Menu
Gildia Pióra na Patronite

Humprumpfy (czyli przygody Michasia i moje część druga)

Panna w Groszki

Panna w Groszki

Od czasu, gdy poznałam Michasia, (pana od przecen i Szatańskich Baranków – tak dla niewtajemniczonych) zaczęłam się zastanawiać, czy to moje życie jest pozbawione logiki, czy może to ze mną coś jest nie tak. Kiedy pytałam o to Dantego albo Elliota, odpowiadali mi wyłącznie głupim uśmieszkiem, którego nawet nie próbowali ukryć. Dobrze, zrozumiałam aluzję. Jestem nienormalna, ale to czyni mnie dumną!

Rozmawiałam o tym kiedyś z moim przyjacielem:
- Myślisz, że coś jest ze mną nie tak? – zapytałam, kiedy malec jadł mojego schabowego. Nie bardzo mu smakował.
Spojrzał na mnie i wytarł usta rękawem, który natychmiast z białego stał się tłusto-pomarańczowy.
- Mieszkasz pod jednym dachem z półbogiem, legatariuszem – satanistą, elfami różnej maści i rodzaju, baranem i całą masą różnych dziwnych stworzonek i wahasz się co do swojej nienormalności?
Przygryzłam wargę.
- Ty zaliczasz się do „całej masy różnych dziwnych stworzonek”?
- Nie – chłopiec wziął do rąk kubek z kompotem i wpatrzył się w płyn. – Ja się nie zaliczam. – uśmiechnął się do mnie, kiedy spostrzegł moja oburzoną minę – No co? Jestem przecież całkowicie normalnym Humprumpfem!
.... moment. CZYM?!
- Nieważne – powiedział, kiedy zobaczył jak bardzo przeraziło mnie to dziwne słowo, którym się określił.
To właśnie wtedy dowiedziałam się, że Michaś ma w ogóle jakąś rasę.
Jeżeli chodzi o fizjologię Humprumpfów (określanych też jako Stworki Łazienkowe – żeby było szybciej i normalniej) to wolę się o niej na razie nie wypowiadać. Na ten moment znałam jedno takie stworzenie i nie bardzo wiedziałam jak odnieść się do niego w kontekście jego rasy. Może Michaś był wyjątkowo dziwnym osobnikiem, dlatego właśnie odszedł od „swoich” i zamieszkał u mnie...? Nie wiem.
Ale jak się później okazało, niebawem nadeszła stosowna chwila ku temu, ażeby dowiedzieć się czegoś więcej o istotkach takich jak ten uzależniony od zakupów malec.
Michaś był pierwszym Humprumpfem w moim życiu i jeżeli na podstawie jego zachowań miałabym spisywać podręcznik o Stworkach Łazienkowych) dla szkoły ponadpodstawowej, nieźle bym się minęła z prawdą.
Hump nr. dwa, którego miałam okazję poznać był jego zupełnym przeciwieństwem...

Elliot nie ukrywał poirytowania, kiedy zobaczył kolejnego małego stworka w swojej szafie.
- Marfelina – mruknął myjąc zęby - fo to do jafnej foroby ma fyć?
Rzuciłam w niego szlafrokiem, ponieważ raziła mnie jego naga, zapadnięta klatka piersiowa i podeszłam do dosyć przerażonej istotki, chowającej się w szafie mojego brata.
- Humprumpf – odpowiedziałam stanowczo.
- Humpfurufuco? – chłopak wyjął szczoteczkę z ust i spojrzał na stworka.
- Hum. – westchnęłam – Nazywa się Karkat.
- Jakiś kumpel Michasia? – blondyn rozejrzał się za moim przyjacielem, któremu zapewne chciałby na ten moment wtłuc.
- Jego młodszy brat.
- Nie zarabiam tyle, żeby mieć na kolejną paszczę do wyżywienia... – zaczął poirytowany.
- Ty nie zarabiasz. – mruknęłam, przypominając sobie ostatni incydent w sklepie muzycznym – Już nie.
- A... - on najwyraźniej też sobie przypomniał – To tym bardziej! Powtarzam! Nie stać nas na kolejnego Humfurucośtam.
I wtedy stało się coś wręcz nieoczekiwanego. Stworek chowający się przed wzrokiem Elliota, wyszedł z mojego uścisku i warknął na mojego brata.
- Huma, debilu.
Blondyn bardzo się zdziwił. Z resztą ja też.
Zanotować: Wszystkie Humy odzywają się do człowieka dopiero wtedy, kiedy się je obraża.
- Jestem Elliot. – chłopak wyciągnął niepewnie rękę do okupanta moich rękawów – Miło mi cię poznać.
- A ja jestem Karkat i masz taką brzydką twarz, że wcale mi nie miło – odezwał się Hum.
Uśmiechnęłam się do siebie. Byłam ciekawa, czy Michaś był równie pyskaty, co jego braciszek i... w jakim on właściwie jest wieku?
- Hej Karkat – zapytałam – ile macie z Michasiem lat?
On tylko spojrzał na mnie bykiem i nasunął golf na twarz.
- Wystarczająco dużo, żebyś mogła mówić do mnie Proszę Pana Huma.
- Pyskacz – skomentował to Elliot.
- Trochę bardzo – mruknęłam.
Tak zaczęła się moja znajomość z Humem nr dwa. Nie powiem. Było ciężko, bo mały wszystkich denerwował. Najbardziej dogadywał się z Dantem, (czytaj: jeździli po sobie jak po dzikich świniach) ale bywało, że i jego nie słuchał. Z czasem cała nasza „rodzina” przyzwyczaiła się do obecności ciemnowłosego niekulturalnego stworka i puszczaliśmy złośliwe uwagi mimo uszu. Karolek – bo tak ochrzciliśmy Karkata, żeby było bardziej polsko (swoją drogą prawdziwe imię Michasia też jest bardzo egzotyczne, ale zabronił mi go ujawniać) – był też na przekór wszystkiemu bardzo mądrą istotą. Podobnie jak Michaś zachowywał się niczym paruletni chłopiec, a w głowie miał rzeczy o wiele mądrzejsze niż się na pierwszy rzut oka może się wydawać. Kiedy nie żartował jego wielkie, ciemne i wiecznie zaczerwienione oczy robiły się ogromnie poważne. Mrużył lekko powieki, a źrenice chłopca powiększały się zupełnie jakby brał LSD. Zresztą... w sumie nie miałam pojęcia, czym faszerował go Dante.
Jak już kiedyś wspominałam Michaś i Karol byli przeciwieństwami nie tylko w zachowaniu. Wyglądem różnili się równie mocno, co charakterem.
Karol ze swoimi czarnymi włosami, ciemnymi oczami po LSD i drobnymi zalążkami rogów na głowie, a także z wyrazem twarzy pod tytułem: „A tylko tu podejdź, kretynie. Tak cię zdzielę, że nie będziesz miał już siły wrócić tam skąd przyszedłeś” wyglądał jak wcielenie małego szatana. (hmm! Ciekawe dlaczego tak bardzo polubili się z Dantem!)
Michaś natomiast mógł pochwalić się wielkimi niebieskimi oczyma, które odpierały wszystko z wielką ufnością dziecka. Uśmiechał się dziecinnie, a jego białe loki niemal tańczyły mu na głowie. Gdziekolwiek nie poszedł, musiał się z kimś zaprzyjaźnić. Ten proces w jego wykonaniu był niezwykle zabawny i za każdym razem lubiłam się przyglądać jak zawiązuje z kimś więzi. Do tego celu w kieszeniach nosił zawsze dużo małych, stosunkowo niepotrzebnych rzeczy. Były to na przykład guziki, szpulki od nitki, chusteczki do wycierania okularów, kolorowe szkiełka, nieważne monety, bilety tramwajowe, figurki zwierząt, sznurówki, agrafki i wiele innych. Do czego Michasiowi służyły jego skarby ujawnię kiedy indziej, bo jak tak sobie o tym myślę, to wcale dobry materiał na niezłą historię... Ale opowiem ją jak już Michaś wyrazi na to zgodę.
Faktycznie, bracia byli bardzo od siebie różni. Karolek ze swoim „Debilu” i Michaś z anielskim usposobieniem nie mogli się przecież lubić – pomyślałoby wiele osób. A jednak. To rodzeństwo było jednym z najbardziej zżytych, jakie w życiu widziałam.
Chociaż oczywiście sobie tego nie okazywali.
- Karrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrr! – krzyknął kiedyś mój przyjaciel od przecen, rzucając się na brata.
- Czego ode mnie chcesz! – warknął drugi – Udusisz mnie, debilu! A jak mnie udusisz, to ja uduszę ciebie i będziemy, kurde, uduszeni! SUPER, CO?
Michaś nie przestawał przytulać się do Karolka. Uśmiechnął się do mnie i szepnął coś bratu na ucho, po czym oboje zachichotali.
- Co tam mruczycie? – zapytałam.
- Obgadujemy cię – odpowiedział złośliwie Karkat, a Michaś zaśmiał się serdecznie.
- OK, obgadujcie mnie dalej – mrugnęłam i wróciłam do czytania gazety. Zawsze marzyłam o takiej domowej atmosferze. Z nadejściem Karola zrobiła się ona jeszcze weselsza.
Nagle do pokoju wszedł Dante z parą normalnych i malutkich łyżew. Kiedy mnie zobaczył, poniósł rękę na znak przywitania, po czym zwrócił się do Humów.
- Porywam Michasia.
Karol zmarszczył brwi i złapał za nogę brata, który właśni wstawał z dywanu.
- Humy porywa się zawsze w pakiecie dwa plus dwa – stwierdziłam z uśmiechem.
Dante spojrzał smutno na Karolka.
- Sory, brachu – podniósł łyżwy w górę – na ten moment mam tylko dwie pary, a przecież ktoś się musi wamizająć na tym lodzie. Jak się Michasio wypi... – urwał, kiedy zobaczył moją minę – wypitoli, to trza go natychmiast zbierać, żeby inni go nie rozjechali.
Karkat rzucił Michasiowi pełne wyrzutu spojrzenie, a malec już chciał rezygnować z łyżew, gdy nagle do akcji wkroczyłam ja:
- To wy z Michasiem idźcie na te łyżwy, a my z Karolkiem wymyślimy coś fajnego.
- Kiedy ja wolę z tym kretynem niż z tobą... – zaprotestował Hum. W końcu jednak zgodził się ze mną zostać.
- No, trzymajcie się – powiedziałam, ubierając Michasia w szalik.
- Pa, mama! – chłopiec, mimo tego że był opatulony jak eskimos, rzucił mi się na szyję i ucałował.
- Uważaj na ta sierotkę – mruknęłam do Dantego.
On uśmiechnął się do mnie i pocałował w czoło, a potem szepnął, że „Najwyżej przywiezie go bez rączek”. Trzepnęłam go w tył głowy, a potem otworzyłam drzwi i wygoniłam ta dwójkę z domu.
- No i co? – powiedziałam do Karolka – Zostaliśmy sami.
Karolek nie wyglądał na zadowolonego. Poszedł do kuchni i usiadł ma niewielkim zydlu, po czym wpatrywał się w Dantego i Michasia, którzy szli na autobus. Przestał się mną interesować w momencie, kiedy jego brat wyszedł z domu. Zwróciłam jego uwagę dopiero, gdy rzuciłam w niego płaszczem rozmiarze Michasia.
- Czego? – burknął układając płaszczyk na kolanach.
- Ubieraj się – włożyłam na głowę czapkę i podałam Karolowi jeszcze buty.
- Gdzie idziemy?
- Tajemnica.
Widziałam jak uśmiech przemknął przez jego twarz. Za chwilę jednak spochmurniał, bo przecież takiemu Humowi jak on nie wypadało cieszyć się jak małemu dziecku. Byłam jednak pewna, że w głębi serca cieszył się chyba bardziej niż Michaś dzisiaj rano.

1114 wyświetleń
12 tekstów
2 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!