Menu
Gildia Pióra na Patronite

PODRÓŻE KSZTAŁCĄ, NIEKTÓRYCH NAWET UCZĄ CZ.2

fyrfle

fyrfle

Kiedy wyszli na Plac Szewczyka, to zauważyli od razu piękną choinkę i cudnie udekorowaną świątecznie ulicę Stawową oraz kolorowe reklamy na ścianach Galerii Katowickiej. Na placu i ulicach przyległych były tłumy ludzi, które wychodziły z galerii, ciągnęły do pobliskich restauracji i do dworca PKP. Wyciągnął aparat i zaczął robić zdjęcia, a ukochana kobieta podpowiadała mu jak powinien się ustawić, aby zrobić jak najlepsze ujęcia. Potem wolno poszli ulicą Stawową i skręcili w prawo w ulicę Trzeciego Maja. Tutaj też ludzie wchodzili i wychodzili ze sklepów, lokali gastronomicznych, a niektórzy szli do legendarnego kina Światowid na jakąś inteligentną projekcję. Szli spokojnie, ale mieli do pokonania krótki odcinek ulicy Trzeciego Maja, więc szybko znaleźli się w Rynku. Stwierdzili, że najpiękniejszymi elementami ulicy Trzeciego Maja są jednak czerwone katowickie tramwaje, które wożą tysiące Ślązaków po wielu miastach tej aglomeracji i dojeżdżają aż do Sosnowca.

Rynek był tego wieczoru cudowny i jego cudowności nie zakłócił nawet ten szary byle jaki widok teatru imienia Stanisława Wyspiańskiego. Nie rzucał się też w oczy obskórny post gierkowski beton hotelu Katowice. Przysłaniały je światła jarmarku przedświątecznego, którego resztki odbywały się na głównym placu i światła dekoracji świątecznych oraz wszelkich reklam, które miały miejsce na budynkach w Rynku i ulicach przyległych. Szli powoli, przyglądając się temu bogactwu świateł, kolorów i kształtów - sycili się kolorowością wielkiego miasta i jego swoistym pięknem. Wielkie miasta takie powinny być: kolorowe, ruchliwe, gwarne, głośne i w sumie porywające i zachwycające.

Z daleka widzieli już w sumie nieodległy Spodek, który był już podświetlony z racji mającego się odbyć pojutrze wielkiego koncertu Sylwestrowego , realizowanego przez telewizję Polsat. Tymczasem szli i podziwiali mijające ich czerwone autobusy i tramwaje, które są solą Katowic i nadają miastu to coś, co sprawia, że tak przyjemnie wspomina się Katowice, ich wielkomiejskość. Przechodzili obok kolejnych podświetlonych reklam koncertu Sylwestrowego z uśmiechniętymi twarzami jego wykonawców, których muzyka i śpiew będzie cieszyć, bawić kilkadziesiąt tysięcy ludzi pod sceną i kilka milionów przed telewizorami.

Doszli dość szybko pod Spodek, a tu przykuła ich wzrok scena sylwestrowego widowiska, która co chwilę cała zmieniała swoją barwę - była cudownie oświetlona i wspaniale skonstruowana. Występować na takiej scenie dla wykonawcy, to dodatkowa motywacja i wielka siła oraz energia. Autor sceny to geniusz i tyle.

Porobiwszy zdjęcia sceny i pięknych choin dookoła jej weszli do środka ogromnego budynku Spodka, a w nim zaskoczyły ich bezpłatne toalety i bary z napojami zimnymi i gorącymi. Zabrakło tylko miejsc - stolików, krzeseł na których i przy których mogli by usiąść i spokojnie wypić kawę, więc zrezygnowali z tej przyjemności.

Powoli odszukali swój sektor i weszli na halę widowiskową. Z pomocą woluntraiuszy odnaleźli swoje miejsca i wspięli się po bardzo stromych schodach pod dach hali , gdzie był umiejscowiony ich 22 rząd. O dziwo w hali było bardzo ciepło , więc porozbierali się i czekali na rozpoczęcie koncertu, a ten opóźniał się bardzo. Organizatorzy twierdzili, że są korki, a oni byli zdziwieni tymi tłumaczeniami, bo to naturalne, że w takiej aglomeracji są korki i każdy kto się wybiera na taki koncert winien zakładać przybycie przynajmniej na godzinę przed rozpoczęciem koncertu, więc był to brak szacunku dla widza, co w konsekwencji owocowało potem tym, że ludzie wychodzili w trakcie koncertu, bo mieli autobusy , tramwaje czy pociągi.

Koncert był katolicki. Organizowany przez miejscową Kurię i Urząd Miasta. Znowu przenikanie się władzy świeckiej i katolickiej. Na scenie genialna orkiestra Aukso z Tychów i dziesięcioro wokalistów wykonujących zagraniczne i polskie kolędy oraz piosenki religijne. Orkiestra grała świetnie świetnie zaaranżowane kolędy i utwory religijne z całego świata, bardzo dobrze śpiewali wokaliści, zresztą bardzo znani i uznani na polskich scenach rozrywkowych jak Kukulska czy Szcześniak. W przerwie zabrał głos biskup Skworc, który nie miał nic do powiedzenia i szybko oddał mikrofon prezydentowi Katowic. Denerwowała ich nawiedzona konferansjerka, która była jakby religijnym psychicznym odjazdem młodego człowieka - kompletnie nie chwytali jego szalonego entuzjazmu, jakiegoś takiego nahajowanego lub jakby wstrzyknął sobie kadzidło w żyłę. Zabrakło soli ostatecznie świąt, a więc polskich kolęd, których mamy ze setki,a w tym koncercie zaśpiewano chyba ich pięć, więc wyszli zadowoleni poziomem muzycznym i wokalnym, ale rozczarowani brakiem możliwości zaśpiewania kolęd.

- Co teraz robimy?
- Idziemy do Maka na kawę i potem na pociąg.

Ale wracając na ulicę Stawową jeszcze raz dali się ponieść pięknu reklam i świątecznych dekoracji w Rynku i ulicach przyległych. Długo w nie się wpatrywali i robili zdjęcia. Piękna szopka chyba ze słomy i zaprzęg świętego Mikołaja robiły ogromne wrażenie na nich i na dziesiątkach innych turystów. Długo stali i patrzyli , i cieszyli się światłami wielkiego miasta, że na wizytę w najlepszej restauracji we wszechświecie , jaką jest Mc Donald zostało im ze 25 minut, więc wstąpil zamówili: on dużą kawę, ona herbatę i szybko pili swoje napoje po czym skierowali się na pierwszy peron skąd odjeżdżał błękitny "Zwardolino". Oczywiście PKP musiały coś zamieszać, więc zmieniony został chociaż peron wyjazdu pociągu z pierwszego na trzeci.

Wsiedli do składu, który był bardzo dobrze ogrzany, więc rozpłaszczyli się i rozsiedli się wygodnie w fotelach jednej z pierwszych konstrukcji PESY, więc już starej i telepiącej się prawie tak samo jak osławione wręcz legendarne żółtki, które wciąż spotykane są na polskich torach.
- Chcesz kromki?
- Tak, teraz z przyjemnością.

Zjedli przygotowane po południu w domu kanapki i ponownie zaczęli lekturę - ona książki Pilcha, a on podwójnego świąteczno - noworocznego numeru "Gościa Niedzielnego", ale nim się rozzkręcił w czytaniu zagaił go mężczyzna z siedzenia obok.

- Widzę, że nie daje się pan poprawności politycznej i nie boi sie pan manifestować swoich poglądów religijnych i politycznych?
- Nie rozumiem? - odpowiedział trochę zbity z tropu, a trochę zmieszany, bo był w zupełnie innym świecie jakim jest czytanie.
- Czyta pan bez skrępowania Gościa Niedzielnego.
- A co to za manifestacja? Kupuje też Politykę i Przegląd, przeglądam też o2, Interie i zwłaszcza Wirtualną Polskę, a nie sądzę, aby te tytuły miały coś wspólnego z tym co ja określam jako polskość.
- Widzę, że też ma pan prawicowe poglądy?
- Staram się być wyważonym, ale fakt ostatnio zdecydowanie szala gnie się na prawo. Widzi pan lewica i liberałowie nie mają mi nic do zaoferowania, który jestem emerytem, którego żona jest urzędniczką, który chcę spokojnie mieszkać w kraju chrześcijańskim, ale dobrze, że jest to katolicki kraj.
- Odważnie pan mówi.
- A co chciałby pan meczetu w każdej gminie i oprócz flagi polskiej, unijnej na gmachach budynków administracji, jeszcze tęczowej i specjalnego programu mieszkaniowego dla małżeństw homoseksualnych,które adoptują dzieci?
- Obrzydliwe, no co pan?!
- No to widzi pan,poczytać warto co wróg ma do zaoferowania, ale trzeba zwalczać go czynem - ja to robię słowem.
- Czyli?
- Piszę na wszelkich portalach internetowych, gdzie mogę głoszę polskość, chrześcijaństwo i normalność czyli heteroseksualność związków, małżeństwa, normalne role kobiety i mężczyzny w rodzinie, według mnie to podstawy, a wszystką resztę należy budować na tym fundamencie.
- Czyli byłby pan za opuszczenie unii?
- Jeśli mielibyśmy zrezygnować z tych wartości tak, bo unia ateistyczna, lewicowa i bez wartości chrześcijańskich de facto stanie się islamską republiką i to w ciągu stulecia, więc warto w cichości ducha mieć materialnie mniej, ale być Polakami i Polską nie jakimś nowym ZSRO, które musi sięstać kalifatem, bo moralnie stoi niżej od Islamu.
- Wybiera się pan na orszak Trzech Króli?
- Nie!
O, czemuż to?!
- Akurat dla mnie to sztuczne święto i sztuczna tradycja tych marszów, taka państwowo - katolicka hucpa, która wciąga ludzi w chocholi taniec, a odciąga od myślenia, taki orszak smoleński tylko na wesoło, ale chodzi w nim o to samo.
- Mocne stanowisko, a przecie mówią, że to najstarsza tradycja?
- Może, ale ja jestem z PRL, więc tego święta nie znam..
- Lepiej by było gdyby świętem był Wielki Piątek - wtrąciła żona.

Wśród takich pogaduch polityczno - społeczno - religijno- światopoglądowych dojechali do powiatu, gdzie przesiedli się do samochodu i pojechali do wsi w randze gminy i stolicy dekanatu. Potem jeszcze herbata ,kąpiel i nynu.

Leżąc w łóżku długo jeszcze rozmawiali.
- Powiedz mi kochana, jak to jest z tym nauczycielami? Jak ona w styczniu wzięła 6 tysięcy i potem jeszcze trzynastkę?
- Dokładnie Ci tego nie wytłumaczę, ale oni jakoś tak mają, że wyrównują im jakieś niedopracowane godziny czy coś, to chyba długa ręka karty nauczyciela jeszcze i wciąż tak działa i będzie działać.

Koniec

297 594 wyświetlenia
4773 teksty
34 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!