Menu
Gildia Pióra na Patronite

Pielgrzymka

fyrfle

fyrfle

Na pieszą pielgrzymkę do Częstochowy, na Jasną Górę, dałem namówić się tylko raz i było to dawno dawno temu, gdzieś w 1986 roku, a może w 1987. Powiadają, że gdzie diabeł nie może tam babę pośle i tak było w moim przypadku. Zostałem namówiony przez dwie koleżanki z klasy, no to poszedłem. Nie byłem wtedy jakoś ponad przeciętnie wierzący i myślę, że kierowała mną chęć przeżycia przygody. Zapisaliśmy się na pielgrzymkę namysłowską, która była elementem większej całości, czyli pieszej pielgrzymki wrocławskiej. Namysłowska grupa była największą ze wszystkich grup, więc za nią stale na przykład podążało pogotowie ratunkowe. W tamtych pielgrzymkach brało udział wiele tysięcy osób i było to wielkie przedsięwzięcie logistyczne oraz było to wielkie wydarzenie religijne, społeczne, kulturalne i polityczne, bo była to jednocześnie manifestacja patriotyzmu narodowo - katolickiego, który był wyrazem sprzeciwu wobec PRL.

No i poszliśmy. Dziewczyny obarczyły mnie jakimś plecakiem, który był ciężki jak fix i przeszedłem pierwszy dzień, ot po prostu dzień minął, a wieczorem msza i śpiewanie patriotyczno - religijne , w tym oczywiście słynna pieśń napisana przez Jerzego Popiełuszkę "Ojczyzno ma". Byłem młody i piękny, silny i zdrowy - tak mi się wydawało, no to miałem ze sobą majtek, skarpetek i koszulek na zmianę co dzień przez tydzień, bo wyżywienie gwarantowali organizatorzy i Polacy, którzy tłumnie wychodzili do nas i karmili nas oraz poili, co lepszymi kąskami i napojami. Potem przyrównywałem to do pielgrzymek z lat dziewięćdziesiątych i dwutysięcznych, które przechodziły przez nasze miasto i wsie moich znajomych i bywało różnie. Mnie przerażało potem, to, że pielgrzymi pili alkohol i jak przychodzili do domu umyć się, czy zjeść, to zostawiali po sobie tak zwane "bydło". Wiem, że wielu zrezygnowało z przyjmowania ich, a inni brali tylko tych samych, którzy zachowywali się jak na pielgrzymów katolickich przystało. W tą pierwszą noc, to pamiętam, że położyłem się po prostu na strychu u kogoś na podłodze i zasnąłem kamiennym snem jak kilkanaście innych osób na tym strychu.

Drugi dzień, pamiętam, że był najdłuższym etapem. Wtedy szło się polnymi drogami i lasami, nie jak teraz drogami krajowymi. Było więc przyjemnie, romantyczniej i bezpieczniej. Na pierwszym postoju, chcąc nie chcąc, zerwałem się dziewczynom, bo ciekawiła mnie całość pielgrzymki i co się w niej dzieje, a więc wędrowałem od grupy do grupy i słuchałem przeróżnych opowieści najrozmaitszych żołnierzy wyklętych i akowców, ale ich historie mnie nie przekonały, bo widziałem co widziałem, czyli w PRL wszyscy mieli prace i dało się żyć. Nie wiem, tak po prostu uważałem, nigdy nie miałem wielkich potrzeb i oczekiwań od życia. Dziewczyny tymczasem niosły ten swój przywielki plecak i ciężki od naprawdę do dzisiaj nie wiem czego, no i wieczorem były na mnie wściekłe i typowo po chrześcijańsku złorzeczyły mi siarczystą polską odmianą łaciny. A ja miałem to gdziesik, bo byłem bardzo zmęczony wędrowniczkowaniem i straszliwie bolały mnie nogi - po latach okaże się, że mam pewien rodzaj platfusa, stąd te bóle stóp wtedy i jeszcze w wielu momentach późniejszego życia - między innymi nie poszedłem w defiladzie podczas przysięgi w wojsku. Po tamtym etapie walnąłem się przy jakimś płocie i spałem jak pies jak Pluto po kręceniu kolejnego odcinka Myszki Miki. Obudził mnie jakiś woluntariusz i namówił na kolację, a jak już wstałem, to rozkręciłem się - zjadłem, poszedłem na mszę i śpiewy. Tam dorwały mnie Erynie, co to z ich przyczyny szedłem w tej pielgrzymce. Zasnąłem wraz z kilkudziesięcioma osobami i księdzem w jakiejś wielkiej stodole u jakiegoś śląskiego, ale chyba polskiego bauera.

Nazajutrz dziewczyny kajały się i w ramach kajania poszły do spowiedzi, co do przyjemności nie należało, bo ksiądz brał sobie delikfenta czt tkę na koniec grupy i tam przepytywał z całego życia, co było ponoć dotkliwym psychicznie przeżyciem i czar przygody pryskał,a zaczynało się eldorado poczucia winy i wstydu. Nie poszedłem, gdyż nie miałem sobie nic do zarzucenia, wręcz oświadczyłem, że tragarzem nie jestem, mułem, ani Szerpą też nie i odtąd prowadzę samodzielne życie na pielgrzymce. Tymczasem ksiądz wódz zakręcił się w innej grupie koło Violetty Villas i sprowadził ją na spowiedź do naszej grupy, czyli godzinami z nami szła i opowiadała jaką rolę w jej życiu odgrywa wiara i o swojej choćby kaplicy w domu. Potem przychodziła do nas jeszcze ze dwa dni i dała się namówić na koncert w namysłowskim kościele, który potem faktycznie się odbył. Przywitanie i goszczenie nas w wioskach na trasie pielgrzymki robiło wrażenie. Ludzie byli bardzo serdeczni, a my bardzo rozśpiewani i rozmodleni przez śpiew. Szło się naprawdę przyjemnie i miało się poczucie uczestniczenia w czymś wielkim, a niektóre dziewczyny, to wiem, że jeszcze miały przyjemnie, a potem były matkami, co wiązało się z koniecznością przenosin do szkoły wieczorowej, ale gdzie począć jak nie w drodze do Matki wszystkich matek!

Kolejnego dnia prelegentem był jakiś umundurowany gieroj, który twierdził, że jest prawdziwym Władkiem z "Polskich Dróg" i mówił, że jego historia nie tak była pokazana w serialu i nikomu na to zgodę nie dawał. Znowu przyszła Violetta Villas i chyba pamiętam, że opowiadała, ale śpiewać nie chciała z nami. Gdzieś tam po drodze była tak zwana "Przeprośna Górka" i dziewczyny znowu przyszły i przepraszały i chyba nawet w swoim namiocie pozwoliły mi spać, bo one spały u jakiejsik rodziny. Chwilę było z uśmiechem, a potem znowu poszedłem swoimi kocimi ścieżkami, ale już nie reagowały.

Doszliśmy pod Częstochowę i rozbiliśmy się obozem by hucznie i radośnie przed południem w święto Matki Boskiej Zielnej wejść do Częstochowy. Przeżycie niesamowite, choć nie wchodziliśmy Alejami Najświętszej Marii Panny, bo władcy komunistyczni jednak jakoś musieli życie utrudnić, ale przeżycie było niesamowicie wzruszające, podniosłe i czuło się zarzewie buntu i sprzeciwu wobec PRL. Ja za bardzo tego nie kumałem, ale klawo było. Ze mszy znowu się zerwałem i poszedłem w Częstochowę, a potem długo błądziłem nim znalazłem wioskę i namiot. Potem był specjalny pociąg powrotny z Częstochowy i w efekcie nikt mnie już więcej na pieszą pielgrzymkę nie namówił do Częstochowy. Byłem tam potem jeszcze kilka razy w różnych sytuacjach życiowych, ale generalnie ciżba, zgiełk i tumult w onej kaplicy, to nie moje klimaty do modlitwy. Potrzebuję ciszy i samotności. Bulwersują mnie te kolejki zamawiających na mszę i Paulini, którzy przeganiają modlących się z kaplicy cudownego obrazu, bo już następna msza, bo już następni pielgrzymi i następne zbieranie de facto do tacy. Nie mówię, że tam nie wrócę, ale tak naprawdę to pomodlę się ze zrozumieniem swojej intencji w pociągu do Częstochowy.

Mirosław 14.07.2018r.

297 711 wyświetleń
4773 teksty
34 obserwujących
  • 26 July 2018, 19:09

    kochliwi i bardzo odważni!

  • 26 July 2018, 18:45

    i oczywiście chłopakom też pogratuluj ,... dzielni wojownicy

  • 26 July 2018, 18:37

    jesli znasz takie kobiety, to pozdrów je ode mnie i pogratuluj im też ode mnie

  • fyrfle

    25 July 2018, 11:55

    Tak, też takie znam i znam kobiety, które wtedy zaszły w ciążę, a potem wyszły za mąż za ojców dzieci i żyją do dziś w tych związkach małżeńskich.

  • szpiek

    25 July 2018, 09:32

    Znam pary, które się poznały na pielgrzymkach

  • fyrfle

    25 July 2018, 08:28

    Dziękuję za czytanie i za Wasze opinie, serdecznie pozdrawiam czytelników ssących palec i pod kątem 500 plus :)

  • 24 July 2018, 21:57

    temat na czasie, ale niektóre wątki,, wyssane z palca"

  • szpiek

    24 July 2018, 14:11

    Kiedyś to ludzie chodzili na pielgrzymki i nie działało to lepiej niż 500