Menu
Gildia Pióra na Patronite

Oszalałem z miłości...

Żelek

Żelek

Dzień z pozoru zaczął się normalnie. Wstałem około piątej nad ranem i dziwił mnie tylko fakt, że tak dobrze spałem. Osobie cierpiącej od pewnego czasu na bezsenność raczej rzadko się to zdarza. W każdym bądź razie nie zmieniło to wcale mojego nastawienia. Chociaż dla mnie dzień dopiero się zaczął, to równie dobrze mógłby się już skończyć. Władzy nad czasem niestety nie posiadałem i nadal nie posiadam, toteż pogrążony w bezsilności udałem się do łazienki. Tam...stanąłem przed lustrem i wpatrywałem się w nie dobre pięć minut, co jakiś czas mając ochotę je rozbić. Nienawidziłem siebie. Widok zmarnowanej postaci w lustrzannym odbiciu szybko mi się jednak znudził, więc wskoczyłem pod prysznic. Myjąc włosy zastanawiałem się, dlaczego razem z tym brudem nie mogą odpłynąć wszystkie przybijające myśli kłebiące się wewnątrz mózgowej próżni, jak zwykłem nazywać własną głowę. Cóż, na takie pytanie nie ma odpowiedzi...

Ciepły prysznic zawsze stawiał mnie na nogi, lecz tego dnia byłem jakiś nieswój, zamyślony, nieobecny. W sumie codziennie taki byłem, ale wtedy jakoś bardziej. Jeszcze nie wiedziałem dlaczego... Przez dobre 10 minut krzątałem się po domu, bez celu, bez sensu. W końcu przypomniało mi się, że wypadałoby wyprowadzić psa na spacer i przy okazji kupić pieczywo w sklepie. Będąc już w sklepie byłem świadkiem przygnębiającego zdarzenia. Jakiś smarkacz, góra z 1 gimnazjum, zaopatrzył się właśnie w paczkę papierosów. Nie wiedziałem wtedy, kto jest bardziej głupi, dziecko trujące swój organizm, czy pozwalająca mu na to sprzedawczyni. Po chwili refleksji usłyszałem głos ekspedientki, nadeszła moja kolej. Zazwyczaj kupuję 4 kajzerki i pół bochenka chleba, ale teraz poprosiłem o 6 bułek i cały chleb. Czemu? Dobre pytanie. Zapłaciłem za zakupy i wróciłem do domu.
I właśnie wtedy, o szóstej nad ranem, wszystko się zaczęło. Robiąc sobie śniadanie coś mnie opętało. Zrobiłem dwa razy więcej kanapek i w dodatku podzieliłem je na dwa talerze, parząc przy tym dwie herbaty. Już wiedziałem o co chodzi. Tak bardzo pragnąłem byś była wtedy ze mną. Bym mógł wstać wcześniej tylko po to, by zrobić Ci śniadanie, które potem zjedlibyśmy przy jednym stole, od czasu do czasu spoglądając na siebie i wymieniając się uśmiechami. I tak każdego dnia... Kocham Cię całym sercem, myślę o Tobie 25 godzin na dobę, 8 dni w tygodniu, ale to zdarzyło mi się pierwszy raz. Cóż, niestety sam musiałem zjeść dwie porcje.
Tymczasem dobiegała już siódma. Spakowałem więc szybko plecak, ubrałem buty i wyszedłem na autobus. Dzisiaj wyjątkowo byłem na przystanku wcześniej, nie będąc zmuszonym biec, jak to miałem w zwyczaju. W sumie to lubiłem jeździć do szkoły, głównie dlatego, że tylko wtedy mogłem na Ciebie patrzeć, widzieć spełnienie własnych marzeń w Twych oczach i uśmiech, który wprawiał mnie zawsze w dobry nastrój. No i mogłem z Tobą porozmawiać, w końcu byliśmy przyjaciółmi. Całą podróż autobusem przespałem i nie muszę już dodawać, kto mi się śnił. Z tym, że w krainie Morfeusza byłaś trochę inna niż dotychczas, smutna, tajemnicza, samotna, zupełnie realistyczna. Zawsze ukazywałaś mi się w biało-czerwonej sukni, z kwiatami we włosach, skacząca po zielonej łące, śmiejąca się i ciesząca z życia, czyli taka, jaką chciałbym Cię widzieć. Taka podobałaś mi się jednak w tym samym stopniu. Dojechałem wreszcie do szkoły i pierwsze co, to śledziłem wzrokiem korytarze, czy przypadkiem nie ma Cię w pobliżu. Bóg najwidoczniej wysłuchał moje prośby, bo po chwili pojawiłaś się obok. Przywitałem się i każde z nas poszło w swoją stronę. Byłem jednak cholernie zły. Miałem ochotę zapytać: "jak się spało?", "jak się dzień zapowiada?", wykazać chociaż odrobinę swojego zainteresowania. Oczywiście nawaliłem, jak to ja. Jeszcze jako pierwszą lekcję miałem język polski, na którym mówiliśmy o bohatarze romantycznym, przeżywającym nieszczęśliwą miłość. Krew mnie zalewała z każdym kolejnym słowem na ten temat. W sumie to myślami byłem już pięć godzin później, bo właśnie wtedy miała zacząć się długa, trzydziestominutowa przerwa, a na Niej, jak zwykle mieliśmy się spotkać. Usiedliśmy na łączniku i rozmawialiśmy, głównie o szkole lub o tym, co nam do głowy przyszło. Szybko wyczułem, że coś jest nie tak. Zasadniczo od dawna brakowało Ci powodów do szczęścia, ale tego dnia uświadomiłem sobie jak długo to trwa i jak poważny jest to problem. To i nie tylko to. Niby byłem osobą, która jak twierdziłaś zrobiła dla Ciebie w życiu tak wiele, jak nikt inny, ale ja czułem, że to stanowczo za mało. Dobrze wiedziałem co Cię trapi, dlaczego tak cierpisz, ale tego dnia poraz pierwszy poczułem całkowitą więź, więź między Twoją, a moją duszą. Chociaż znaliśmy się już ponad pół roku, a Ty wiedziałaś co do Ciebie czuję, to ja nie potrafiłem, bałem się... W każdym bądź razie uznałem, że tego dnia muszę coś zrobić. Coś, co sprawi, że zapomnisz chociaż na chwilę o wszystkich problemach, coś, co uczyni dla Ciebie ten dzień szczęśliwym. Przerwa minęła, ja oczywiście nie zrobiłem tego co zamierzałem, poruszając mniej ważne tematy. Na szczęście miałem jeszcze ku temu okazję, bo lekcje kończyliśmy o tej samej porze, więc tradycyjnie udałem się z Tobą na przystanek i wspólnie czekaliśmy na przyjazd Twojego autobusu.
Minęło jakieś 20 minut zanim autobus przyjechał. Przez ten czas rozmawialiśmy, aczkolwiek w trakcie dzisiejszej dyskusji częściej zdarzało się nam milczeć. Byłaś jakaś nieobecna, widziałem to w Twoich oczach. Zawsze potrafiłem z nich wiele wyczytać, chociaż nigdy o tym nie wspominałem. Zresztą, ja też myślami byłem gdzie indziej. Co jakiś czas rzuciłem tylko parę słów, żeby przerwać tą niezręczną ciszę. Ty patrzyłaś gdzieś w dal, a ja zastanawiałem się wtedy jak wykonać choć jeden z pomysłów, które przychodziły mi w tamtej chwili do głowy. Wiesz... tak bardzo pragnąłem sprawić byś się uśmiechnęła, byś wiedziała, że jestem blisko i nie pozwolę byś sama pokonywała trudy tego cholernego życia. Chciałem Cię chwycić za rękę, nie zważając na Twój ewentualny opór i zabrać Cię w jakiś ciche miejsce, zdala od fałszywych ludzi, od szarej rzeczywistości. Wiesz... tylko ja, Ty i otaczająca nas przyroda. W takie miejsce, jak moja osobista świątynia dumania. Usiedlibyśmy obok siebie, otulibym Cię przed strachem, a jeśli zaczęłabyś płakać otarłbym łzy spływającej po Twoich delikatnych policzkach. Nie wiem jakich słów bym użył i o czym bym wtedy mówił, ale czułem, że nikt inny nie zrozumie Cię tak jak ja, czułem, że jeśli zrobię pierwszy krok to podołam wyzwaniu i pokażę Ci, jak wygląda szczęście, że przywrócę nadzieję Twoim lśniącym jak księżyc nocą oczom i postawię pierwszą cegiełkę pod fundament nieba, które od zawsze chciałem zbudować na Ziemi, właśnie dla Ciebie. Moje serce, pełne szczerego uczucia, dałoby mi zapewne pozostałe wskazówki i wskazałoby nam właściwą drogę...
Nie byłem jednak w stanie się przełamać, chociaż nigdy nie pragnąłem niczego tak bardzo, jak tego żeby zrealizować to co chodziło mi po głowie... W końcu przyjechał cholerny autobus i pojechałaś do domu, pozostawiona sama sobie... Chwilę potem wsiadłem do swojego środka lokomcjii i całą drogę, będąc od rana pod wpływem niesamowitego natchnienia pisałem wiersze dla i do Ciebie.
Po powrocie do domu nie mogłem zrobić nic innego, jak pójść w to miejsce, w które chciałem zabrać Ciebie. Spędziłem tam prawie 5 godzin, zastanawiając się dlaczego boję się okazywać uczucia... I zapewne tkwiłbym tam dłużej, gdyby tylko nie zaczęło się ściemniać. Wróciłem do mieszkania. Rodziców nie było dzisiaj w domu, bo pojechali do cioci. Wszedłem do kuchnii i zacząłem robić sobie kolację. Tym razem już w pełni świadomie podwójnie nakryłem do stołu. Przypomniało mi się, że w barku ojciec trzymał butelkę czerwonego wina na wyjątkową okazję, więc wyjąłem ją i postawiłem na stole, razem z dwoma kieliszkami do wina. Pewnie gdybym wiedział, gdzie są świece to użyłbym ich, a zmuszony byłem skorzystać z lampki stojącej w głębi pokoju, by zachować półmroczny nastrój. Włączyłem jeszcze nasze ulubione kawałki i zasiadłem przy stole. Przy kolacji wyobrażałem, że siedzisz naprzeciwko mnie i delektujesz się tą piękna chwilą. Dlaczego to zrobiłem? Nie wiem, czułem taką potrzebę i było to silniejsze ode mnie.
Posprzątałem po jedzeniu i poszedłem się kąpać. Mniej więcej przed północą leżałem już w łóżku, ale tej nocy nie mogłem zasnąć. Usiadłem przy biurku, wziąłem kartkę papieru i zacząłem pisać, pisać o tym co tego dnia działo się ze mną i we mnie. Żałowałem tylko niezrealizowanych pomysłów i tego, że nie możesz mi czytać w myślach. Gdybyś tylko mogła, gdybyś tylko poczuła ogrom moich uczuć do Ciebie, które skumulowały się tego dnia, to tylko Bóg wie jakby się to potoczyło. To opowiadanie zapewne nawet w połowie nie odda emocji, które towarzyszyły mi przez cały ten kwietniowy dzień. Cieszyłem się tylko, że moi rodzice nie widzieli mojego podwójnego śniadania i romantycznej kolacji. Uznaliby pewnie, że oszalałem. I może mieliby rację, ale oszaleć z miłości do Ciebie to wielki zaszczyt.

(Historia prawdziwa)

Z dedykacją dla hope_dies_last.

24 371 wyświetleń
215 tekstów
222 obserwujących
  • Żelek

    20 February 2011, 16:31

    I ja również :)

  • Żelek

    20 February 2011, 16:11

    A Twoje komentarze wywołałby uśmiech na twarzy nawet najbardziej zasmuconej osoby... :) Dziękuję Ci z całego serca.

  • Żelek

    5 January 2011, 21:30

    Wzruszyłem się...

  • Meteora

    4 January 2011, 15:41

    Pięknie ująłeś swoją historię. Powiem szczerze, że zazdroszcze Ci, że potrafisz tak cudownie opowiadać. Miałam obraz, widziałam to, czułam. Jesteś magiczny ;)

  • IBELLA

    2 January 2011, 17:45

    Każdy powinien oszaleć z miłości ... miłość to naprawdę coś niesamowitego :)

    Gratuluję Wam :)

  • Żelek

    2 January 2011, 03:41

    Zawsze myślałem, że z tym u mnie kiepsko, dlatego tym bardziej dziękuję ;)

  • mon angee

    1 January 2011, 23:13

    Piękne... Zdołałeś opisać to tak realistycznie, że udzielały mi się uczucia bohatera. Cudowne .. Gratuluje

  • Żelek

    30 December 2010, 22:32

    A w którym konkretnie fragmencie? Szczerze, dobrze kojarząc piosenkę nie mogę dopasować nigdzie jej refrenu ;)

    Pozdrawiam.

  • Bettie

    30 December 2010, 22:12

    Bardzo mi się podobało choć dosyć trudno jest napisać romansidło, które przypadłoby mi do gustu. Jestem pod tym względem wybredna. ;) Tobie się udało.
    I jeszcze coś: miałam wrażenie, że w pewnym fragmencie opowiadania wzorowałeś się tekstem refenu piosenki My Immortal. ;)
    Pozdrawiam.

  • Żelek

    29 December 2010, 18:10

    Nie ma za co :)