiłem ci Lauro. Rozmowa ojca z synem.

- Jutro sir Felix odwiedza nas. Przyjaciel mój zatęsknił.
- I co?
- Przychodzi z wizytą. Jest powściągliwy w rozmowie. Ostrożny ponad miarę, jeśli podjąć ma temat. Polityka? Nie wchodzi w grę. Ma wszystkie cechy arystokraty. Polityka jest dla tych, którzy się muszą przed nią bronić. Taką ma teorię. Polityka w naszym domu? Nigdy! To dla mas. O kobietach? Więcej myśli niż mówi. Ale, jak sokół wypatrzy najczarowniejsze cząstki w kobiecie, gdy się ukazują. Rozmawiamy o kobietach. Kobietach arystokratkach. Podróże sir Felix zarzucił. Czasem wspomina, ale wiem, że nim przyjdzie tutaj, odbywa ich dziesiątki po swoich wspomnieniach. Trunków? Broń Boże! Nie pija żadnych, choć podobno nie gardził nimi. Ale teraz, wodę San Antonio
popija szklaneczkę przez wieczór. Pije tak, że myśleć można, że nigdy nie spotkało go pragnienie, czy suchość w ustach. Święty chyba zamyka oczy, by nie widzieć świętości sir Felixa w tym względzie. Jutro Lauro. Zasiądzie w tym fotelu. To jego fotel. Jeśli byśmy skłócili się kiedyś, co praktycznie nie jest możliwe, miałby prawo zabrać, jak własny.
Z przygotowań w kuchni, to tylko ser. Baryłeczki Camembert’a.
- Wytrawny, co? To jest gość, Lauro! Aż pachnie, kiedy on wchodzi. Zobaczysz! Marynarka z welwetu. Takież spodnie. Buty kupowane w najlepszym sklepie. Na skórze nie ma marszczeń. Taki przyjaciel, Lauro, jest na wagę złota. Próby najwyższej. Powiemy mu jutro o hazardzie, jaki mamy zamiar uprawiać, kiedy nadejdą zimowe wieczory. Nie włączy się. Znam go. Ale oczy mu zalśnią. On jest mężczyzną. Wycofujesz się Lauro?
- Ależ skąd. Lubię grę w karty.
- Na stawki?
- Tak! Wtedy gra jest ……
- Podniecająca!
- Właśnie! Podniecająca. Mam kupić Camembert na jutro?
- A jakże! Dwie baryłeczki „Car Blue”.
- Wino też?
- Wykluczone! On nie pije. Nawet nie trawi z winem. Mówiłem ci, to ktoś specjalny.
- Dobrze, ale nie wypada podać Camembert’u bez wina. Postawimy. Jeśli nie wypije, to trudno.
- Uparłaś się. Postaw! Zobaczysz, jaką będzie miał minę.
- Może nigdy nie pił, bo nie było postawione.
- Myślisz, że to moje niedopatrzenie?
- Nie wiem. Ale postawmy. Jak należy. Jeśli nosi buty z dobrych sklepów, ma zachowanie, to wie o serze i winie.
- Jest w tym coś. Zakup Lauro wino i postaw. Niech zdecyduje sam.

- Timothy, pański syn, był tu dawno?
- Nie bardzo, ale rzeczywiście upłynęło trochę czasu.
- Nie ma jego rzeczy. Pomyślałam, że…
- Słusznie myślałaś! Mówiłem ci, że nie przyjeżdża często. Jest w szkole. Na ferie jeździ
Z przyjaciółmi. Jest młody. Potrzebuje przygód, zwiedzania świata. Młodzi ludzie nie zaglądają do domu latami.
- Masz syna, Lauro?
- Nie mamy dzieci. Mieliśmy, ale odeszło, jako maleństwo. Urodziła się z wadą serca. Żyła kilka godzin. Daliśmy jej na imię Sara. To było bardzo dawno.
- Odeszła? To nie możliwe! Nie masz dziecka?
- Nie mam, Panie Kosma. Nie chciałam już mieć.
- Cierpiałaś?
- Bardzo. Nie rozumiałam, co się stało. Zawołano mnie w nocy. W inkubatorze leżała sina istotka. Sina i zimna. Myślałam, że to przeze mnie. Że nie umiem mieć żywego dziecka.
- Zapomniałaś o tym?
- Teraz już tak. Trzeba czasu. Teraz myślę, że to byłam ja, ale inna. Może nawet nie ja.
- Zastanawiające. Jedna „ty”, która pamięta, a druga zaprzecza, że to ona. Przykro mi, Lauro. Domyślasz się jednak, jak żyją chłopcy, już dorośli. Chcą żyć poznawać świat. Pewnie już interesować się dziewczyną. Może nawet być z nią. Dlatego Timothy nie przyjeżdża często. Ale latem, zobaczysz. Napracujesz się przy nim. Wszędzie go pełno.
Wszystkiego jest ciekaw, pyta. Chce wiedzieć, jak najwięcej. Odpowiadasz tak długo, aż się zmęczy
I idzie spać. Patrzysz na niego. Mężczyzna rośnie na twoich oczach.
- To dziwne, że zapomniałaś o Sarze. Ile teraz miałaby lat? Dwadzieścia cztery chyba. Tak, dwadzieścia cztery.
- Rok młodsza od Timothy’ego. Kiedy ma urodziny?
- Panie Kosma! Nie mówmy o tym!
-, Ale wiesz, kiedy ma urodziny.
- 16 sierpnia.
- Timothy to zimowy człowiek. Urodził się w styczniu. 11-tego. Spadł nieprawdopodobny śnieg, tego dnia.
- Panie Kosma! Poprasuje teraz serwety.
- Masz racje! Nie będziemy mówić o naszych dzieciakach.

- Sir Felix dzwoni trzy razy. Nie otwieraj za pierwszym dzwonkiem. To mogłoby go speszyć. On musi wydzwonić swoje trzy. Uznałby pewnie wizytę za nieudaną, gdyby mu otworzyć natychmiast. Tak jest od lat.
- To tak, jak z winem.
-, Jaki związek?
- Przyzwyczajenie. Otwórzmy sir Felixowi po pierwszym dzwonku.
- Ryzykujemy nastrój wieczoru, a może nawet wystawiamy przyjaźń na próbę.
- Z tak błahego powodu?
- To jego obycie. Kto wie, jak zareaguje?
- Zupełnie normalnie. Otworzę i już! Uzna, że nie musi wydzwaniać i że jest oczekiwany.
- Próbuj! Powodzenia! Wierzę, że nie stracę przyjaciela, tylko, dlatego, że jesteś niecierpliwa. Ufam ci bardzo, Lauro! Mój przyjaciel jest teraz w twoich rękach.
- Pójdę do sklepu. Kupię, co trzeba. Na wypadek, gdyby przyszedł dziś.
- Uzasadniona zapobiegliwość. Mało prawdopodobne, ale możliwe. Może nadejść. To wreszcie, przyjaciel. Drzwi zawsze są otwarte. Musi zadzwonić tylko raz. Jeśli nie nadejdzie, gramy w twoje grzeszne gry. O co zagramy na początek?
- Na razie będzie się Pan uczył.
- Obiecałaś po godzinie stawki.
- Idę do sklepu, Panie Kosma.
- Pomyślisz, o co zagramy?
- Pomyślę.
- Brzmi groźnie. Co też ty wymyślisz? …Serwis?
- Nie! Nie serwis! Zwłaszcza, że nie ma w nim cukierniczki.
- Lauro, zagramy o inny. Kompletny.
- Nie o serwis!
-, Co ty stawiasz, Lauro?
- Moją pensję.
- Szalona!
- Sam Pan mówił, że gramy poważnie.
- Pensja?
- Tak!
- Tysiąc?
- Tysiąc!
- Jesteś hazardzistką!
- Przyjmuje Pan?
- Muszę się zgodzić. Co począć z Tobą? Przypominam Ci jednak, że przegrałaś.
- Nie szkodzi! Karta w ruchu. Raz przegrywa, raz wygrywa.
- Dobrze! Serwis!
- Pensja! Jaką wartość ma ten serwis?
- Wartość? Duża.
- Miśnieńska?
- Tak!
- Na 12 osób?
- Tak!
- Warta z 700 najwyżej.
- Podoba mi się to rozeznanie. Dorzucam jeszcze kryształowy komplet kieliszków. Wart 500.
- Przyjmuję. Zaraz wracam z zakupami.
- Nie mów o kartach Feliksowi. Byłby zgorszony.
- Każdy mężczyzna zna karty i grał. Chociaż raz w życiu.
- Nie Felix! On nie!

- Ser „Car Blue”. Wino. Jakie? Może przyłoży kieliszek do ust.
- Oliwki!
- Do Sera?
- Wiadomo! Z dużym smakiem.

- Zanim przyjdzie Felix zagrajmy, Lauro. Jeden raz. Chcę, żebyś już miała serwis
i kieliszki z karafką.
- Wyciągamy, czy gramy?
- Gramy!
- Pensja.
- Porcelana. Zagrajmy.
- Za godzinę. Teraz musi się Pan uczyć.
- To wyciągnijmy karty, nim się nauczę.
- Spieszy się Panu. Gra to przyjemność wygranej.
- Lub przegranej. Więc?
- Ciągnijmy.
- Król!
- Dwójka!
- Nie! Lauro, nie! Nie mogłaś przegrać. To próba. Teraz dopiero gramy. Tasuj
Wyciągnijmy.
- To nie była próba! Ma Pan wyższą kartę. Przegrałam.
- Mówię ci, że to była próba.
- A ja mówię, że to była gra. Kiedy ja wygram, to nie będę mówiła, że to próba. Gra, ta gra. Tysiąc, proszę wziąć z mojej pensji.
- Lauro! To zabawa. Chciałem sprawdzić, czy mam szczęście.
- I dowiedział się Pan, że go ma.
- Zaskakujące! Jak w jednej chwili można wygrać.
- Lub przegrać.
- Nie przyjmę tych pieniędzy, Lauro.
- Ja też nie! Nie będę grać z Panem więcej. Gracze są bardziej poważni i stanowczy.
- W porządku biorę twoją pensję. Trudno! Wygrałem.

- Zmniejszmy stawki, Lauro. Nie możesz pracować, bez wynagrodzenia.
- Zwiększmy. To przynosi szczęście.
- Zróbmy wszystko, byś go miała. Zgadzam się na zwiększenie stawki.
- Co Pan powie lady Aurorze, kiedy pan przegra?
- Serwis? Powiem prawdę, że wygrałaś w pokera.
- Że Pan przegrał.
- Jak wolisz, Lauro. Musimy się powstrzymać. Nie masz jeszcze drugiej pensji.
- To nie ja nalegam. Nie musimy czekać na drugą pensję. Mam naszyjnik z rubinem. Białe złoto. Kamień. 30 gram, wart czterysta.
- Czterysta? Nie mogę postawić serwisu. Jest więcej wart.
- Jeśli wyciągnę słabszą kartę, zabierze pan drugą pensję.
- Karygodne, ale muszę się zgodzić. Ten jedyny raz i zawieszamy wszelkie gry na dwa miesiące. Tasuj!

- To naszyjnik.
- Pokaż. Ładny, ale, po co mi on.
- Lady Aurora może się nim zainteresuje. Chociaż, nie zmuszam Pana.
- Nie! Dobrze, zagrajmy. To nie w jej guście. Chociaż wspominała kiedyś o rubinie. Pozwól, Lauro. Tym razem ja potasuje. W porównaniu z Tobą, to niezdarne grzebanie
w talii.

- Powodzenia, Lauro!
- Powodzenia, Panie Kosma! Król!
- Dziesiątka! Wygrałaś! Nareszcie!
- Pan przegrał.
- To prawo gry. Pakujemy serwis w miękki papier. Lady Aurora ucieszy się. Wiesz, ile kosztowała ją cukierniczka? Poczuje się wolna od niedzielnego stresu.
-, Jeśli tak, to jest mi lżej.
- Nie martw się zaraz do niej zadzwonię. W pierwszej chwili może zareagować spazmą, ale kiedy jej powiem o grze i stawkach, będzie dumna, że jej mąż wychodzi z gry z honorem. Myśl o tym, jak dostarczyć to do twojego domu. Weźmiemy taksówkę. Ja zapłacę. Zobacz. Żadna sztuka, nie jest uszkodzona. Jak nowe.

- Dzwonię do Aurory. Nie spodziewa się. Tym lepiej.
- Dzień dobry, jedyna. Kosma, twój mąż….Nie martw się o porcelanę. Laura właśnie pakuje ją starannie do wyniesienia. Wygrała całą zastawę. W pierwszym ciągnieniu przegrała tysiąc. Całą pensję. Szczerze mówiąc, zarobiliśmy na tym około 300…..Wiem, że to nie ważne! Jedyna, gdybyś widziała jej minę….pochodzi ze średniozamożnych …wiem, gołąbeczko…nie będę….było mi trochę jej żal….sama rozumiesz, jest zbyt honorowa…znasz ten pokrój ludzi, są bardzo dumni….całuję paznokietki, śpij spokojnie……cieszysz się? Wreszcie to usłyszałem…Do widzenia, Auroro!

- Wybawiliśmy ją z porcelany. Ulga! Mówię ci, ulga. Pojęcia nie miałem, że była dla niej tak uciążliwa. Nie mówiła nic na ten temat, ale pewnie się chce pozbyć paru rzeczy.
W każdym razie, nie będzie się gniewała.
- Chce Pan się odegrać?
- Co ty mówisz? Nigdy! Niczego nie żałuję, Lauro. Co ty myślisz? Słyszałaś Aurorę, jest prawie szczęśliwa. Odegrać się? Nie zaczynaj! Bierzesz serwis do domu i to wszystko.
- Gdyby jednak Pan chciał, to byłoby uczciwe.
- Te grę zakończyliśmy. Jutro pomyślimy o nowej. Ale nie dziś. Uwińmy się. Sir Felix może nadejść lada chwila. Hazardziści zacierają ślady. Czyż to nie jest rozweselające? Ale nie możemy się tą radością z nim podzielić. Utrata przyjaźni gotowa.
- Lauro! Jeden dzwonek! Już jest!
- Otwieram!
- Dobrze. Zgadzam się po jednym dzwonku. Zamknijmy oczy. Otwieraj drzwi.

- Bon soir!
- Witaj przyjacielu. Myśleliśmy, że przyjdziesz dzisiaj i przyszedłeś. To Laura, ochmistrzyni nasza. Zdejmij marynarkę, jeśli chcesz…proszę Felixie! Wejdź i rozgość się. Laura właśnie zapakowała serwis. Zagraliśmy niewinnie w pewną grę. Chcieliśmy wprowadzić trochę nowości do domu. Laura jest pełna pomysłów. Zna niezwykłą grę
w tysiąc. Uczyła się jej od dziecka. Ma nieprawdopodobne szczęście, jak na kobietę. Wyciągnęła króla. Mówię ci, byłem bez szans. Felix, przyjacielu, to nowe życie. Gdybyś zechciał. Laura obiecała. Stawia rubin. Lauro! To rubin, 30 gram, oprawione w białe złoto. Ta talia ma asy i króle. Jeśli byś zechciał. Lauro, prosimy o herbatę…a potem to… w butelce. Felix musi przemyśleć, czy wejdzie do gry. Wpierw trochę porozmawiamy.
- Laura ma szczęście.?
- Niesamowite. To trwało parę sekund. Grom z jasnego nieba. Króla wyciągnęła za koronę.
- Król, przeciwko komu?
- Przeciwko dziesiątce.
- Przecież to oczywiste, że musiała wygrać.
- Właśnie ci to mówię. Jest niemożliwa. Przy niej można się dowiedzieć, czy ma się szczęście.
- Ty Kosmo, nie miałeś.
- Trudno osądzić po jednej przegranej.
-, Ale zaczynasz się orientować.

- Przekąska dla Panów. Chateau-brien Doux.
- To południe Normandii. Subtelne nasłonecznienie owocu. Ogólnie bukiet smaku zawężony, ale wątek przewodni silny.
- Jest Pan znawcą.
- Trochę.
- Koreczki z łososia.
- Wyborne! Gdzie Pani kupiła? Doskonałe! Kupię także. Uczta! Łaskocze podniebienie.
- Lauro, może podaj nam ser.
- Nie teraz, Kosmo. Po koreczkach z łososia już nic, tylko wino.
- Mam zegarek kieszonkowy. Wieczko wysadzane drobnymi, szlachetnymi kamykami…
- Felixie! Jesteś wiarygodny. Twój zegarek jest zapewne cenny. Po kolacji pomyślimy
o tym.
- A więc zegarek to za mało?
- Broń Boże, Felixie! Możemy zagrać natychmiast. Lauro?! Jesteś gotowa? Nie wycofujesz naszyjnika? Teraz czas na mnie. Idę do szuflady Aurory, zapewne jest tam jakiś klejnocik. Proszę o cierpliwość. To tylko chwila.

-, Co sądzicie? Mały naszyjnik. Misterne szwajcarskie cacko. Nie nosiła jej od dawna. Może Laura go wygra? Umiesz grać w pokera, Felixie? Pytam, to tylko formalność. Jeśli nie umiesz, zagramy o pulę, na wysokość karty.
- Bez gry? Absurd! Brak napięcia, to gra bez naszego udziału.
-, Więc uczmy się i to szybko. Godzinę dziennie i …jesteśmy gotowi. Tak zapewniała Laura. Siadajmy, szkoda czasu. Pierwsze rozdanie, szkolne ćwiczenia. Lauro, instruuj nas. To dość proste… rozumiem zasady. Feliksie, nie ustępujesz Laurze, przez chwilę mignęła mi myśl, że może grałeś już kiedyś? Ani śladu nowicjusza, masz to wrodzone. Ja też sobie radzę, prawda?
- Ta myśl, Kosmo, błysnęła również u mnie. Spojrzałem na ciebie i pomyślałem – „Kosma Stary graczu! Nie zdradziłeś się z umiejętnościami.”- ale to tylko myśl. Szybko zniknęła.

- Już umiemy. Teraz praktyka. Idziemy na dużą wodę. Są już klejnoty, niezły pagórek.
- Kosmo, zaczynaj rozdanie!
- Ty, Felixie! Jesteś gościem.
- Może lady Laura? Jest jedyną kobietą.
- Dobrze, ja rozdam.

- Jeśli możesz jutro ugotować jajka i podać mi rano śniadanie do łóżka, bardzo proszę. Już bardzo późno, nie zmywaj Lauro. Co pomyśli twój mąż, gdy wrócisz prawie nocą. Niebezpiecznie jest wracać samej. Co prawda, bez naszyjnika, ale grabieżcy mogą o tym nie wiedzieć.
- Nie boję się wracać późno. Nie napadną, jeśli o tym nie myślimy.
- Nie opierałbym swojego bezpieczeństwa na tym twierdzeniu.
- Pan Felix był szczęśliwy, kiedy wychodził.
- Wziął cały łup, nasz przyjaciel. Czuł się, jak zdobywca. I to w pierwszy wieczór.
- Szła mu dobra karta.
- To ogólny osąd.
-, Ale wygrał.
- To był jego dzień.
- A dlaczego, nie był to Pana dzień, lub mój?
- Jutrzejszy dzień będzie nasz. Felix nie wygra jutro. Tyle można założyć.
- Może wygrać i to z łatwością.
- Nie powiedziałbym. Sama mówiłaś, że karta jest w grze.
- Nie możemy grać codziennie. Jest dużo prac w domu.
- To pojutrze. Nie zależy nam, bo to było jutro. Felix da nam znać, kiedy będzie miał przyjść. Musi dać nam szansę, na odegranie. Zatelefonuje rankiem, zobaczysz. Już zaczyna czuć się nieswojo. Bądź w pobliżu telefonu. Nie! Ja będę. Gdybyśmy długo nie odbierali, mógłby sądzić……
-, …że musi pukać trzy razy.
-, …że jesteśmy oburzeni. On nie wie, że to wygrana. Takie są reguły, a on nie może się
z tym pogodzić. Jeszcze do niego nie dociera. Trzeba mu to wyjaśnić. Może zatelefonować? Porozmawiać z nim. Naszyjnik Aurory jest wyrzutem jego sumienia. Niepotrzebnie! Nie wie, co z nim zrobić. Ma nawet dwa naszyjniki. To jest przyczyną jego rozterki. To miała być miła wizyta. Nasz przyjaciel, Lauro, ma rozdartą duszę. Dzwońmy i zaprośmy go na dzisiaj. Musimy to załatwić honorowo. Lauro! Czy masz coś do……? Ja idę do pokoju Aurory. Zaproponujemy mu to od razu, bez zbędnych wstępów. Sir Felix, musi mieć szansę pozbycia się wyrzutów sumienia. Mówiłem ci Lauro, to nie jest hazardzista.

- Ulga! Mieliśmy rację! Bardzo czekał na telefon. Niecierpliwił się, nie spał całą noc. Już po pierwszym zdaniu zapytał:, „kiedy”? Zareagowaliśmy w czas. Dziś pod wieczór Felix wróci do nas i przyniesie wszystko. Chce, jak mężczyzna grać. Kupisz wino, Cheri!
…kupisz wino, Lauro! Ten sam silny wątek. Mamy jeszcze koreczki łososia? Zajadał się nimi. Będzie dobrze. Uwińmy się, by wieczorem zasiąść bez żadnego napięcia. Tylko czyste podniecenie grą. Gdyby zadzwonił Timothy, powiedź, że mnie nie ma. Musimy mu dać nauczkę. Nie dzwoni do ojca! Powiedziałbym mu, że odgrywamy stawki. Nie, to nie. Myśli, że nic nie robię. Że nie ma tu życia, że życie jest tam, gdzie on jest. Nie ma mnie
w domu! Niech zadzwoni jutro.
- A lady Aurora?
- Moja żona? Dobrze, jestem. Ale rozmowa ma być krótka. Żadnych szczegółów! Będę jej mówił tylko o wygranych! Tak postanowiłem. Aurora potrzebuje dobrych wiadomości. Już mi lżej. Wieczorem się wszystko wyjaśni, a rano będziemy mieć lekkość skowronka.

- Ty Lauro, co stawiasz?
- Pensję.
- Nie możemy przyjąć! Pensja to ewentualna przyszłość.
- Nie mam nic przy sobie, a ten pierścionek jest niewiele wart.
- Pomyślmy! Twoja pensja to nie jest zła myśl. Wypłacę ci ją wcześniej, o ponad miesiąc. Musisz mieć szansę. Wypłacam ci już gotówkę. Poczekaj chwileczkę, idę do pokoju żony.

- Felixie, rozgość się! Lauro, podaj wino! Przepłuczemy usta. Niech minie w nich suchość! Więc tysiąc dla ciebie i dla mnie coś z precjozów. Idę! Poczekajcie przyjaciele!

- Lauro, to tysiączek dla ciebie. A to naszyjnik z perłą. U Braksteina kosztował 800, ale to dawne czasy. Teraz jego wartość wzrosła. Jest równoprawny z twoim tysiącem i naszyjnikiem Aurory, który jest u sir Feliksa. Stawki są, więc wyrównane. Na początek zagrajmy o drobne monety. Każde z nas ma je zapewne przy sobie…
- Niepotrzebnie tracimy czas, Kosmo! Zagrajmy od razu pełną piersią. Trzy obejścia
i wszystko jest jasne. Nie chodzi nam o siedzenie przy kartach, lecz o jasny wynik gry.
- Jak sobie życzycie!

- Lauro! To nie mogło się tak potoczyć! Nie wierzę, że to się stało. Z twoją przegraną, czuję się jeszcze gorzej niż z wygraną Feliksa wczoraj. Wybacz, nie umiem ci spojrzeć
w oczy.
- Dam sobie radę! Niech pan nie przesadza! To moja wina. Niepotrzebnie mówiłam
o pokerze.
- Żałujesz? Jesteś rozżalona? Mówiłaś prawdę tylko, że znasz grę w pokera. Nie mogę patrzeć na twoje przygnębienie. Ja i Felix postanowiliśmy…
-Oczywiście! Pani Lauro!
-Postanowiliśmy, że jutro możesz się odegrać ze wszystkimi regułami.
- Nie mam zastawu. To mnie już nie interesuje. Muszę odrobić dług.
- Nie mów tak! Ranisz mi serce. Nie chcę, abyś była moją dłużniczką. Czuje się z tym źle. Teraz ja proszę…Lauro, odegraj pensje! Proszę!
- Nie mam zastawu. Mówiłam to już panu. Z grą koniec!
- To wprost nieuczciwe! Chcesz, żebyśmy mieli poczucie winy wobec ciebie? Mścisz się w ten sposób na mężczyznach!
- Panie Kosma! Chcę pracować. Ja mam tylko ręce, a pan, pokój żony.
- To brutalne!
- Możliwe, ale tak wygląda prawda.
- Felixie! Laura ma rację! Ona nie ma zastawu. Gra dobrze. Nauczyła nas. Ale nie ma wkładu. Musimy jej natychmiast pomóc. Laura jest naszym przyjacielem. Oddała ostatnią pensję, by z nami zagrać. Czas na nas, sir Felixie!
- Pożyczam lady Laurze, 5000 w gotówce. Na krótki czas. Przecież to odegra. To kwestia dni.
- Nie przyjmę!
- Przyjmiesz Lauro! To uczciwa pożyczka. To wyrównanie szans.
- Oto czek, lady Lauro! 5000 na miesiąc terminu.
- Powiedziałam, że nie przyjmę. Nie gram! Idę do swoich prac. Jestem tu ochmistrzynią. To ja nie mam szansy zobaczyć mojej pensji przez dwa miesiące. Tak będę myślała wsiadając do autobusu każdego dnia.
- Felixie, ratuj! Co robić?
- Zrobiłem swoje.
- Nie chcę nalegać, ale pomyślałaś Lauro, co by było gdybyś wygrała?
- Pomyślałam, panie Kosma, co by było, gdybym przegrała czek sir Felixa.
- Założyłaś przegraną. To jak skrócone wędzidła u dobrego konia w biegu. Pomyślałaś, co powiedziałby twój mąż, gdybyś przyniosła torebkę pełną kosztowności, a na wierzchu czek?
- Zrobię zakąski i pomyśle!
- Mądra i dobra. Lauro, idź do zakąsek i pomyśl o wszystkich szczegółach. Ja z Felixem, porozmawiamy o podróżach. Może nawet zadzwonię do żony.
- Dziś jest czwartek. Dzwoni pan w piątek!
- Jak sobie życzysz Lauro. Jesteś mądra. Zamierzam słuchać twoich rad. Radzisz, żeby dzisiaj nie dzwonić, więc nie dzwonię. Zrób nam te przekąski i daj znak, co postanowiłaś w kwestii męża.
- Męża?
- Źle się wyraziłem. Niespodzianki dla męża.
- Niespodziankę już mu zrobiłam.
- To niesprawiedliwa ocena. Nie wykorzystałaś wszystkich szans, które są przed tobą.
- Panie Kosma, proszę mi nie przeszkadzać! Musimy wypaść dobrze z poczęstunkiem.
- Dobrze! Ale spójrz na mnie. Gniewasz się na Kosmę?
- Nie!
- To nie jest całe pocieszenie. Felixie spójrz na ten półmisek! Poezja! Laura jest nieocenionym skarbem. Dawno nie byliśmy częstowani czymś tak wystawnym. Ona jest czarodziejką!
- Lady Laura ma wrodzony dar. Jest gospodynią godną pochwał i żadna z nich nie byłaby za duża.
- Panowie, gdyby było coś potrzeba, jestem w kuchni. Czyszczę piecyk.
- Już potrzeba! Obiecałaś przemyśleć.
- Przemyślałam!
- I idziesz czyścić piecyki?
- Zanim zagram.
- Zbawicielko! Trzymasz nas w napięciu. Ja i Felix odchodzimy od zmysłów. Jesteś niezwykłym partnerem w grze. Strategicznym. Co tu dużo mówić? Prawda, Feliksie?
- Dodałbym tylko, iż wiedziałem, że lady Laura nie zostawi tak sprawy. Nie ona!
- Panowie, wracam za chwilę. Naprawdę, w kuchni przeszkadza mi zabrudzone żeliwo blatu.
- Słyszałeś Felixie? Przeszkadza jej! Jest wymagająca w stosunku do siebie. Do siebie najbardziej. To już wygrana, taka kobieta w domu. Nieprawdaż?
- Masz szczęście Kosmo, jakiego od dawna nie miałeś.
- Gdyby nie lady Aurora , mógłbym zacząć myśleć o Laurze inaczej.
- Nie myśl, o Aurorze! Aurory nie ma!
- Nie mów tak, Felixie! Ona jest! Jest tylko w miejscu przez siebie ulubionym.
- Pytała, czy może być tam bez ciebie?
- Takie sprawy Feliksie rozstrzygają się same. Poza tym, Laura ma męża.
- Mówimy o Aurorze!
- Nie mówmy!
- Dlaczego?
- Aurory nie ma tutaj!
- Porozmawiajmy o tym. Nie interesujesz Lady Aurorę. Mówię ci! Przykro słyszeć, ale tak jest. Musisz się przecież domyślać!
- Feliksie! To niebezpieczne. Nie mów tak, proszę!
- Jak sobie życzysz. Jednak nie da się uniknąć spotkania z tą prawdą. Im szybciej, tym lepiej dla rzeczywistości.
- Szanuję cię Felixie, lecz posłuchaj, co mam do powiedzenia w tej sprawie. Lady Aurora, moja żona, nie odeszła! Przebywa dalej ode mnie. Ma ze sobą uczucia całego naszego życia. Kocha mnie i ja ją kocham. I nie dotykajmy już tego więcej!
- Spojrzałbym jednak prawdzie w oczy. Teraz jest szansa, jakiej nie było od czasu jej….wyjazdu. Pomyślałbym też, o Timothym.
-, Co chcesz powiedzieć? Mów wreszcie! Miałem cię za przyjaciela.
- Mówię, jak przyjaciel.
-, Co chcesz abym zrobił?
- Porozmawiaj z Aurorą! A bardziej, powiedź jej o wszystkim, co czujesz. Powiedź, że chcesz żyć inaczej! Że chcesz mieć kogoś przy sercu, kto kocha cię i dba o ciebie. Kto
o tobie myśli cały czas. Że zrobiłeś wszystko, że ją kochałeś, ale jej nie ma.
- A Timoty?
- To samo! Powiedź mu – „synu, tak dalej być nie może! Nie ma cię przy mnie! Stało się inaczej, niż myślałem wtedy, gdy byłeś dzieckiem. Żyjesz w swoi świecie, a to nie jest niestety mój świat”. Spotkasz się ze zrozumieniem Kosmo, zobaczysz!
- Nie teraz, Feliksie! Raczej nigdy. Oni nie zawinili.
- Zrobisz, jak zechcesz.
- Nie zrobię nic! Jest dobrze. Tak jest dobrze, jak jest.
- Wybacz, że doradzałem prawdziwą rozmowę.
- Feliksie, przyjacielu, wybaczam. Za chwilę przychodzi Laura. Przygotujmy się psychicznie, to wyborowy gracz.
- Dużego honoru.
- Widziałeś? Nie chciała czeku. Musieliśmy ją przekonywać.
- Zobaczymy, kto wygra.

- Jesteś nareszcie! Rozmawialiśmy z sir Felixem o życiu. Jak nigdy. Czekamy Lauro, siadaj. W domu jest zawsze coś do zrobienia.
- Lady Lauro, usiądź proszę. Oto czek. Bezterminowa pożyczka.
- Dziękuję. Postaram się jak najwcześniej.
- Nie potrzebuje zapewnienia. Wiem, że tak będzie.
- Wino to dobry pomysł, prawda Felixie?
- Znakomity!...i koreczki z oliwką. Wyborne! Rozpieszczeni, jak bogowie na Olimpie.
- Zaczynajmy! Lauro wybierz miejsce przy stoliku. Najlepsze dla lady Laury.
- Chcę być na wprost okna. To przynosi szczęście.
- Usiądź, więc tam, gdzie jest szczęście. A ja, jeśli mogę, nie chcę twarzą do drzwi. Czuję, że tam jest pech. Wybieraj, Felixie! Ustawimy stół najlepiej, jak można. Najbliżej szczęścia dla wszystkich.
- Zaschło mi w ustach. Lady Lauro, proszę o wodę.
- Nie mamy wody „San Floriano”. Jest tylko oligoceńska.
- Obojętnie. Nie jestem wymagający. Woda to woda. Proszę o szklankę. Kosma kupuje tylko jeden gatunek, ale to nie oznacza, że przywykłem do niej nieodwracalnie.
- Mówiłem ci, Lauro. Feliks jest oryginalny. Siadajmy kochani, karta czeka. Zaczynajmy!

- Feliksie, nie wierzę! Wygrałem! Lauro! Wygrałem wszystko ze stołu! To nie
w porządku. W domu gospodarza, gospodarz wygrywa. To nie jest najszczęśliwsze. Jak ja się będę czuł. Zostawicie mnie samego z tą nieszczęsną wygraną. Nic już nie można zmienić. Laura, miałaś dobrą kartę. Co się stało? Czuje się fatalnie. Namówiłem cię.
- Kosmo! Laura to odegra. Spokojnie! Nie zostawi tego tak. Zbyt ciężko pracuje, aby była obojętna by była na taką stratę. Wygrana jej się należy.
- Dość! Dość! Koniec! Panowie, przyjmijcie do wiadomości, że nie gram więcej. Skończone! Proszę nie zbliżać się do mnie z żadną propozycją. Każdą próbę uznam za gwałt.
- Lauro, proszę!
- Powiedziałam! Pojęcia pan nie ma, panie Kosma, ile mnie to będzie kosztowało.
- Wiem. Twój mąż…
- Mój mąż? Ja jestem ważna! On nie ma tutaj nic do rzeczy! Tak, jak pana żona.
- Lauro!
- Wiem, co mówię. Mój mąż i pańska żona, nie mają tu nic do powiedzenia. Jesteśmy dorośli i to my gramy…. Nie mam męża! Do panów wiadomości.
- Kłamałaś!
- Powiedziałam tak, by mnie nie zaczepiano. Ale teraz to już wszystko jedno.
- Odszedł?
- Odszedł! A teraz, z drogi! Chcę posprzątać!
- Laura, bardzo mi przykro.
- Nie szkodzi!
- Jednak skłamałaś.
- Chciałam, aby mnie traktowano jak mężatkę. Co w tym złego?
- Nic, to prawda. Feliksie, powiedź coś…
- Myślę, że lady Lauro nie chciała być zupełnie bezbronna. Wyznała przecież wszystko
i ma w nas dalej swoich przyjaciół.
- To prawda Feliksie. Jesteśmy przyjaciółmi Laury.
- Wypiją panowie herbatę?
- Podaj, oczywiście. Myślałem o herbacie. Odgadłaś moje życzenie.
- Z konfiturą?
- Prosimy.
- Ja zrobię herbatę. Lauro usiądź z nami. Jesteś wstrząśnięta. Proszę, siadaj.
- Panie Kosma, wiem gdzie jest moje miejsce.
- Mówisz w szoku. Twoje miejsce jest teraz przy stole. Lauro, proszę…Chcesz gorzką, czy z wiśniami? A może z sokiem malinowym?
- Proszę z sokiem, ale zaraz idę do pracy.
- Wypij teraz. Feliksie, czy widzisz, co się dzieje? Nasza Laura przeżyła wstrząs. Musimy wszystko zmienić. Nie mówię odegrać, lecz zwyczajnie zmienić coś w życiu.
-, Dlaczego nie mówisz o odegraniu? Lady Laura potrzebuje właśnie wygranej. To zrozumiałe.
- Sir Feliksie, nic nie potrzebuje. Odpracuję tutaj długi i może zapomnę kiedyś.
- Nie pozwolimy na to, byś musiała zapominać. Jest mi przykro. Co mogę zrobić? Chcę byś tu pracowała, aż do starości. Słyszysz? Masz tu pracę i moje słowo, że ja cię nie zwolnię. Chyba, że sama odejdziesz. Lauro, co mamy zrobić? Spójrz na nas. Nie cieszymy się swoją wygraną. Twoja przegrana jest większa od wszystkiego. Jeśli kiedykolwiek zechcesz odegrać się, jesteśmy do twojej dyspozycji. Potwierdź Feliksie moje słowa!
- Bez wątpienia. Jesteśmy gotowi w każdej chwili.
- Masz pracę, czujesz się, jak pani. Możesz się odegrać. Zrzedną nam miny, kiedy zgarniesz bank. Ale nie lituj się nad nami! Zrób to na zimno. Zabierz wszystko. Zamówimy taksówkę. Odwieziemy cię do domu. Nie możesz z majątkiem iść sama. Potrzebujesz męskiego ramienia i oto, go masz.
- Nie potrzebuję nikogo! Wracam bez grosza, zadłużona na parę miesięcy.
- Może chcesz coś przekąsić? Odpocznij, lub zjedz.
- Lady Lauro, proszę nie zrezygnować z okazji!
- O czym pan mówi, Feliksie?
- O wygranej.
- Nie słuchacie mnie panowie. Skończyłam z kartami.
- Teraz tak mówisz, w afekcie.
- Skończone!
- Brzmi, jak ostatnie pożegnanie. Nie mogę tego słuchać. Cierpię po prostu.
- Ja także.
- Ja nie cierpię.
- Widziałem ten błysk. Znam go. Laura, co wymyśliłaś?
- Dopiję herbatę i powiem.
- Jest gorąca, nie spiesz się.
- Proszę, by któryś z panów podaj mi moją torebkę. Wisi pod płaszczem, na wieszaku,
w przedpokoju.
- Do usług, lady Lauro!
- Pozwól Felixie, ja jestem gospodarzem. Proszę Lauro, oto twoja torebka.

- Lauro! Co to jest?
- Pierścionek.
- Nosisz w torebce, tak cenną biżuterię?
- To wszystko, co mam. Noszę przy sobie. Wygrałam go bardzo dawno temu.
- Śliczny! To brylancik?
- Tak.
- Cudeńko! Spójrz Feliksie! Jest piękny.
- Bardzo piękny.
- Chcesz grać?
- Nie chcę! Chcę oddać dług pana Felixa.
- Nie przyjmuję! Mowy nie ma!
- Feliks nie przyjmie tej kosztowności.
- Jest wyceniony na 6000. W pudełeczku jest karteczka od jubilera.
- Wierzymy Lauro! Jest pewnie więcej wart.
- Jest wart 6000. Nie więcej.
- To wszystko zaczyna mieć sens.
- Lady Laura to wiarygodny gracz. Liczy się dla nas. Liczy się nawet bez tego klejnotu.
- Ale klejnot sprawia, że Laura czuje się bezpiecznie.
- Dom!
- Co mówiłaś Lauro?
- Pański dom.
- Żartowałaś!
- Nie!
- Co chcesz zrobić z domem?
- Grać o niego!
- O mój dom? Felixie, Laura żartuje. Jest wstrząśnięta do głębi.
- Powiedźmy, że będę u pana pracowała 15 lat. 15 lat, po 1000 miesięcznie. To 180.000
i 6000 pierścionek. Ma pan wycenę domu?
- Nie mówisz poważnie!
- Cóż… myślałam, że jest pan gotów do gry.
- Mój dom jest wart 140.000, ale jest trochę mniejszy.
- Feliksie, mam wycenę. Kiedy Aurora…to było 5 lat temu. Dom jest wart 190.000.
- 16 lat pracy i pierścionek!
- Nie wiem, czy w tym stanie powinnaś podejmować decyzje?
- Uważam, że właśnie teraz, Kosmo. Ja stawiam swój dom z wyposażeniem. Wszystko razem 200.000.
- To nie może być rzeczywistość! Posunęliście się za daleko.
- Dobrze, wycofuje się. Sir Felixie, będę oddawała po 1000 miesięcznie.
- Nic nie szkodzi, Lauro. Tak, jak mówiłem, to długoterminowa pożyczka.
- Wiem, że pan nie zmienia zdania.
- Gdzie będę mieszkał?
- Jesteś fatalistą! Możesz mieć pracę Laury, za którą przez 16 lat nie zapłacisz ani grosza.
- To niesmaczne!
- Idę już do domu. Sprzątnę tylko ze stołu i zmyję naczynia.
- Zastawiasz dom Felixie?
- Dlaczego nie? To gra.
- Laura ma rację. Nie daję jej szansy. Może ona potrzebuje gwarancji, że ma na 16 lat pracę.
- Kosmo! To niewola. Nie płaciłbyś jej.
- Oczywiście! Wszystko się pomieszało. Nie płaciłbym. Lauro, chcesz tak długo pracować u mnie? 16 lat…? A jeśli umrę? Jest jeszcze Aurora, moja żona. Chyba do niej zadzwonię. Doradzę się. Nie ma głowy do interesu, ale może intuicja jej coś podpowie.
- Nie mów Aurorze o tym. Nie teraz. Powiesz, gdy wygrasz.
- A jeśli przegram?
- Teoretycznie możliwe, ale nie stawiałbym na przegraną. A jeśli ja przegram? Pomyśl, nie jesteś sam. Mamy takie same szanse.
- Czy jeszcze podać coś panom? Wychodzę już. Na dziś skończyłam pracę. Jest już późno.
- Lauro, a gra?
- Nie gram. Mówiłam panu.
- Mówiłaś, że grasz o dom.
- Mówiłam.
- Wycofujesz się? Usiądź proszę i powiedz.
- O dom!
- W porządku! Zagrajmy. Niech się skończy! Mogę wygrać 16 lat twojej pracy za darmo. Nie chcę. Wzbraniam się, ale ty nie ustępujesz. Dobrze! Siadajmy do gry! Każdy z nas wymienia, co daje do puli. Mówi wyraźnie, by nie było niejasności. Sir Feliksie, poproszę o twój akt własności domu. Przywieź go, przyjacielu. Ja w tym czasie sporządzę umowę
z Laurą na jej nieodpłatną pracę u mnie. Ja również przygotuję dokumenty mojego domu. Spotykamy się tutaj za godzinę. Zgadzacie się? Lauro?
- Tak!
- Felixie?
- Tak!
- Kosmo? Tak!
- Felixie, zadzwońmy po taksówkę dla ciebie.

- Gotowi? Przejrzyjmy dokumenty.
Felix Leven…przy ulicy…78…jest…od roku…stanowi własność…W porządku!
Kosma Pogorelić…ulica Plane-tree 26…stanowi własność…data…
Laura Brekstone…umowa wypłaty w jednorazowej kwocie,…którą zobowiązuje się odpracować, lub oddać…i tak dalej…podpisy.

- Niech ktoś coś powie! Nie zniosę tej ciszy! Felixie…Zaschło mi w gardle. Podaj mi wodę! Nie wiem, co się stało. Nie mam sił, by zatelefonować do Aurory. Powiadomić ją, że nie mamy domu. Niech nie przyjeżdża!
- Czytałam tę gazetę, panie Kosma. Statek zatonął i nikt się nie uratował. Pańska żona Aurora i syn Timoty, byli na tym statku. Proszę mieszkać, tak jak pan mieszkał. Będę pracowała. Lubię ten dom. Możliwe, że gazety nie pisały prawdy do końca. Może dopłynęli do brzegu. Może zapomnieli swojego nazwiska. Może trwają poszukiwania ich rodziny. Poczekajmy jeszcze.
- Zwariowałaś! Wiesz, że nie żyją!
- Nie jestem pewna. Zdarzają się cuda.
- Wygrałaś ten dom. Jest twój!
- Był pana i jest pana. Kilka minut gry nie może tego zmienić. Nie przekroczymy tej granicy. Ja nie przekroczę. Przekroczyłam już raz. Ten pierścionek. Noszę, bo myślę, że kiedyś go oddam.
- Wypijmy jeszcze herbatę. Jest mi zimno, zwłaszcza na plecach.
- Już robię, sir Felixie. Podam herbatę i już idę. Zrobiło się już bardzo późno.
- Nikt nie czeka, Lauro. Zostajesz tutaj. To ja wychodzę. Jestem teraz gościem.
- Niech pan tak nie mówi, panie Kosma.
- Powiedziałem coś nie tak?
- To pana dom. To była tylko gra.
- To tylko dom, Lauro. W szafie, w moim pokoju, jest skórzana, duża torba. Pomożesz mi jeszcze spakować koszule? Składasz je najlepiej. Za godzinę powinienem być gotowy. Felixie posmutniałeś. Nie gratulujesz mi? Przyjacielu, wygrałem…

Wygrałem!

925 wyświetleń
21 tekstów
0 obserwujących
  • Sara B.

    6 April 2016, 13:50

    Bardzo dziękuję za poświęcony czas.

    Z sympatią.