Menu
Gildia Pióra na Patronite

Urodzinowa róża

PetroBlues

PetroBlues

Dla Anny to był zwykły sobotni poranek i nie miał znaczenia fakt, że tego dnia kończyła pięćdziesiąty rok życia. Wieczorem przyjdzie kilku gości, wypiją po lampce wina, zaśpiewają sto lat i rozejdą się do swoich domów. Nie czuła się staro, choć wiedziała, że nie jest już tak sprawna jak kiedyś. Czas robi swoje. Dźwięk dzwonka u drzwi wyrwał kobietę z rozmyślań. Otworzyła, ale na zewnątrz nikogo nie było. Znalazła tylko czerwoną różę na wycieraczce. Westchnęła i podniosła ten anonimowy prezent. Nie była zaskoczona, ponieważ co roku, od wielu lat, w swoje urodziny, o podobnej porze znajduje na wycieraczce niemal taką samą różę. Tym razem jednak, zdarzyło się coś, co nie miało miejsca przez te wszystkie lata. Przy róży był liścik. Karteczka zawierała tylko godzinę i miejsce spotkania.

- Kim jesteś nieznajomy…- szepnęła kobieta pod nosem.
Wahała się czy powinna iść, ale ciekawość wzięła górę. Ponad trzydzieści lat zastanawiała się kto jest tym cichym wielbicielem. Teraz nadarzyła się szansa, by poznać odpowiedź i jeśli by ją zmarnowała, być może nigdy nie poznała by prawdy.
Nieznajomy poprosił o spotkanie w pobliskim parku, trzy godziny po tym, jak podrzucił kwiat pod drzwi Anny. Kobieta była nieco zestresowana, jednak czas który miała wystarczył, by doprowadziła się do akceptowalnego stanu. Przed wyjściem przejrzała się jeszcze raz w lustrze, po czym wzięła głęboki oddech i wyruszyła w drogę. Po dotarciu na miejsce zatrzymała się przy wyznaczonej fontannie i zaczęła się nieco nerwowo rozglądać.
- Witaj Anno – Nagle usłyszała ten głos, dziwnie ciepły i znajomy, bała się odwrócić, lecz po kilku chwilach strach przemienił się w szok i niemal zdumienie. Wiedziała kto stoi za nią i nie mogła w to uwierzyć.
- H..Henryk – jęknęła odwracając się.
- Witaj – odparł mężczyzna, minęło trochę lat. Wybacz, że zwabiłem Cię tutaj w ten sposób, ale bardzo chciałem z Tobą porozmawiać. Drugiej okazji być może nie będzie.
- Te róże…trzydzieści dwa lata dawałeś mi czerwone róże w urodziny…dlaczego robiłeś to anonimowo?
- Wyszłaś za mąż – odpowiedział Henryk z pełnym spokojem – nie chciałem się mieszać. Byłaś i mam nadzieję, że nadal jesteś szczęśliwa z Jerzym. Gdybym pojawiał się w Twoim życiu mógłbym zaszkodzić waszemu małżeństwu poprzez to, co nas kiedyś łączyło. Teraz jednak postanowiłem się ujawnić. Umieram i chciałem jeszcze choć raz z Tobą porozmawiać.
- Henryk…- Kobieta była zszokowana – Nie wiem co powiedzieć…zaskoczyłeś mnie…Jerzy zmarł pięć lat temu…zawał…nasza córka mieszka z mężem kilkaset kilometrów stąd…
- Nie wiedziałem o Jerzym – westchnął mężczyzna – przykro mi. Starałem się nie interesować twoim życiem prywatnym. Tak było mi łatwiej żyć, trzymałem się na dystans.
Mężczyzna wskazał jedną z parkowych ścieżek i ruszyli z wolna, nadal rozmawiając.
- Wspomniałeś, że umierasz – na co chorujesz? – rzuciła Anna ciągle nieco zaskoczona sytuacją.
- Złośliwy guz mózgu. Został mi miesiąc. Może dwa. Jest jeszcze nikła nadzieja, operacja, ale szanse że przeżyję są nikłe. Wytną mi guza, ale jest na tyle duży, że prawdopodobnie uszkodzą mi mózg. Wtedy będę rośliną, a tego bym nie chciał. Podpisałem więc zakaz reanimacji i podtrzymywania czynności życiowych w przypadku uszkodzenia mózgu.
Kobieta nie potrafiła znaleźć żadnych słów.
- Nie wiem co powiedzieć – szepnęła siadając na jednej z ławek – dziś rano, gdy przeczytałam twój liścik poczułam radość, a nawet chorobliwe podniecenie, że dowiem się kim jest człowiek, który podrzucał mi kwiaty przez tyle lat. Teraz nie wiem, czy cieszę się z tego spotkania, mimo to, gdybym mogła cofnąć się kilka godzin i zachować wiedzę którą mam teraz, to i tak bym przyszła na to spotkanie. Ponad trzydzieści lat temu nie wyszłam za mężczyznę, którego kochałam, a za tego który był lepszym wyborem…
- Dobrze wybrałaś, Jerzy był dobrym człowiekiem.
- Kochałam Ciebie, nie Jerzego. Byłeś biednym mechanikiem. Rodzice byli przeciwni naszemu związkowi, a ja miałam za mało odwagi by się im przeciwstawić. Stchórzyłam.
- Nie cofniesz czasu – przerwał jej mężczyzna – a ja nie mam do Ciebie pretensji. Wybaczę Ci wszystko jeśli zgodzisz się pójść ze mną na kawę – roześmiał się podając jej ramię.
Udali się do kawiarni, w której się poznali. Długo rozmawiali, czas zleciał im szybko. Umówieni na kolejne spotkanie udali się do swoich domów. Tego wieczoru Anna zasypiała z mieszaniną radości i smutku w sercu. Po tylu latach spotkała mężczyznę który był jej jedyną prawdziwą miłością i może nawet nadal nią jest. Jednak przytłaczała ją myśl o chorobie Henryka. Tak bardzo nie chciała go znów stracić.

Spotykali się teraz kilka razy w tygodniu. Rozmawiali o tych wszystkich latach, pomijając jednak temat nadchodzącej nieuchronnie operacji Henryka. Czas leciał jednak szybko i do zabiegu zostały już tylko dwa dni. Siedzieli w tej samej kawiarni co zawsze, lecz tym razem rozmowa słabo się kleiła. Oboje mieli świadomość, że być może widzą się po raz ostatni.
- Dziękuję, że dałaś mi te kilka tygodni, które mogłem z Tobą spędzić. Teraz umrę spokojny. Nie mam żadnych nie załatwionych spraw.
- Nie umrzesz…wierzę, że Ci się uda, dlatego mam prośbę – powiedziała kobieta ze łzami w oczach – Zamieszkaj ze mną jeśli Ci się uda.
Mężczyzna zaniemówił. Patrzył na Annę z lekkim niedowierzaniem ale i wzruszeniem.
- Czy ty…po tych wszystkich latach…czy ty nadal…
- Tak, kocham Cię. Nigdy nie przestałam. – odpowiedziała nie hamując już łez.
- Wygram z tym, przeżyję…przeżyję dla Ciebie…- odpowiedział Henryk.
Emocje wzięły górę. Łzy lały się po obu twarzach strumieniami. W Henryku narodził się płomień walki. Takiej motywacji do życia nie miał nigdy wcześniej. Uwierzył, że może mu się udać.

Dzień operacji był upalny. Anna wzięła wolne w pracy i udała się do szpitala. Spotkali się godzinę przed zabiegiem. Nie mówili wiele, ale i nie żegnali się. Przynajmniej nie na głos.
Oboje mieli świadomość tego co za chwilę może nastąpić, ale oboje wierzyli, że za kilka godzin znów będą rozmawiać. W końcu lekarze przyszli po Henryka.
- Kochałem Cię każdego dnia przez te wszystkie lata i kocham nadal. – powiedział w ostatniej chwili gdy zabierali go na salę operacyjną. Kobieta tylko pocałowała go w policzek i zalała się łzami. Ciężko było jej nad sobą panować, teraz nawet już nie próbowała się uspakajać.
Czas wlókł się niemiłosiernie. Minęła godzina potem druga, a nadal nie było żadnych wieści.
Czekając, kobieta rozmyślała o swoim całym życiu. Nie było złe. Jerzy był dobrym mężem. Nigdy niczego jej nie brakowało. Prawie niczego. Była kochana przez męża i jest kochana przez córkę. Jerzy nie był jednak mężczyzną jej życia. Tym kimś był człowiek który nie zapomniał o niej przez ponad trzydzieści lat. Pamiętał o niej każdego roku, a nawet, jak sam wspomniał, każdego dnia. Była ciekawa, jak by wyglądało jej życie, gdyby wybrała wtedy Henryka. Może podobnie, a może jednak inaczej. Nie chciała teraz gdybać, Jerzy dał jej Magdę, wspaniałą córkę, której nie oddała by za nic w świecie. Henryk być może da jej spokojną starość u boku mężczyzny, którego kochała przez całe życie. Operacja przeciągała się w nieskończoność. Lekarz wyszedł dopiero po czterech godzinach. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Anna miała wrażenie, że zemdleje zanim usłyszy informacje. Lekarz podszedł do kobiety i zaczął powoli mówić:
- Próbowaliśmy usunąć guza, jednak jego rozmiary były zbyt duże. Kilka minut po zakończeniu zabiegu nastąpiła śmierć mózgu. Przykro mi.
Kobieta poczuła taką pustkę, jakby ktoś nagle wyjął z niej wszystkie wnętrzności. Nadzieja, która jeszcze kilka chwil temu paliła się w niej żywym ogniem zgasła jak zapałka.

Pogrzeb odbył się dwa dni później. Kobieta przechodziła to już po śmierci męża. Wiedziała jednak, że Henryk umarł z radością w sercu. Chciała spędzić z nim resztę życia, lecz stało się inaczej. On odwiedzał ja co roku przez te wszystkie lata, teraz to ona będzie odwiedzać jego.
Z dnia na dzień kobieta przyzwyczajała się do tego co się stało. Życie toczyło się dalej. Któregoś popołudnia ktoś zadzwonił do drzwi. Otworzyła i ujrzała mężczyznę około trzydziestki ubranego w ciemny garnitur i trzymającego skórzany neseser w ręku.
- Dzień dobry, jestem prawnikiem pana Henryka Bogusza. Chciałbym z panią porozmawiać. – zaczął bez ceregieli.
Kobieta wpuściła gościa do środka. Usiedli przy stole w pokoju gościnnym i zaczęli rozmawiać.
- Słucham, co się stało? – powiedziała spokojnie Anna.
- Jestem tu w związku z zapisem w testamencie mojego klienta który dotyczy pani.
- Henryk mi coś zostawił w spadku? – zdziwiła się kobieta.
- Owszem i to nie mało – odparł prawnik. – na początek jednak chciałbym Wręczyć pani ten oto list. Taka była wola pana Henryka. – Mężczyzna podał Annie kopertę
Kobieta rozerwała papier i jednym tchem przeczytała treść listu:

Kochana Anno
Jeśli czytasz ten list, to znaczy, że czuwam już nad Tobą z góry. Mam nadzieję, że sobie radzisz. Zostawiłem Ci kilka rzeczy, które mają dużą wartość, ale tylko materialną. Mi nie dały szczęścia, może Ty wykorzystasz je lepiej. Przyjmij je proszę, lub jeśli taka Twoja wola oddaj na cele charytatywne. Zapisuję to wszystko tobie, gdyż nie mam nikogo bliskiego poza Tobą, więc myślę, że jesteś najodpowiedniejszą osobą. Wiem, że podejmiesz mądrą decyzję, jaka by ona nie była. Nigdy o Tobie nie zapomniałem i wiem, że Ty nigdy nie zapomnisz mnie. Dlatego będę żył wiecznie, w Tobie. Dziękuję Ci za to, niczego piękniejszego nie mogłem otrzymać. Kocham Cię.

Henryk

Po policzkach kobiety pociekły łzy. Nastało długie milczenie. W końcu jednak przemogła się i zwróciła się w stronę prawnika:
- Ale co on mi właściwie zapisał…?
- Tak dokładnie to dwie rzeczy. Trzysta czterdzieści milionów złotych i willę pod Warszawą, w której mieszkał przez wiele lat.
Kobieta zaniemówiła. Siedziała z otwartymi ustami i gapiła się na prawnika jak na wariata.
- Ale jak to…on był bogaty?
- Miał udziały w kilku firmach. Nie wiem jak się dorobił majątku, ale najwidoczniej miał głowę do interesów. – odparł mężczyzna – więc jaka jest pani decyzja odnośnie spadku? Przyjmuje go pani?
- Tak…to znaczy…willę chciała bym sprzedać a zysk przekazać na cele charytatywne, tak jak i część majątku. Resztę chciałabym przekazać córce. Ja mam wszystko czego mi potrzeba. – odpowiedziała kobieta.
- Oczywiście. Pani prośba zostanie zrealizowana. Niebawem skontaktuję się z panią w sprawie załatwienia formalności. Zostawię moją wizytówkę, w razie gdyby miała pani jakieś pytania.
Prawnik zapisał coś w swoim dzienniku i wyszedł. Anna siedziała bez ruchu jeszcze przez dłuższy czas. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę z ironii losu jaka ją spotkała. Wyszła za Jerzego, bo jej rodzice uważali go za lepszą partię niż Henryk. Jednak jak się okazuje ten drugi osiągnął w życiu o wiele większy majątek niż jej mąż. Po chwili ta myśl sprawiła, że kobieta głośno się roześmiała. Gdy opanowała rozbawienie spojrzała przez okno w niebo i szepnęła:
- Niesamowite…zawsze potrafiłeś mnie zadziwić jak nikt inny, ale nie sądziłam Henryku, że najbardziej zadziwisz mnie dopiero po swojej śmierci. Po paru minutach kobieta spakowała walizkę, założyła płaszcz i udała się w podróż na drugą stronę kraju, by osobiście obwieścić córce nowinę, w którą chyba sama jeszcze do końca nie uwierzyła.

47 951 wyświetleń
591 tekstów
92 obserwujących
  • CzerwonaJakKrew

    27 August 2012, 21:23

    Ładnie… Podoba mi się, ciekawe zakończenie… Ironia losu, ironia naszego całego życia…
    Tylko małe ale *poznałaby…

    Pozdrawiam,
    CzerwonaJakKrew