Menu
Gildia Pióra na Patronite

Uwierzyć w marzenia cz.1

Dzoana95

Joanna Pawlak
Uwierzyć w marzenia

Po to, żeby spełniać swoje marzenia nie potrzeba wielkich pieniędzy ani skomplikowanych czynów wystarczy tylko odwaga i wiara w to że na pewno dasz radę spełnić je tak jak chcesz.
***
Anita pakowała właśnie ostatnią walizkę do samochodu, kiedy w jej torebce rozległ się dźwięk nadchodzącego SMS-a. Dziewczyna wyjęła pośpiesznie telefon z torebki i odczytała treść wiadomości: pani Borowiecka będzie na ciebie czekać dziś o siedemnastej w twoim nowym mieszkaniu przy Lisiej 46. Tam ci wszystko wytłumaczy, pokaże, co i jak. Wprowadzi cię też od razu w twoje nowe obowiązki zawodowe. Tylko Anita błagam cię bądź punktualna i miła - Arek.
Coraz bardziej sfrustrowana kobieta wrzuciła bagaż na tylne siedzenie swojego auta, ponieważ bagażnik był już maksymalnie wypełniony różnymi pudłami i pudełeczkami chyba we wszystkich rozmiarach świata.
Otworzyła powoli i z nieukrywaną niechęcią drzwiczki od strony kierowcy i ze smutkiem włożyła kluczyki do stacyjki żeby odjechać w zupełnie obcym kierunku, w miejsce, o którym kompletnie nic nie wiedziała, ale jedno było pewne przeczucia nie wróżyły nic, co miałoby zakończyć się pozytywnie.
***
Anita ujechała już spory kawałek drogi, kiedy dotarło do niej, że oto właśnie po dwudziestu sześciu latach swojego jak dotąd spokojnego i wygodnego życia w Warszawie żeby teraz menedżerką jakiegoś tam popadającego w ruinę pensjonatu, który przez lata był prowadzony przez niejaką panią Borowiecką dawną znajomą ciotki Róży z Krakowa.
Ona zaś sama nie była zbyt przychylna, co do tego szalonego pomysłu, ale cóż było robić, gdy w stolicy już rok bezskutecznie szukała pracy w zawodzie menedżerki a żyć przecież z czegoś trzeba.
Nie będzie przecież wiecznie brać pieniędzy do rodziców.
Im, co prawda nie najgorzej się powodziło, bo w końcu ojciec już od lat prowadził dobrze prosperującą firmę budowlaną, ale ona przecież nie po to pięć lat męczyła się na studiach żeby teraz rodzice musieli utrzymywać ją do późnej starości.

***
Oto jest pomyślała zmęczona podróżą dziewczyna, kiedy zobaczyła tablicę z napisem Raczynów. Teraz tylko trzeba odnaleźć ul. Lisią 46.
Potem jeszcze tylko jakąś panią Borowiecką i gotowe.
Minęło jednak trochę czasu za nim Anita odnalazła wskazany adres. Okazało się że jest to niewielka kamienica tuż przy rynku.
Zbudowana na początku ubiegłego stulecia.
***
Mieszkanie panie Borowieckiej znajdowało się na poddaszu i widok z jego okien był delikatnie mówiąc mało zachęcający. Myśl o tym, że gdzieś tu niedaleko miała niebawem zamieszkać spotęgowała uczucie zmęczenia, które już i tak było na tyle silne by ode chciało jaj się jeść, choć, od co najmniej trzech godzin nie miała nic w ustach.
Po dłuższej chwili załamana i coraz bardziej głodna podróżniczka zebrała w sobie tyle siły psychicznej żeby zastukać w ciężkie drewniane drzwi, z których co chwilę coś się sypało. Ledwo, co można było z nich odczytać numer mieszkania nie wspominając o nazwisku potencjalnego właściciela.
Drzwi się otworzyły a w nich ukazała się starsza kobieta z włosami upiętymi w kok.
- Nazywam się Anita Sokulska.
Staruszka przyjrzała się dziewczynie z podejrzliwym wyrazem w oczach.
Wtedy dziewczyna z przerażeniem dokonała w myślach szybkiego przeglądu informacji, które dostała od kuzyna Arka.
Pomyślała spróbuję jaszcze raz.
- Jestem Anita siostrzenica pani Róży z Krakowa przyjechałam z Warszawy.
- Róży Mireckiej??
- Tak, przepraszam za spóźnienie. Wiem, że miałam być o siedemnastej, ale zabłądziłam po drodze.
- Aaa tak to już wpół do siódmej powiedziała staruszka z dobrotliwym uśmiechem na twarzy.
- Naprawdę bardzo przepraszam powiedziała dziewczyna ze szczerą skruchą w oczach i głosie.
- Nic się nie stało dziecko kochane. Mieszkam tu ponad czterdzieści lat i wiem, że ciężko tu trafić za pierwszym razem.
Chodź już na kolację, bo pewno jesteś głodna i zmęczona po podróży po tych słowach serdecznym gestem zaprosiła ją do środka.
***
Wnętrze budynku było jakby trochę z innej epoki.
Okna, choć odnowione według oceny Anity całkiem niedawno miały w sobie jakiś taki niezwykły rodzaj magii, którego nie da się opisać żadnymi zrozumiałymi dla przeciętnego człowieka słowami.
Dziewczyna odniosła niezrozumiałe dla niej samej wrażenie, że miejsce, przedmioty, których mogła teraz namacalnie dotknąć były światkami a kto wie może i nawet uczestnikami wielu niesamowitych i niezwykłych zdarzeń znacznie przekraczających możliwość jej ludzkiej wyobraźni.
Rozmyślania przerwało jej pojawienie się Jadwigi Borowieckiej z pękiem kluczy w dłoniach.
- Chodź pokaże ci wszystko, co gdzie i jak powiedziała z uśmiechem na twarzy
- Już idę powiedziała dziewczyna wyrwana jakby z dalekiej podróży po świecie, którego sama nie potrafiła zidentyfikować.
Ale jedno było pewne był to świat pełen niezwykłości, fascynacji i coraz bardziej ją w sobie pociągał.
***
Słońce zajrzało, przez delikatnie falującą na ciepłym wietrze firankę do pokoju, w którym spała Anita.
Dziewczyna spała smacznie i spokojnie widać, że była zmęczona podróżą - pomyślała Jadwiga, gdy kilka minut po siódmej przechodziła przez pokój przeznaczony dla gości.
Pogoda była piękna - w sam raz na wycieczkę do lasu albo nad jezioro.
Ona dziś razem z młodą Sokulską miała jechać do Polesiowa gdzie znajdował się pensjonat, którym ma zaopiekować się siostrzenica Róży.
Po ponad czterdziestu latach prowadzenia tegoż pensjonatu najpierw razem z mężem Ludwikiem a teraz od roku sama.
Po śmierci męża postanowiła sprzedać pensjonat i przejść na w pełni zasłużoną emeryturę.
Martwiło ją tylko to, że będzie musiała przekazać dorobek całego w obce ręce, ponieważ nie miała własnych dzieci ani nikogo innego, kto zechciałby przejąć od niej pensjonat.
Na szczęście właśnie wtedy jak dobry Anioł Stróż pojawiła się znów kochana Róża, z którą znały się jeszcze od czasów studiów, które ukończyły w Krakowie.
Powiedziała wtedy, że córka jej siostry Alicji od roku szuka pracy w Warszawie gdzie mieszka z rodzicami i bratem, ale do tej pory nie dostała żadnej oferty.
Rozmyślania przerwała jej Anita wychodząca właśnie z łazienki ubrana i gotowa żeby rozpocząć nowy dzień.
Zauważywszy to kobieta przywitała ją szczerym uśmiecham się i zaprosiła do stołu ze słowami :
- Zrobiłam właśnie śniadanie masz ochotę zjeść ze mną?
- Dziękuję, bardzo chętnie.
Anita zrobiła sobie kanapkę z dżemem porzeczkowym i nalała sobie soku z pomarańczy do szklanki.
Po szybkim porannym posiłku obie panie uprzątnęły rzeczy ze śniadania, po czym natychmiast ruszyły w drogę samochodem Anity.
W drogę, której dziewczyna jeszcze nie znała a która odmieni jej życie bezpowrotnie.
***
Do Polesiowa z Raczynowa było zaledwie piętnaście kilometrów.
Żeby tam dotrzeć trzeba było jechać przez las, co nie było takie łatwe do pokonania zwłaszcza dla samochodu Anity.
Leśna droga była bardzo wyboista i nierówna. Co wydłużało czas podróży dwukrotnie.
Tym razem jednak nikomu to nie przeszkadzało, czego przyczyną była piękna słoneczna pogoda, która była idealna na obcowanie z przyrodą.
Mniej więcej w połowie drogi starsza z Kobiet przerwała ciszę.
- Chciałam ci podziękować za to, że zgodziłaś się poprowadzić mój pensjonat.
- Nie ma problemu odpowiedziała machinalnie dziewczyna.
Choć tak naprawdę problem był i to coraz większy.
Pełna frustracji i wszechogarniającego ją gniewu Anita przygryzała właśnie dolną wargę wyrzucając sobie kompletny brak asertywności.
Po jaką cholerę zgodziła się poprowadzić jakiś marny pensjonat na prowincji.
To wszystko, dlatego że tak bardzo chciała być finansowo niezależna od nikogo, że gotowa była przyjąć każdą propozycję.
Ale przecież ona miała na myśli coś bardziej ekskluzywnego a nie miejsce, w które przyjeżdżają trzy osoby na krzyż.
Przemyślenia przerwał jej głos pani Borowieckiej:
-, Kiedy zadzwoniła do mnie Róża zmartwiłam się, że jak zobaczysz w jakiej dziurze miałabyś zamieszkać to zmienisz zdanie i uciekniesz.
Anita była już niemalże bliska łez jedynym, co powstrzymywało przed wybuchem histerii była obecność pani Jadwigi.
Za wszelką cenę nie chciała pozwolić na to by starsza pani zobaczyła jak bardzo jest zła na samą siebie.
Wiedziała, że sprawiłoby jej to przykrość.
A tego nie chciała, bo nie wiedzieć, czemu wyczuwała w starszej pani pozytywne fluidy.
***
Na teren pensjonatu w Polesiowie zapraszała duża brama wykonana z metalu z napisem Pensjonat Słoneczna przystań Zaprasza!
Anita do tej pory skupiona na drodze spojrzała odruchowo na ten napis i ze zdziwieniem pomyślała, że ta banalna bądź, co bądź nazwa się jej podoba.
- Widzę, że patrzysz na napis przemówiła znienacka siedząca obok Jadwiga.
Tę nazwę wymyślił Ludwik zaraz po tym jak kupiliśmy ten budynek za pieniądze, które dostaliśmy od mojego Ojca na pierwsze samodzielne mieszkanie.
To państwo tu kiedyś mieszkali zapytała z mimowolnej ciekawość Anita.
Nie, odpowiedziała ze wzrokiem utkwionym gdzieś w dali.
Mieszkaliśmy w małej kawalerce w Raczynowie a tutaj pracowaliśmy.
***
Tu jest recepcja, powiedziała Jadwiga wskazując dłonią na półki przymocowane do ściany.
Klucz do każdego z pokoi ma oddzielną przegródkę dzięki temu jest ład i porządek.
Wszystkich pokoi jest piętnaście osiem na pierwszym piętrze i siedem na poddaszu.
Chodź, poznasz panią Krysię, która gotuję tu nam obiady mówiąc to weszła po wysokich kręconych schodach prowadzących prosto do jadalni.
Pomieszczenie to było jasne i przestronne było tam kilkanaście okrągłych stolików zrobionych z wikliny.
Anita nie bardzo wiedziała, co ze sobą zrobić.
***
Oczekiwanie na panią Krysię, która nadal nie nadchodziła wzbudzało w Anicie dziwny niezrozumiałym dla niej samej lękiem i jeszcze dziwniejszymi obawami, że nie podoła tak odpowiedzialnemu zadaniu, jakim jest prowadzenie pensjonatu.
Pochłonięta w swoich obawach nie spostrzegła, że owa pani Krystyna właśnie przyszła i że w tym oto momencie serdecznie wita się z Jadwigą.
Widać było, że obie kobiety znają się od dawna i są sobie bardzo bliskie.
Anita podeszła bliżej dużych sosnowych drzwi prowadzących na kuchnię i zaplecze.
Zobaczywszy to Jadwiga powiedziała:
- Krysiu poznaj to jest Anita Sokulska od dziś to ona przejmie moje obowiązki i poprowadzi słoneczną przystań.
- Bardzo mi miło panią poznać pani Anito powiedziała Krystyna Giżycka posyłając dziewczynie szczery uśmiech i wyciągnęła do niej dłoń na powitanie.
Anita odpowiedziała jej podobnym gestem, ponieważ dobrze wiedziała jak ważne jest pierwsze wrażenie od tego jak ją tu przyjmą będzie zależało czy jej współpraca z resztą pracowników pensjonatu będzie owocna.
- Bardzo mi miło panią poznać powiedziała.
- Tylko mam jedną prośbę
- Tak, słucham
-, Jeśli to nie byłby dla pani wielki problem to proszę mi mówić po imieniu.
- Ależ oczywiście zrobię to z największą przyjemnością.
- Dziękuję bardzo we pani ja strasznie nie lubię ja ktoś się do mnie tak oficjalnie zwraca czuję się wtedy strasznie staro.
Nagle za pleców Anity rozległ się przeraźliwy krzyk w efekcie, którego wszystkie trzy kobiety odwróciły się w jednym momencie w stronę kuchni, z której to ów wrzask dochodził.
- Maaamooo!
- Agata miej litość i nie wrzeszcz tak jakby cię ktoś, co najmniej ze skóry obdzierał.
Mówiąc to Krystyna skierowała kroki do kuchni, w której przy kuchennym blacie stała niewysoka szczupła dziewczyna z włosami w odcieniu ciepły blond zaplecionymi w dwa warkoczyki.
-, Co się stało? Czemu tak wrzeszczysz?!
- Przepraszam mamo, ale jak wołałam cię po cicho to nie słyszałaś a ja tylko chciałam zapytać czy ten kurczak, który jest w lodówce to do sałatek na przystawki czy do drugiego dania?
- Przecież ci mówiłam, że kurczaka do sałatek sama przygotuję sama a miałaś przygotować obiad dla gości.
Anita podeszła do Jadwigi zapytała szeptem czy Agata też tu pracuję i w odpowiedzi usłyszała, że w sezonie pomaga mamę na kuchni jak jest komplet gości.
Cześć powiedziała Anita w stronę Agaty, która nadal były zajęta przygotowaniem obiadu dla gości.
Dziewczyna odwróciła się z nieukrywaną ciekawością w stronę nowo przybyłej, która miała od teraz prowadzić "słoneczną przystań".
- Cześć Agata jestem odpowiedziała w końcu, bo cisza nieelegancko się wydłużała.
Anita zobaczyła na twarzy dziewczyny ten sam życzliwy i promienny uśmiech, którym wcześniej już powitała ją Krystyna.
- Jak ci się podoba u nas w Polesiowie?
- Pięknie tu tak cicho i spokojnie powiedziała trochę na wyrost, ponieważ wciąż nie potrafiła wyobrazić sobie siebie, jako mieszkającą gdzieś z dala od swojej ukochanej Warszawy.
- A ty zwróciła się do swojej rozmówczyni mieszkasz tu na stałe?
- Tak, w zeszłym roku skończyłam studia na ASP w Krakowie na wydziale wizualizacji obrazu, ale nie znalazłam pracy, więc wróciłam do domu i pomagam mamie na kuchni, bo właśnie zaczął się sezon i letników coraz więcej.
- Powiedz mi, kto jeszcze oprócz was tu pracuję?
- Przychodzi pani Helenka ona dba o to żeby wszędzie było czysto i schludnie, jest jeszcze Tomasz, który zna się na wszystkim zwany przez nas pieszczotliwie złota rączka, no i pan Zbyszek - nasz ogrodnik.
W tym momencie przyszła Jadwiga żeby pokazać Anicie jej pokój i łazienkę, bo za chwilę będzie musiała wyjść na autobus, jeśli chcę wrócić do domu przed wieczorem.
Na poddasze gdzie odtąd miała zamieszkać Anita prowadziły sosnowe schody.
Ich jasny kolor w połączeniu z bielą ścian sprawił, że Anita poczuła tu atmosferę domu rodzinnego, w którym każdy przybysz był zawszę mile widzianym gościem.
Drzwi do pokoju były wykonane z tego samego sosnowego drewna, co schody.
Jadwiga nacisnęła na klamkę i otworzyła drzwi i wpuściła Anitę do środka.
Wnętrze pomieszczenia było zaskakująco przytulne pomyślała Anita rozglądając się pobieżnie po pomieszczeniu.
Pierwszą rzeczą, jaka rzuciła jaj się w oczy była duża dwudrzwiowa szafa wykonana z drewna. Tuż obok po lewej stronie w małej wnęce stał ozdobny sekretarzyk służący do pracy.
Pod oknem stał okrągły wiklinowy stolik oraz dwa takie same wiklinowe fotele.
Na prawo od szafy znajdowało się łóżko, które też wykonane było z sosny.
Na ścianie znajdowała się niewielka półka na książki i inne drobiazgi.
Zaraz przy łóżku znajdowały się drzwi do łazienki z prysznicem, toaletą oraz umywalką, nad którą wisiało wielkie lustro.
- Odnowiłam ten pokój i łazienkę specjalnie dla ciebie, jeśli coś ci się nie spodoba to możesz to zmienić.
- Dziękuję, nie będę nic zmieniać, bo wszystko jest idealnie.
Zostawiwszy bagaże obie kobiety w biegu umyły ręce i udały się na szybką kolację.
Anita zjadła dwie kanapki z wędliną i napiła się gorącej herbaty z cytryną.
Potem odwiozła Jadwigę na przystanek autobusowy, bo ta uparła się, że koniecznie musi wróci do domu na noc i, że przyjedzie jutro z samego rana.
Po powrocie do pensjonatu dziewczyna zadzwoniła do rodziców do Warszawy żeby się nie martwili i, że u niej wszystko dobrze.
Następnie poszła do łazienki żeby się umyć, wzięła szybik chłodny prysznic, i weszła do łóżka żeby w końcu odpocząć po tym długim i męczącym dniu, który otwierał nowy jeszcze nieznany etap w jej do tej pory całkowicie nudnym życiu.
***
Anita obudziła się o świcie a właściwie to została obudzona przez deszcz, którego krople rytmicznie wystukiwały o parapet swoją deszczową piosenkę i jak widać nie zamierzały tak szybko przestać.
Wstała, więc z łóżka i podeszła leniwie do okna oparła łokcie o drewniany parapet przymknęła delikatnie oczy i zaczęła rozmyślać.
W pierwszej chwili pomyślała, że oto właśnie przyroda w taki sposób wyraża swój sprzeciw w kwestii jej pobytu w Polesiowie.
Mimo iż pochodziła z postępowej rodziny, choć nigdy się nikomu do tego nie przyznała wierzyła w znaki.
To znaczy w to, że nie ma zbiegów okoliczności i, że wszystko jest po coś.
Po chwili jednak samą siebie skarciła za tę myśl, ponieważ zauważyła, że padający za oknem deszcz był jakiś taki jakby inny, popełniony pozytywną energią i ciepłem.
Nagle zatęskniła za czasem, kiedy to nie mając jeszcze nawet dziesięciu lat spędzała każde wakacje w Złotnicy Wielkiej był to wieś nieopodal Krakowa gdzie po śmierci męża Ignacego przeprowadziła się z rodzinnego Krakowa Stefania Starczewska babcia Anity.
Dziewczyna pomyślała, jaka była wtedy szczęśliwa tylko, dlatego że może pobyć z babcią, którą tak bardzo kochała.
Każdego deszczowego dnia stawała przy oknie razem ona i babcia z łokciami znajdującymi się w identycznym ułożeniu jak teraz jej łokcie. Dłońmi zawszę podpierały swe owalne twarze.
W taki sposób podziwiały przez szybę jak krople deszczu radośnie tańczą na ulicy.
Och jak bardzo chciałaby tam teraz do niej wrócić i znów być małą Anitką, której do pełni szczęścia wystarczyła tylko obecność babci Stefani.
Niestety nie było to zbyt realne pragnienie, przynajmniej w najbliższym czasie, ponieważ dzieliło je w tym monecie ponad trzysta kilometrów w kierunku północno -wschodnim.
Anita odeszła na chwilę od okna w celu odszukania telefonu, który jak dobrze pamiętała wczoraj wieczorem położyła pod poduszką.
Bardzo chciała usłyszeć teraz głos babci, która zawszę była dla niej wielkim wsparciem w trudnych chwilach.
Dziewczyna odruchowo spojrzała na wyświetlacz telefonu, który wyraźnie wskazywał godzinę piątą piętnaście.
To za wcześnie - pomyślała babcia pewnie jeszcze śpi
Dziś ważny dzień powiedziała w myślach.
Sama była wielce zaskoczona tym jak bardzo ciekawiło ją to, jaki będzie dzisiejszy dzień.
Pogrążona w myślach nie zauważyła, że już od dłuższej chwili deszczowe chmury zastąpiło piękne majowe słońce.
To będzie na pewno udany dzień powiedziała do siebie gdyby miało być inaczej to padło by nadal. Z takim optymistycznym nastawieniem do życia na pewno osiągniesz wszystko, czego chcesz!
Sokulska rozejrzała się dokoła postanowiła rozpakować swoje bagaże, których miała dużo.
Wczoraj pośpiesznie rzuciła wszystkie te toboły pod ścianę.
Dziś je poukładam i pochowam pudła żeby było czysto – zaplanowała.
O siódmej Anita wypakowała już wszystko i poustawiała wszystko na swoim miejscu.
Ubrania powkładała do szafy książki i inne drobiazgi znajdowały się na półce.
Gdy skończyła pobiegła do łazienki szybko wzięła chłodny prysznic.
Ubrała granatową koszulę z rękawem trzy czwarte i czarne dżinsy za kolano.
Związawszy długie naturalnie kruczo czarne włosy podeszła znów do okna i przyglądała się wiośnie, która wybuchła tak znienacka, że Anicie mięśnie twarzy wykrzywił się w niekontrolowany uśmiech.
Zaś oczy przepełniała radość i energia, którą mógł mieć w sobie człowiek szczęśliwy tak po prostu bez żadnego wielkiego powodu.
***
Stało się! Anita oficjalnie rozpoczęła prace w "Słonecznej przystani"!
Zaraz po dziewiątej Anita zabrała się do pracy.
A pracy miała ogrom musiała zrobić zamówienie do kuchni.
Chociaż Krystyna z Agatą zapewniły że same to załatwią.
Ona jednak chciała wyjść przed nimi na nieroba.
A poza tym w końcu może się wykazać, że ona Anita taż potrafi doprowadzić coś do końca i to pozytywnego.
Na początek postanowiła zrobić trochę porządku z segregatorami, które znajdowały się na dębowej komodzie. Oprócz nich leżały tam jeszcze stara księgi przychodów i rozchodów.
Zdaniem Sokulskiej na komodzie panował nieład i nieporządek.
Dziewczyna wzięła więc leżące tam rzeczy przeniosła ja na swoje biurko i zaczęła je powoli i starannie przeglądać a następnie odpowiednio segregować.
Były tam między innymi różne stare faktury i dokumenty związane z pensjonatem.
Natomiast w trzech dużych zeszytach, pożółkłych ze starości widniały odręcznie wypisane nazwiska i imiona gości.
Pismo owe drobne ale staranne zaciekawiło dziewczynę przesunęła delikatnie palcem po drobnych literkach.
Pomyślała o tym co może mówić o człowieku jego charakter pisma.
Szczerze mówiąc nie wiedziała, ale jednego była pewna osoba pisząca w taki sposób musiała być staranna i poukładana. Rozmyślania na temat zeszytów a zwłaszcza ich zawartości przerwało pukanie do drzwi
- Proszę, krzyknęła energiczne mając pewność, że osoba znajdująca się po drugiej stronie klamki na pewno ją usłyszy. Osobą stojącą po drugiej stroi klamki okazała się Agata.
- Obiad gotowy oznajmiła ochoczo.
- To już pora obiadu zdziwiła się zajęta do tej pory sprzątaniem Anita.
- Już za kwadrans piętnasta a za dwie godziny mają przyjechać letnicy.
- To chodźmy nie mam zbyt wiele czas tym bardziej, że to będzie mój debiut jako szefowej, więc nie mogę dać plamy już na starcie.
- Na pewno sobie poradzisz – powiedziała szczerze Agata.
Obie dziewczyny zbiegły niemalże w tej samej sekundzie ze schodów zupełnie jakby były siostrami.
***
Na stołówce ku ogromnemu zdziwieniu Anity znajdował się odświętnie nakryty stół. Co więcej na stole znajdowało się nie tylko trzy nakrycia.
Czyżby goście przyjechali już do pensjonatu – zastanowiła się nad tym i stwierdziła, że to przecież niemożliwe bo ktoś by po nią przyszedł. Agata natomiast skierowała swoje kroki w kierunku kuchni. Kiedy obie panie Giżyckie ustalały coś między sobą w sprawie obiadu Anita postanowiła zadzwonić do babci Stefani. Dziewczyna podeszła dokona, które znajdowało się dokładnie naprzeciwko niej, tuż nad stołem. Potem pośpiesznie, jednym szybkim ruchem wybrała właściwy numer.
Już po pierwszym sygnale ktoś się odezwał. Była to oczywiście babcia Anity Stefania Starczewska.
- Tak słucham odezwał się pogonie głos w słuchawce.
- To ja babciu Anita
- O Anitko, jak miło cię usłyszeć. Opowiadaj co tam u ciebie słychać?
Więc Anita zachęcona przez babcię zaczęła opowiadać o tym jak minęła jej podróż potem o tym jak to poznała Panią Jadwigę nie omieszkała też dodać, że jest to bardzo miła i ciepła osoba którą Stefania na pewno by polubiła gdyby tylko miły okazję się poznać. Następnie powiedziała jak tu jest pięknie, jaka cisza i spokój. Kiedy już opowiedziała babci o wszystkim co się u niej ostatnio wydarzyło a babcia natomiast zapewniła ją, że u niej wszystko w porządku Sokulska pożegnała się serdecznie po czym się rozłączyła. Gdy tylko Anita skończyła rozmawiać zza pleców dobiegł ją głos Jadwigi co nie wiedząc czemu ją zaskoczyło.
Obiad już gotowy czekamy tylko na ciebie. Dziewczyna zajęta rozmową nawet nie zauważyła, że wszystko już gotowe i wszyscy czekają już tylko na nią. Co więcej nie zauważyła, że jest więcej osób niż przedtem. Kiedy już wszyscy usiedli i zjedli obiad składający się z zupy pomidorowej oraz na drugie danie pierogi ruskie i kompot z rabarbaru.
Przemówiła Jadwiga:
Anitko powiedziała z namysłem Krystynę i Agatkę już poznałaś ale teraz chciałabym oficjalnie przedstawić ci wszystkich pracowników tego miejsca.
Może zacznę od Helenki, osoby dzięki której jest tu tak czysto poznaj Helenę Krawczyk. Obie kobiety wymieniły serdeczny uścisk dłoni. Następnie Anita miała przyjemność poznać Tomasza Siedlanka Pana „Złotą rączkę”.
Aż wreszcie Jadwiga przedstawiła jej Łukasza Grajewczyka, który okazał się być synem pana Zbyszka, ogrodnika. Chłopak był szatynem o brązowych oczach i magnetycznym spojrzeniu. Anita jeszcze wtedy nie wiedział jak wieli wpływ na jej życie będzie miał ten człowiek.
***
Po obiedzie Anita już miała iść do swojego pokoju, aby dokończyć tam wcześniej zaczęte rzeczy, kiedy nagle ktoś podszedł od tyłu i złapał ją za ramię. Dziewczyna odruchowo obróciła głowę za siebie w celu odkrycia, kto znajdował się za jej plecami. Okazało się, że był to Łukasz.
Anita w pierwszej chwili pomyślała o tym, że ten chłopak ma niezwykle inteligentne a zarazem przewrotne spojrzenie, w, które mimowolnie zaczęła się wpatrywać. Zaaferowana tym, co też mogą kryć w sobie ty oczy nie zauważyła nawet, że ich właściciel właśnie coś do niej mówi.
Musiało minąć kilka sekund za nim mózg Anity zaczął odbierać we właściwy sposób to, co mówił do niej chłopak
-, Witaj, jestem Łukasz Grajewczyk – chłopak wyciągną do niej swoją dłoń w geście pełnym przyjaznego nastawienia.
Anita automatycznie odwzajemniła ten sam ciepły gest.
-, Czemu tak oficjalnie? Zapytała.
-, Oficjalnie ech raczej elegancko, odpowiedział jej speszony chłopak.
-, Nie musisz być taki elegancki powiedziała to zupełnie naturalnie mnie wystarczy zwykłe „cześć” – dodała.
-, Poza tym Anita jestem – powiedziała, kiedy zadała sobie sprawę jak wielką gafę popełniła nie przedstawiając się.
Prawdę mówiąc było jaj wstyd, że tak się zachowała. Nie dość, że pogardziła manierami tego sympatycznego chłopaka, to jeszcze sama zachowała się jak kompletna kretynka. Postanowiła, więc szybko to naprawić zanim sobie chłopak pomyśli, że przyjechała z wielkiego miasta i zadziera nosa.
-, Może napijesz się ze mną kawy? Zaproponowała.
-, W sumie, czemu nie. Zgodził się bez wahania chłopak.

***
Cudowny aromat kawy unosił się nad tarasem.
Anita z filiżanką kawy w dłoniach usiadła w wiklinowym fotelu, twarz skierowała w kierunku słońca, co nadało jej jeszcze większego blasku.
Łukasz natomiast usiadł w fotelu, który stał naprzeciwko niej.

478 wyświetleń
6 tekstów
0 obserwujących
  • Alkomatek

    31 March 2014, 19:00

    dźwięk nadchodzącego SMS-a” – jeśli słychać dźwięk to wiadomość nie nadchodzi a już przyszła.

    „Coraz bardziej sfrustrowana kobieta wrzuciła bagaż na tylne siedzenie swojego auta, ponieważ bagażnik był już maksymalnie wypełniony różnymi pudłami i pudełeczkami chyba we wszystkich rozmiarach świata.” – grafomanijna próba ujęcia całości nie do osiągnięcia dla śmiertelników no chyba, że nazywasz się Tołstoj albo Mann

    „Otworzyła powoli i z nieukrywaną niechęcią drzwiczki” – „tylko geniusz może sobie pozwolić na dwa przymiotniki przy jednym rzeczowniku” (I. Babel) nie [...]