Menu
Gildia Pióra na Patronite

Niespodziewanie uratowana

Jajko

Jajko

Były wakacje. Mieszkałam w przemiłym ośrodku. Okna mojego pokoju wychodziły na wschód, więc co dzień rano witały mnie wspaniałe i ciepłe promienie słońca.

Razem z przyjaciółmi, których nie mogłam bliżej określić, ponieważ mój mózg nie uwidocznił ich zbyt dostatecznie w mojej głowie, szłam na plażę. Mieliśmy nawet deski surfingowe, chociaż ja wcale nie znałam się na pływaniu.
Przy wyjściu na plażę był płot. Płot to mało powiedziane. To był naprawdę ogromny mur, betonowy. Przejść na plażę dało się tylko przy pomocy małej luki w owym murze. Były to góra dwa metry.
W pierwszym momencie ujrzeliśmy mnóstwo ludzi. Trudno było określić czy jest jakieś wolne miejsce dla nas. Postanowiliśmy iść dalej, gdzie wydawało nam się mniej ludzi. Szliśmy dosyć długo a tłum nie zmniejszał się. Po dosyć długim odcinku, możliwe, że nawet kilkunastu kilometrów, tłum się urywał i widać było tylko dziką bez ludzi plażę. Rozłożyliśmy tam swój koc. Moi przyjaciele poszli się kąpać a ja zostałam na brzegu, spoglądając od czasu do czasu w ich stronę. Wyjęłam sobie książkę z plecaka i naprawdę mocno się wczytałam.
Nagle usłyszałam krzyk ludzi. Od razu spojrzałam na swoją paczkę by zobaczyć czy nie krążą wokół nich żadne rekiny.
Moim oczom ukazała się wielka fala porównywalna nawet z tsunami. Pędziła prosto na mnie a na drodze miała tylko moich znajomych.
Jeszcze nie zdążyła się przewrócić tylko lekko pluskała na samym szczycie.
W głębi serca modliłam się żeby nie zaczęła wirować a moi przyjaciele mogliby nad nią jakby przepłynąć lub schować się pod nią i znaleźć się z drugiej strony. Najgorsze było jednak to, że oni jej nie widzieli. Chciałam krzyczeć, ale miałam uczucie jakby język wpadł mi do gardła. Zamiast tego zaczęłam kiwać. Oni zauważyli, ale uśmiechali się i od kiwali mi z powrotem.
Fala zaczęła podnosić ich powoli do góry i widać było, że nie chce ich zabrać ze sobą. Kiedy jednak mieli się już prześlizgnąć przez szczyt fali ona zaczęła się przewracać i wirować poziomo. Wciągnęło ich pod wodę. Zaczęłabym płakać, ale teraz ogromna ilość wody pędziła na mnie. Wzięłam głęboki wdech. Chciałam uciekać, ale nie miałam dokąd.
Za moimi plecami rozwijał się szary mur, który w moich oczach wydał się jeszcze większy niż przedtem. Miał przynajmniej sześć metrów. Do przejścia było daleko a wszyscy ludzie zdążyli już uciec z plaży.
Zdążyłam jeszcze wypchnąć powietrze i kiedy chciałam zrobić wdech uderzyła we mnie wielka fala wody. Przycisnęła mnie pierw do ziemi. Małe kamyczki wbiły mi się w plecy. Potem przesunęła mnie bliżej do morza.
W moje ciało, mniej więcej dolną część kręgosłupa, wbił się duży kawałek jakiegoś szkła. Możliwe, że zbita butelka po piwie lub coca coli. Ból był okropny, ale to nie wszystko.
Następna fala odsunęła mnie tak daleko, że uderzyłam głową w mur. Co sprawiło, że całkowicie wypuściłam powietrze. Z czaszki popłynęła mi krew barwiąc wodę.
Próbowałam znaleźć jakoś kierunek, w którym mogłabym wypłynąć po powietrze, ale nie wiedziałam czy płynę w górę do nieba czy na dół do dna, więc dałam sobie spokój.
Położyłam się na wodzie i czekałam na śmierć. Nareszcie byłam taka lekka. Taka wolna od wszystkiego. Coś zaczęło mnie przygniatać do dna. Nie było bardzo ciężko ale zaburzało mi to moją spokojną śmierć w głębinach. Zaczęłam widzieć tylko blask, który wypływał z pionowego prostokąta. To było okno a za nim piękne słońce. Czy trafiłam do nieba?
- Pobudka! – Usłyszałam głos mamy na korytarzu. – Czas do szkoły!

884 wyświetlenia
10 tekstów
0 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!