Menu
Gildia Pióra na Patronite

Fragment Rosemary(z rozdziału pierwszego)

SweetDream

SweetDream

Jego słowa niczym razy wymierzane w miejsca najbardziej czułe na ból…Twarz, brzuch, klatka piersiowa, twarz, brzuch, klatka piersiowa… Każde następne słowo z coraz większą siłą spadało na jej ciało. Twarz, brzuch, klatka piersiowa…piekący ból w każdym z tych miejsc nie dawał jej oddychać. Z wielkim trudem łapała oddech, próbując nie utopić się we własnym wodospadzie łez. Bezgłośnie krztusząc się łkaniem, wyrywając włosy z głowy, tłukąc pięściami o podłogę, walając się na niej w niemym krzyku. Gdyby ją teraz widział nawet by nie zareagował. Patrzyłby się tymi swoimi groźnymi oczami i z drwiną w głosie bąknąłby zapewne to swoje: „Żałosna jesteś.” A to przebiłoby jej serce niczym sztylet już po raz tysięczny.

Żadne z tych miejsc na ciele nigdy nie zapomniało, że dnia poprzedniego było ranione. Żadne jego słowo wręcz nie mogło być zapomniane. Nie. Przysięgła sobie, że tego nie zapomni.
Tak jak po dłoniach w szale uderzających ofiarę, czerwone ślady pulsowały na jej całym ciele. Niczym czerwone znamię na czole Balladyny po jej zbrodni. No tak. Przecież to ona była winna wszystkiemu. Wszystkiemu i zawsze.
W takich chwilach zastanawiała się czy tak młody człowiek może już skazać się na piekło na ziemi? Czy nawet jeśli te wszystkie jego słowa były prawdą to czy zasługiwała na taki ból? Na takie upokorzenie za każdym razem? Oczywiście nie mogła tego wiedzieć. Skąd? Nie mogła z nikim o tym porozmawiać. Gdyby się dowiedział, że komuś mówi zadrwiłby z niej znów, twierdząc, że „mała biedna dziewczynka znów robi z siebie ofiarę”. Była sama. Oprócz niego nie miała wokół siebie nikogo…
Wiele razy zastanawiała się także, czy gdyby wiedziała to wszystko o nim już wtedy, wtedy kiedy to wyratował ją z tłumu, czy gdyby wiedziała, nadal zdolna byłaby powierzyć mu całą siebie? Swoje dotychczasowe i przyszłe życie? Czy może zawahałaby się chociaż przez sekundę i zamiast pozwolić mu iść z nią, zadzwoniłaby po Smith’a i odeszła wraz z nim? Uratowałoby to ją od cierpienia? Tego również nie wiedziała. Wierząc w przeznaczenie on i tak by ją dopadł. W takim czy innym ciele. Nie ważne, tak czy inaczej spotkałaby na swojej drodze kogoś takiego. Kogoś kogo pokochałaby ponad życie, a on rozszyfrowałby ją szybciej niż ona sama, wiedziałby o jej motywach, o jej rozumowaniu, jej intrygach, pozorach…Znałby każdą jej maskę, które to zakładała zależnie od sytuacji. Cała ta wiedza sprawiłaby, że miałby nad nią władzę. Sprawiłaby, że w razie nieposłuszeństwa potrafiłby użyć takich słów i takich czynów, że ona żałowałaby, że się urodziła…
Ale kochał ją. To było ważniejsze od tych hektolitrów łez wylanych przez niego. Kochał ją i jak nikt inny potrafił to okazać. Gdy bywały dobre dni nie było szczęśliwszej osoby na ziemi od niej. Nie było osoby bardziej kochanej, bardziej wychwalanej i docenianej. Gdy tylko chciał potrafił być najcudowniejszym chłopakiem pod słońcem…ale potrafił być również najbardziej aroganckim i chamskim człowiekiem jakiego znała. Jednakże tylko ona wiedziała o jego dwóch naturach, nikt inny. Tak często bywał powodem zazdrości jej koleżanek. Gdyby tylko wiedziały…

__________
Książka mojego autorstwa, jeszcze niedokończona.

2043 wyświetlenia
42 teksty
1 obserwujący
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!