Menu
Gildia Pióra na Patronite

Opowiadanie spod rozłożystej morwy piąte

fyrfle

fyrfle

Był 31 października. Bardzo słoneczny i ciepły dzień. Szedłem leniwie za Panem Miki i nie za bardzo zwracałem uwagę na niego, tylko na ulicę i parkingi. Kierowcy aut na ulicy szukali miejsc do zaparkowania, a ci na parkingach próbowali włączyć się do ruchu. Więc nerwowo i bałaganiarsko było. Co chwilę było słychać klaksony i bezceremonialne narzekania jednych na drugich. Jedni wysiadali z samochodów, a drudzy pakowali kartony zniczy i ogromne donice z chryzantemami. Tymczasem Miki szarpnął mocniej smyczą i zaczął głośno szczekać. Spojrzałem w jego stronę i zobaczyłem, że wyrywa się w kierunku jeża, który dreptał sobie od apteki chodnikiem w naszym kierunku. Kiedy jeż zbliżył się do Mikiego, to ten przezornie wycofał się, a nawet przestał szczekać. Jeż spokojnie minął go i skręcił przez żywopłot pod morwę . Moją uwagę zwrócili teraz młoda kobieta i mężczyzna. Przywitali się niedźwiadkiem i siedli na ławce pomiędzy sklepem spożywczym , a apteką. Mieli po około trzydziestu lat.
- Aaale jestem zmęczona - zaczęła ona.
- Czym ty do cholery możesz być zmęczona?- odparował on.
- No co ty, co ty- pracą!
- Czym konkretnie?
- No wiesz! Osiem godzin ślęczenia przed komputerem!
- A to ty jesteś znużona, a nie zmęczona!
- TY nie doceniasz mojej pracy!
- Znowu mylisz pojęcia. Ty wykonujesz zajęcie. Pracuje to górnik, hutnik, meliorant, dekarz, murarz!
- Ale z ciebie cham!
- Zrób prawo jazdy na traktor. Osiodłaj "sześćdziesiątkę" i okiełznaj ją w orce to pogadamy!
Kobieta zebrała się i poszła bez słowa do apteki, a mężczyzna ironicznie śmiejąc się , założył nogę na nogę i zapalił papierosa. Ja tymczasem poszedłem chodnikiem dookoła trawnika na którym rosła morwa , bo jeż niebezpiecznie zaczął się zbliżać do ulicy. Zdaje się, że koniecznie chciał przejść na drugą stronę ulicy. I rzeczywiście wszedł pomiędzy parkujące samochody i twardo szedł do jezdni. Wziąłem szybko Pana Mikiego na lewą rękę, a prawą zacząłem dawać znaki kierowcom z jednej i z drugiej strony żeby się zatrzymali. Nie mieli zresztą wyjścia, bo wszedłem im na środek ulicy i pokazywałem gesty do zatrzymania. To musiało być komiczne, bo w lewej ręce unosiłem Chichuahue, a prawą pokazywałem na jezdnię. Kierowcy zwolnili, a jeden z nich uchylił okienko i powiedział śmiejąc się:
- Trzeba mu było czerwony dywan rozłożyć!
Drugi tymczasem zaczął robić zdjęcia jakimś smartfonem, ale z tyłu już zaczęli trąbić. Na szczęście jeż pomykał szybko i zaraz znikł pomiędzy parkującymi po drugiej stronie ulicy autami. Ja podążyłem za nim i odprowadziłem go wzrokiem , aż nie znalazł się na trawniku za chodnikiem. Szedł dalej niewzruszony. Mnie tymczasem "zaatakowały" dzieci krzycząc: - O Chihuahua! Chihuahua! Możemy pogłaskać!?
Ich rodzice tradycyjnie odpytali mnie o cenę, czy zdrowo się chowa, bo słyszeli, że trudne są w utrzymaniu i że chorują i są takie delikatne! Udzieliłem odpowiedzi, zgodziłem się na zdjęcie z Panem Mikim i skierowałem się do przejścia dla pieszych, które znajdowało się za jakieś 15 metrów. Już chciałem kierować się do domu, ale Miki podbiegł do kolejnej grupy dzieci, a to oznaczało, że podda się kolejnej fali pieszczot.

297 738 wyświetleń
4773 teksty
34 obserwujących
  • 21 February 2014, 18:50

    Takiemu Mikki'emu to dobrze...
    Aaa przy tamtych przykładach powinien się pokazać też "rzeźnik" tego to nikt nie docenia..
    Nawet jeśli przerabia 46ton w 9h dniówki !! xD

    Życiowe opowiadanie....
    Zaciekawił mnie początek, sądziłam że może jakaś fantastyki (moje wybujała wyobraźnia) ale nie....
    Jednak miło się czytało. Pozdrawiam ^^