Menu
Gildia Pióra na Patronite

"Była to jedna z tych nocy, w których nie ma nadziei na świt"

Caramello

Caramello

Młoda kobieta, na oko dziewiętnastoletnia, siedziała na ławce w miejskim parku, patrząc nieobecnym wzrokiem w gwiazdy, jakby oczekiwała od nich odpowiedzi na wszystkie pytania czyhające w zakamarkach jej umysłu, na te pytania, na które nawet ona sama nie znała odpowiedzi. Dlaczego wszyscy ją opuścili? Dlaczego zostawili ją samą, teraz, kiedy potrzebowała ich najbardziej. To tu spotykali się każdej nocy. Byli nierozłączni, byli jednością. Oni potrzebowali siebie nawzajem jak powietrza, jakby byli jednym organizmem. Jeżeli jedno umrze, reszta nie będzie mogła żyć. Anabell umarła już po raz trzeci.

„Szkolna gwiazda. Uwielbiana przez wszystkich, idealna pod każdym względem.
Wszystkim wydawało się, że ją znają. Naprawdę, nie znał jej nikt.”
„Wszystkim na przekór, buntownik z wyboru. Jednak miał coś w sobie. Pewną słodycz, którą uwielbiali wszyscy. Umiał wyplątać się z każdych tarapatów.”
„Spokojny, nie rzucający się w oczy. Zawsze z książką w ręku, można go było spotkać na najmniej uczęszczanym korytarzu szkoły, samotnik. Jedni bali się jego odmienności, innych to po prostu fascynowało. ”
„Uporządkowana, miła. Zawsze przygotowana do lekcji dziewczyna, o której przypominano sobie gdy była potrzebna, by następnie o niej zapomnieć...”

Na pozór nie łączyło ich nic. W szkole nawet ze sobą nie rozmawiali. Lecz gdy tylko nastawała noc, oni spotykali się w parku.
- “no i jestem
mieli być wszyscy
jestem sam*”
– powiedziała cicho, melancholijnie. Nawet nie zauważyła, kiedy dosiadł się do niej pewien staruszek. Widać było, że przeżył już wiele, jego twarz poorana była zmarszczkami, a włosy białe jak śnieg. Jednak na jego ustach widniał przyjazny uśmiech. Dziewczyna była pewna, że nigdy go tutaj nie widziała. Ale nic dziwnego. W końcu była martwa już od ponad trzech lat…
-Witaj, Belle**.- powiedział, nie spuszczając wzroku z dziewczyny, która patrzyła na niego z otwartymi ustami.- Och, czy coś się stało? Powiedziałem coś nie tak?
-Och, ależ nie, nie. Po prostu… Skąd pan wie, jak…
-Jak się nazywasz ? Cóż, to małe miasteczko. Tutaj przecież każdy wie o sobie wszystko.- stwierdził, patrząc znad swoich okularów .
-Nie, nie o to mi chodzi. Dlaczego powiedział pan Belle, zamiast zwykłego Bella? Tak mówili…
-Tak mówili tylko oni, prawda? Tylko Sztuka, Poeta i Życie, nazywali Cię Belle, Gwiazdo.
-Tylko oni…-powtórzyła bezgłośne, znów spoglądając w niebo.
-Nie szukaj odpowiedzi daleko, moje dziecko. Najszczerszą prawdę znajdziesz w swoim sercu.
-Pan nie rozumie. –szepnęła, a po jej policzku spłynęła łza bólu
-Czego nie rozumiem, dziecino?
- Ich już nie ma. Odeszli.
-Oni nie odeszli, Anabell. Przecież wy jesteście nieśmiertelni. Nie pamiętasz już?- Pamiętała. Pamiętała aż za dobrze, ostatnie słowa Julii, „Jesteśmy nieśmiertelni, prawda?”, pamiętała krwawy napis na szybie samochodu w którym zginął Neil. Pamiętała szept Maxa. Pamiętała, chociaż chciała zapomnieć. Zapomnieć, bo bolało. Jakby ktoś wbijał jej sztylet w serce tysiące razy. Jakby ktoś naciskał na płuca tak, że nie mogła oddychać.
–Ale Nawet Życie odeszło! – krzyknęła, ale jej krzyk stłumił szloch, nad którym nie mogła zapanować. A przecież była silna ! Była, ale nie miała już siły. Wiedziała, że temu staruszkowi można zaufać. Że on zrozumie. A może po prostu nie potrafiła dłużej udawać? – Nawet życie odeszło. Więc teraz moja kolej, prawda?
-Nie .
-Co… co? Dlaczego?- spytała zdumiona, łkając.
-Bello. Wszystko odejdzie. Na wszystko przyjdzie pora. Jedynie wiara i gwiazdy są wieczne…- szepnął mężczyzna.
-Ale dlaczego? Dlaczego właśnie my?
-C'est la vie, chéri***. Przeznaczenia nie da się wytłumaczyć. – nagle przypomniała sobie słowa Poety, wypowiedziane na pogrzebie Julii.
-„co włożysz na nasze rozstanie
czy blady beż, czy gorące czerwienie
zaiste życie nasze, jak lot kamieniem
czy masz juz przygotowane ostatnie zdanie?****”
–szepnęła. Zaczynała rozumieć. Oni wiedzieli. Wiedzieli, że odejdą. - Nie powiedzieli mi !-pisnęła. W tej chwili zachowywała się jak pięcioletnia dziewczynka, która nie dostała lizaka. Tupnęła nogą. – Dlaczego mi nie powiedzieli? Dlaczego?- spojrzała z ufnością w oczy towarzysza rozmowy
-Może nie chcieli, byś cierpiała? Oni pogodzili się z przeznaczeniem, chyba przyszedł czas na ciebie.
-Najgorsza prawda jest lepsza od najlepszego kłamstwa.– westchnęła. Ale wiedziała, że im wybaczy. Tylko im potrafiła wybaczyć. Wybaczyć wszystko. W końcu byli przecież jednością.
Starzec zaczął podnosić się z ławki, opierając się o swoją laskę. Wiedział, że na niego już pora. Dziewczyna, tak bardzo pogrążona w swoich myślach nawet nie zauważyła, jak człowiek, dzięki któremu poznała wszystkie odpowiedzi na dręczące ją pytania, zniknął. Zobaczyła tylko oddalającą się zgarbioną sylwetkę . Natychmiast zerwała się z ławki, i podbiegła do niego.
-Zaraz ! Proszę pana ! Proszę zaczekać !
-Tak, moje dziecko?
-Zapomniałam zapytać, skąd pan to wszystko wie?
-Bo widzisz Bello. Mnie nazywali kiedyś Wiarą.


* Fragment wiersza Z. Herberta “Mona Lisa”
** Belle, z włoskiego piękna, piękne.
*** C'est la vie, chéri z francuskiego, takie jest życie, kochanie.
**** fragment piosenki zespołu happysad, „milowy las”

15 367 wyświetleń
76 tekstów
9 obserwujących
  • lechitka

    26 January 2011, 21:20

    Wspaniałe opowiadanie ..!

    Pozdrawiam..:)