Menu
Gildia Pióra na Patronite

Karczmarz cz.8

Kadet

Kadet

Okazało się, że Slawon popełnił błąd, szacując majętność człowieka w poszarpanym płaszczu. Mniej więcej równo z zachodem słońca zjawił się on w głównej izbie i zamówił kolację – nic wykwintnego, za to dość obficie. Karczmarza nawet nie zaskoczył fakt, iż tamten usiadł sobie w tym samym kącie, który tak niedawno opuścili jego dwaj „ulubieńcy”. Wydarzenia ostatnich dni kazały mu przypuszczać, że to miejsce przyciąga same dziwne indywidua. Dla pewności rozejrzał się dokładnie po całej izbie, jednak pozostali ludzie stanowili zbieraninę, jakie zwykł oglądać już od ponad 20 lat. Przeważali kupcy i średnio zamożni mieszczanie, do tego dwóch lordów z eskortą i trójka najemników, szukających zajęcia i przepijających ostatni żołd. Taki widok pozwalał żywić nadzieję, że obejdzie się bez żadnych przykrych incydentów. Zaczął nawet planować dzisiejszy wieczór i doszedł do wniosku, że jeśli nie pojawią się żadni znaczni goście, a dwaj lordowie szybko udadzą się do swych izb, to wyrzuci resztę moczymordów i zamknie dzisiaj szybciej, a zaoszczędzony czas przeznaczy na sen, którego ostatnio zaczęło mu brakować…

Pocieszony tą myślą Slawon zajął się czyszczeniem brudnych kufli, gdy wtem do gospody wkroczył Krasen, a w krok za nim podążał Waldon. Trzecią osobą, która weszła do karczmy był Marand, człowiek odpowiedzialny za rekrutację nowych członków straży miejskiej. Prowadził ze sobą jeszcze czterech ludzi, rosłych zabijaków, którzy mieli jednak dość rozumu, żeby spostrzec, że jak zamienią rozbój, grabieże i gwałty na gościńcu, na służbę w charakterze stróżów porządku publicznego, nie tylko nic nie stracą, a jeszcze zyskają regularny żołd i darmowe zakwaterowanie. Pierwsi dwaj nie czekając ruszyli w stronę karczmarza, natomiast pozostała piątka stanęła pod ścianami po obu stronach wejścia i z rękami na rękojeściach mieczy zaczęła pilnie rozglądać się po sali. No to poszedłem szybciej spać… - pomyślał Slawon, z rezygnacją odkładając ścierkę i wycierany nią kufel – niech ich zaraza…
Postanowił jednak, że tym razem to on przejmie inicjatywę, więc gdy tylko tamci dwaj się zbliżyli, odezwał się głosem opanowanym i pozbawionym pozytywnych emocji:
- Grzeczność nakazywałaby powiedzieć, jak bardzo cieszę się na wasz widok, ale chyba tym razem nie przejdzie mi to przez gardło – nie raduje mnie perspektywa oglądania kolejnych trupów w mojej własnej karczmie. Pominę już kwestię tych obszarpańców przy drzwiach, straszących mi klientów i…
Mimo, iż Waldon wyraźnie chciał coś powiedzieć, nie zdążył – Krasen wykazał się lepszym refleksem (bądź też mniejszą cierpliwością, w zależności od punktu widzenia).
- Dobrze czynisz, że pominiesz tą kwestię. A jeszcze lepiej uczynisz, pomijając w całości swoje niepotrzebne wywody, bo nie przyszedłem tutaj podziwiać twojej marnej elokwencji. Ogranicz się zatem do udzielania odpowiedzi na pytania i służenia informacjami – to prawdopodobnie jedyny sposób, żebyś się na coś przydał.
Slawon bardzo nie lubił być traktowanym z góry, a w szczególności przez takich ludzi, jednak nie zamierzał wchodzić w konflikt – zdążył spostrzec, że grododzierżca całkowicie podporządkował się woli tego człowieka, więc nie widział powodów, żeby nie pójść w jego ślady. Tak więc przełknął dumę i rzekł:
- Niech tak będzie. Postaram się pomóc najlepiej jak będę umiał…
- O, teraz o wiele lepiej. To rozumiem! – królewski człowiek wyraźnie przywykł, że wszystko dzieje się zgodnie z jego wolą – Przechodzę zatem do konkretów. Wedle moich informacji, dzisiejszej nocy w tej karczmie odpoczywać będzie goniec królewski. Ma on przekazać do stolicy cenne informacje od naszych sojuszników, które mogą bardzo zaszkodzić niektórym ludziom… Jest to bezpośrednia przyczyna wszystkich nietypowych wydarzeń, których świadkiem byłeś w ciągu ostatnich dni.
Slawon postanowił zaryzykować i rzekł:
- Czyli jak rozumiem, ta banda, którą śledzisz zamierza przechwycić gońca? A z kolei ty zamierzasz ich powstrzymać?
Krasen uśmiechnął się złośliwie:
- Brawo! Gratuluję dedukcji! Jeśli tylko coś mi się stanie, już wiem, gdzie szukać następcy… - karczmarz z kamienną twarzą udał, że nie słyszy drwiny, więc tamten kontynuował – nie tylko zamierzam, ale też to zrobię. O ile tamtym starczy odwagi, żeby podjąć jakiekolwiek działania… Jednak tobie nic do tego. Z tego, co wiem, tamtych czterech nie ma teraz w budynku – przepadli gdzieś w mieście i okolicy, jednak nie wiem, czy już przede mną uciekli, czy jeszcze kombinują... Jednak korzystając z okazji, Waldon przeszuka ich pokój – może mu się poszczęści i coś znajdzie ciekawego… Twoją rolą jest pokazać mu pokój, a następnie zejść i dać piwa mi i tym dzielnym ludziom (to mówiąc, wskazał na Maranda i jego podwładnych).
To powiedziawszy zaczął się obracać, chcąc zająć miejsce za stołem. Slawon pomyślał, że picie przed ewentualną walką jest przejawem co najmniej głupoty, jednak nic nie powiedział. Zamiast tego udał się na górę, a za nim podążył Waldon i dwóch ludzi ze straży. Pomysł włażenia do pokoju nieznajomych wydał mu się co najmniej idiotyczny, jednak w tej kwestii również zachował milczenie – ostatecznie, to nie on będzie tam wchodził. W razie czego przekonanie tamtych, że zmusili go pokazania pokoju nie przyjdzie mu trudno – i tak mieli go za tchórza. Myśl, że może nie mieć czasu na składanie wyjaśnień, szybko od siebie odegnał.
Po otwarciu ujrzał pokój w stanie niemal nienaruszonym – jedynym śladem świadczącym, że ktoś tu aktualnie mieszka, były trzy worki podróżne leżące pod ścianą. Tak więc gdy grododzierżca i jego ludzie zajęli się grzebaniem w nich, karczmarz zawrócił i zszedł z powrotem na dół.
Krasena, Maranda i strażników zastał siedzących za stołem i śmiejących się z czegoś głośno. Przyniósł im piwo i po krótkiej chwili przekonał się, że Krasen jednak nie jest tak głupi, jakby można mieć nadzieję – kategorycznie zabronił pić, a kufle miały służyć jedynie za rekwizyt, uwierzytelniający ich obecność w karczmie.
Slawon wrócił za ladę celem kontynuowania przerwanej przez przybyszów czynności, lecz szczęście znów mu nie sprzyjało – drzwi otworzyły się nagle i do izby wkroczył Zak i jego trzej towarzysze, wszyscy odziani na czarno i w pełni uzbrojeni. Rzut oka na twarz Krasena upewnił karczmarza, że człowiek króla jest zaskoczony prawie tak bardzo, jak on sam.

3509 wyświetleń
54 teksty
22 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!